RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

możliwość, choć niewielka, że jestem w tej sytuacji osobÄ… po­
dejrzanÄ….
- Na to wyglÄ…da.
- Zdaje pan sobie chyba sprawę, że miałam dosyć czasu,
żeby nalać brandy do szklanki i zaprawić ją cyjankiem. Skąd pan
ma pewność, że go nie zabiłam?
ZastanowiÅ‚ siÄ™, jak wiele może jej wyjawić. Na drzwiach ciem­
ni i w jej wnętrzu wyczuł ślady obsesji, nienawistnego podniecenia
i strachu. Wszystko to razem tworzyło plątaninę wrażeń trudnych
do uporządkowania. Czul, że nakładało się tam na siebie wiele
117
wrogich uczuć. Burton niewątpliwie dotknął gałki przynajmniej
raz. Morderca również. Venetia uczyniła to samo. Wszystkie te trzy
osoby Å‚Ä…cznie pozostawiÅ‚y po sobie chaotyczny splot emocji. Pe­
wien byÅ‚ tylko jednego: to nie Venetia zabiÅ‚a. W Domu Wiedzy Ta­
jemnej zrodziła się między nimi zbyt bliska, głęboka więz. Gdyby
Venetia zdobyła się na akt bezlitosnej przemocy, wiedziałby o tym.
- Mówiła pani, że ktoś wcześniej wyszedł z ciemni. Wierzę w to.
- DziÄ™kujÄ™. Doceniam paÅ„skie zaufanie. Niech mi jednak bÄ™­
dzie wolno spytać: czy jest pan pewien, że mówiłam prawdę?
- Wiem tylko jedno: po naszym wspólnym pobycie w Domu
Wiedzy Tajemnej znam panią na tyle, aby pani ufać. - Była to
akurat czysta prawda.
- Ogromnie siÄ™ cieszÄ™, że docenia pan mój charakter - od­
parła sucho.
Gabriel zrozumiał, że Venetia mu nie ufa. No przecież ona
też ma własne sekrety.
-W takim razie łatwo nam przyjdzie uzgodnić wspólną
wersjÄ™ wydarzeÅ„, która bez wÄ…tpienia znajdzie siÄ™ też w poran­
nej prasie...
- Och, w prasie! Nie wzięłam tego pod uwagÄ™. Otford, re­
porter  LatajÄ…cego Agenta", byÅ‚ na wystawie. Nie sposób prze­
widzieć, jak wszystko przedstawią gazety.
- Zajmiemy się tym pózniej. Na razie o wiele bardziej mnie
interesuje, czemu pani okłamała i mnie, i policję, mówiąc, że
nie rozpoznała człowieka na schodach.
15
Pytanie całkowicie ją zaskoczyło, jak się zresztą spodziewał.
Zwróciła ku niemu głowę. W jej oczach zobaczył zdumienie
i niepokój, zupełnie jakby ją nagle wypłoszył z jakiejś kryjówki.
118
-Ależ nie rozpoznałam go - odparła trochę za szybko. -
Mówiłam panu przecież, że nawet mu się nie mogłam dobrze
przyjrzeć! Na pewno był to ktoś obcy.
Gabriel wstał i poruszył żelaznym pogrzebaczem ogień na
kominku.
- Ale coś pani widziała - powiedział łagodnie.
- Owszem, mężczyznę w długim płaszczu i cylindrze. Już
panu mówiÅ‚am. - UrwaÅ‚a i dodaÅ‚a po namyÅ›le: - A przynaj­
mniej uważam, że to był mężczyzna.
- Nie jest pani pewna? - SÅ‚owa Venetii zaostrzyÅ‚y jego czuj­
ność.
- Mogę powiedzieć z całą pewnością tylko tyle, że osoba,
którÄ… widziaÅ‚am, ubrana byÅ‚a jak dżentelmen i, o czym już mó­
wiłam detektywowi, była szczupła oraz więcej niż średniego
wzrostu. W mroku nie mogłam dostrzec szczegółów.
- Ciekawe, że według pani sugestii zabójca mógłby być kobietą.
- Gabriel odłożył pogrzebacz. - Zważywszy na męski ubiór, raczej
trudno zakwestionować pani twierdzenie, że był to mężczyzna.
- Po zastanowieniu dojdzie pan do wniosku, że najskutecz­
niejszym przebraniem jest właśnie ubiór płci przeciwnej.
Gabriel się zamyślił.
- No i stara teoria mówi, że trucizna to broń kobieca.
- Ze wzglÄ™du na okolicznoÅ›ci nie sÄ…dzÄ™, aby należaÅ‚o przy­
kładać do niej dużą wagę. Ofiara była fotografem, a więc cyjanek
nasuwał się tu sam przez się.
- Słusznie. - Gabriel wsparł ramię o parapet kominka. - Czy
ten uciekający człowiek na pewno pani nie zauważył?
- Na pewno. Nie oglądał się za siebie, a gdyby nawet tak
zrobił, nie mógł mnie dostrzec.
- Dlaczego?
- Stałam w najciemniejszym miejscu korytarza, wyglądając
zza rogu. Nie padało na mnie żadne światło, tylko na niego, i to
bardzo słabe.
119
- SkÄ…d pani wie?
- Przecież jestem fotografem. Zapewniam pana, że dobrze
się orientuję w efektach światła i cienia.
- Nie wątpię w pani doświadczenie zawodowe, madame
- Gabriel spojrzaÅ‚ jej prosto w oczy - ale muszÄ™ raz jeszcze za­
pytać: co takiego pani widziaÅ‚a, o czym nie dowiedziaÅ‚a siÄ™ po­
licja?
Splotła ciasno palce.
- SkÄ…d pan wie, że nie wszystko powiedziaÅ‚am detektywo­
wi?
-Można to nazwać męską intuicją. Podczas naszej, zbyt
krótkiej niestety, znajomoÅ›ci w Domu Wiedzy Tajemnej prze­
konałem się, że podczas fotografowania często widzi pani więcej
niż inni. I wciąż mnie dziwi, jak pani zdoÅ‚aÅ‚a tamtej nocy wypa­
trzyć dwóch mężczyzn w lesie.
- Zauważyłam ich, kiedy padło na nich światło księżyca.
- %7ładne światło księżyca nie padało na drzewa, ale na razie
mniejsza z tym. Znalezliśmy się w trudnej sytuacji, nie mogę
więc niczego bagatelizować. Muszę znać prawdę i dlatego raz
jeszcze pytam: co pani widziała tej nocy?
Tak długo zwlekała z odpowiedzią, że był pewien odmowy.
Nie mógł mieć o to pretensji. W końcu nie miała wobec niego
żadnych zobowiązań. Irytował go jednak brak zaufania. Nagle
zdał sobie sprawę, że pragnie, by go nim obdarzyła, jak wtedy,
w Domu Wiedzy Tajemnej.
- Nie przyda siÄ™ to policji.
- A więc jednak coś pani dostrzegła?
- Tak. - Spojrzała mu w twarz. -Jeśli powiem prawdę, uzna
pan to za wybujałą imaginację, a w najlepszym razie wydam się
panu oszustkÄ….
Zbliżył się do niej, ujął ją za ramiona i zmusił, żeby wstała.
- Zapewniam panią, że ani jedno, ani drugie nie wchodzi
w grÄ™.
120
- Na pewno? - spytaÅ‚a z powÄ…tpiewaniem. - SkÄ…d to prze­
świadczenie?
- Chyba pani zapomniała, że trzy miesiące temu spędziliśmy
trochÄ™ czasu sam na sam. - UjÄ…Å‚ jÄ… za ramiona jeszcze mocniej.
- Nie, panie Jones, nie zapomniałam. Ani na chwilę.
-I ja też nie. PowiedziaÅ‚em już, że nie wÄ…tpiÄ™ w pani charak­
ter. W pełnię władz umysłowych również.
- Dziękuję.
-Jest jeszcze jeden powód, dla którego uwierzÄ™ wszystkie­
mu, co pani powie.
-Jaki?
- Za bardzo pani pragnÄ™, żebym mógÅ‚ sobie pozwolić na ja­
kiekolwiek zwÄ…tpienie.
-Panie Jones!
Pytania postanowił odłożyć na pózniej. Nie mógł się dłużej
opierać pragnieniu, żeby ją mocno pocałować.
16
ZawirowaÅ‚o jej w gÅ‚owie. CaÅ‚owaÅ‚ jÄ…. Po wszystkich miesiÄ…­
cach przepełnionych niepewnością o własny los i rozpaczą na
myśl o tym, że jeśli nawet Gabriel żyje, to do niej nie wróci!
- Czy ty wiesz - wyszeptaÅ‚ - ile nocy przeleżaÅ‚em bezsen­
nie, marząc o tym, żeby cię znów pocałować?
- A co byÅ‚o ze mnÄ…? ZdruzgotaÅ‚a mnie wiadomość, że zgi­
nÄ…Å‚eÅ› w wypadku. Nie mogÅ‚am w to uwierzyć. CzuÅ‚am, że ży­
jesz. Powtarzałam sobie wciąż, że gdybyś umarł, wyczułabym to
w jakiś sposób. A ty nie powiadomiłeś mnie ani słowem.
- Przepraszam, moja miła. - Delikatnie odchylił jej głowę
ku tyłowi, tak żeby mogły do niej dotrzeć jego słowa. - Nigdy
nie przypuszczałem, że dowiesz się o mojej rzekomej śmierci.
121
SkÄ…d miaÅ‚em wiedzieć, że przeczytasz tÄ™ notatkÄ™ w gazecie? SÄ…­
dziłem, że spokojnie mieszkasz sobie w Bath.
- Mogłeś mnie jakoś powiadomić.
- Wybacz - szepnął - myślałem, że cała ta przeklęta sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl