[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Na
jakiekolwiek wyjaśnienia jest stanowczo za pózno.
- Dlatego, że już zdążyłem, jak to powiedziałaś,
zrujnować ci życie? - Na ustach Rydera błąkał się
lekki uśmiech.
- To nie są żarty!
- Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić? Sądzisz,
że dobrze czuje się mężczyzna, gdy nagle widzi przed
sobą taką scenę, jakiej ja byłem świadkiem? Brenno,
ten facet miał duże szczęście, że mu solidnie nie
przyłożyłem!
- A cóż cię powstrzymało? - zapytała ze złością.
- Powiedzmy, że wspaniałomyślność. Po uroczym
wieczorze byłem w dobrym nastroju... - Dopiero
teraz dotarło do Brenny, że Ryder jest wściekły.
- Po uroczym wieczorze i uwiedzeniu profesorki
z college'u? - wycedziła przez zęby.
- Po uroczym wieczorze, podczas którego zostałem
uwiedziony przez profesorkę z college'u - poprawił
bez cienia humoru w głosie. - O ile mnie pamięć nie
myli, to nie ja przyspieszyłem tok zdarzeń. Dobrze
wiedziałaś, bo ci to mówiłem, że mogę jeszcze poczekać.
- Uważasz, że ostatnia noc, to moja wina? - Brenna
była tak rozzłoszczona, że incydent z Damonem
zupełnie wywietrzał jej z głowy.
- Tak - odrzekł po namyśle Ryder.
- Jesteś wstrętnym, zle wychowanym, nieokrzesanym...
- wokiem? - podpowiedział, a w oczach zapaliły
mu się podejrzanie wesołe ogniki.
Tego już było dość dla Brenny. Odwróciła się
szybko, złapała pierwszy z brzegu przedmiot, jaki był
pod ręką i rzuciła nim w Rydera.
Uchylił się w porę i książka, którą cisnęła Brenna,
przeleciała mu obok głowy i uderzyła w ścianę.
W pokoju zapanowała cisza. Brenna stała bez ruchu
z szeroko otwartymi oczyma. Była zaskoczona i przerażona
własną gwałtownością. Zobaczyła nagle, że
Ryder idzie w jej stronę.
Przestraszyła się. Chciała odwrócić się i uciec, lecz
nogi wrosły jej w ziemię. Przytłaczały ją poczucie
winy i przeżycia ostatnich godzin, a także złość na
Rydera, połączona ze strachem. Zacisnęła pięści
i z udawaną odwagą postanowiła stawić mu czoło.
Podszedł szybko tym swoim zwinnym, kocim
krokiem i zatrzymał się tuż przed nią.
- Miałem okazję już się przekonać, że jesteś
odważna i łatwo się nie poddajesz.
Brenna oddychała szybko i nierówno. Z trudem
chwytała powietrze.
Ryder mówił dalej:
- Mam podstawy sądzić, że nie traktujesz mnie jak
zabawnego ćwoka, z którym postanowiłaś sobie
poigrać tego lata.
- Jesteś naprawdę nieznośny - powiedziała z wyrzutem.
- Wiem. - Westchnął głęboko. - Będziesz musiała
mi to wybaczyć. Ostatnie kilka minut nie należało do
najprzyjemniejszych. - Brenna zobaczyła, że Ryder
odwraca się w stronę kuchni. - Raz jest pora na
działanie, a raz na rozmowy - mówił dalej. - A czasami
jeszcze na jedzenie. Działanie mamy już za sobą.
Dwie następne rzeczy są jeszcze przed nami.
O, widzę, że już zabrałaś się do śniadania - dodał
i włożył rękę do kartonu, aby wyjąć następne jajko.
Brenna spojrzała na Rydera zwężonymi oczyma
i z naciskiem powiedziała:
- To śniadanie robiłam dla Damona.
- Już go nie ma - stwierdził beznamiętnie.
- Słuchaj...
- Siadaj, Brenno. Musimy porozmawiać.
Stalowa nuta w jego głosie sprawiła, że Brenna
posłuchała go od razu. Podeszła do drewnianego stołu
stojącego pod oknem i usiadła na krześle. Bez słowa
patrzyła, jak Ryder sprawnie przygotowuje śniadanie.
Na widok jej sztywnej postaci i niemego żalu
w oczach, potrząsnął głową.
- Nie będę przepraszał za to , co się stało. Prawie
na pewno każdy mężczyzna na moim miejscu zachowałby
się tak samo.- Każdy mężczyzna, który ma
zwyczaj wszystkie problemy rozwiązywać siłą!
Widzę, że ci się nie podobało. Szkoda, że nie mogłaś
się przekonać, co dopiero bym zrobił , gdybym
wszedł i zobaczył cię w ramionach tego faceta! Gwoli
ścisłości, pozwól jednak, że ci przypomnę. Nie kto
inny, lecz on pierwszy użył siły.
- Och! - jęknęła Brenna na wspomnienie tego, co
uczyniła Damonowi. - Powinieneś słyszeć, co ja mu
powiedziałam!
- Parę słów do mnie dotarło, ale nic nie zrozumiałem.
A więc o co chodziło? - spytał spokojnie,
nalewając herbatę.
- Damon przyjechał specjalnie po to, żeby mi
pomóc. Martwił się o mnie, o moje sprawy zawodowe.
Jestem... Właśnie byłam w trakcie podejmowania
ważnej decyzji, która może zaważyć na całej mojej
przyszłości. Damon chciał zwrócić mi uwagę na
praktyczną stronę powstałej sytuacji... - Brenna
przerwała i sięgnęła po filiżankę z herbatą. - To
wszystko jest bardzo skomplikowane i wątpię, czy cię
zainteresuje...
- Zwietnie wiesz, że tak - przerwał jej szorstko.
- Mów dalej.
Po dłuższym wahaniu zdecydowała się opowiedzieć
Ryderowi całą swoją historię. Nabrała powietrza.
- Chyba słyszałeś, że dla ludzi parających się nauką,
publikowanie wyników własnych prac jest sprawą
pierwszoplanową.
- Jeśli nie publikujesz, to nie istniejesz?
- Coś w tym rodzaju. Przez wiele miesięcy przygotowywałam
pracę na temat etyki w informatyce.
- Czego? - przerwał jej Ryder. Wydawał się
zaskoczony.
- Strony etycznej używania komputerów. To jeden
z zupełnie nowych i niezwykle aktualnych tematów
interesujących naukowców. W wielu ośrodkach akademickich
czystą filozofię zepchnięto na plan dalszy,
jako naukę oderwaną od życia. Coraz rzadziej, niestety,
uważa sieją za podstawę wykształcenia współczesnego
człowieka. I trzeba zrobić wszystko, żeby ta wspaniała
nauka odzyskała należne jej miejsce! Etyka w zastosowaniach
informatyki jest właśnie tak im kierunkiem,
dzięki któremu można będzie nie tylko przywrócić
filozofii utraconą pozycję, lecz także ją ożywić
i powiązać z praktyką. Zagadnienia etyczne towarzyszące
używaniu i nadużywaniu komputerów to coś
w rodzaju filozofii stosowanej. - Brenna spojrzała na
Rydera, niepewna, czy ciągnąć dalej.
- Wierzę ci na słowo. Mów , słucham uważnie
- zapewnił nie odrywając wzroku od patelni, na
której smażyła się jajecznica.
- W każdym bądz razie włożyłam wiele wysiłku
w zebranie materiałów i przygotowanie pracy na ten
temat, który ujęłam na tle historycznego rozwoju
myśli filozoficznej. Odnoszenie tego, co głosili tacy
filozofowie, jak Arystoteles czy Kant, do współczesnych
problemów moralnych towarzyszących stosowaniu
komputerów, jest rzeczą naprawdę fascynującą! Daje
całkiem nowe spojrzenie, otwiera horyzonty...
- W oczach Brenny było widać prawdziwy entuzjazm.
- Powtarzam: wierzę ci na słowo. - Ryder uśmiechał
się lekko. - Mów dalej.
Otrząsnęła się z błądzących po głowie myśli i wróciła
do przerwanego wątku opowiadania.
- W służbowym biurku trzymałam zawsze wszystkie
materiały: cały plik własnych notatek i wstępny szkic
artykułu. Dla nikogo w instytucie nie było żadną
tajemnicą, że przygotowuję pracę i zamierzam ją
opublikować w poważnym czasopiśmie naukowym.
Prawie nigdy nie zjawiałam się w instytucie w niedziele
- ciągnęła Brenna. - Kiedyś jednak wpadłam zupełnie
przypadkiem na chwilę i zobaczyłam, że wszystkie
moje notatki i szkic artykułu zniknęły z biurka!
- Ktoś ci je zabrał? - Opowiadanie Brenny zaczynało
intrygować Rydera.
- W poniedziałek z samego rana były już na swym
zwykłym miejscu w szufladzie. Nie miałam pojęcia,
co się stało, ale zaczęłam się denerwować. Od tamtej
pory codziennie zabierałam wszystkie papiery do
domu, ale, jak się potem okazało, na ochronę pracy
było już za pózno. Nigdy się nie dowiem, ile weekendów
moje notatki spędziły na cudzym biurku!
- Czyim?
- Nie zgadniesz, więc powiem ci od razu. Na
biurku dyrektora instytutu! - wykrzyknęła Brenna.
Jej gniew powrócił ze zdwojoną siłą. - Szacownego
i ogólnie poważanego profesora Paula Humphreya,
który ostatni rok swej pracy w college'u, przed
przejściem na emeryturę, chciał uwieńczyć artykułem [ Pobierz całość w formacie PDF ]