
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy dłoń opadła ku plecom Severina.
Obrócił się szybko i sztylet drasnął go w ramię.
- Co, u diabła! - krzyknął książę, jednak napastnik już zdo
łał zbiec i ukryć się w labiryncie.
Książę patrzył na Cecily, przyciskając dłoń do ramienia.
W pewnej chwili ją oderwał i Cecily zauważyła krew na je
go palcach.
- Jest pan ranny - powiedziała niemądrze.
- To tylko draśnięcie. Nic pani nie jest? - zapytał pośpiesznie.
-Nic.
- Proszę tu zostać, muszę go złapać.
- Nie! - Chwyciła go za zdrowe ramię. - Nie może pan.
Chyba że pragnie pan wykrwawić się na śmierć w labiryncie
signora Palermo.
Jego oczy zalśniły.
- To niezbyt prawdopodobne - oznajmił, ale nagle się za
chwiał.
Chwyciła go pod ramię i pomogła mu złapać równowagę.
- Niech pan usiądzie - zażądała. - Bardzo proszę.
Nie protestował, tylko usiadł w trawie, wciąż trzymając się
za ramię. Zsunęła frak ze swoich ramion i uklękła.
68
- Proszę pokazać ramię.
- Wszystko w porządku.
- Wcale nie. - Delikatnie odsunęła jego rękę. Na widok ra
ny przeszył ją dreszcz. - Chyba trzeba będzie szyć. Najpierw
jednak musimy zatamować krwotok.
- Proszę wziąć mój fular - powiedział niewyraźnie.
- Dobry Boże! - rozległ się damski głos. - Co się stało?
Cecily uniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała dwóch dżen
telmenów oraz damę. Przez te okropne wydarzenia zdążyła
zapomnieć, że przecież są tu na przyjęciu.
- Został dźgnięty sztyletem - wyjaśniła. - Muszę zatamo
wać krwawienie, no i potrzebny jest lekarz.
- Oczywiście. - Jeden z mężczyzn zaczął przywoływać słu
żących, a drugi przykucnął obok Cecily. - Proszę mi pozwo
lić, signora. Widziałem już takie rany, kiedy służyłem w armii.
Mogę panią prosić o szarfę? Jestem signor Canelli. - Wyciąg
nął chusteczkę, a Cecily drżącymi rękami rozwiązała jasnozie
loną szarfę na swojej sukni i wręczyła ją signorowi Canellemu.
Zwinął chusteczkę i przycisnął ją do rany, po czym obwiązał
opatrunek szarfą.
- Severin! - Przenikliwy głos lady Margate przedarł się
przez otaczający ich tłum. - Co się stało? - Chwilę później
osunęła się na kolana, tuż obok Cecily. - Dobry Boże! Kto ci
to zrobił?
- Jakiś złodziejaszek. - Popatrzył na Cecily wyzywającym
wzrokiem, jakby tylko czekał, że zaprzeczy.
- Dobry Boże! - powtórzyła lady Margate, patrząc na nie
go z przerażeniem.
Signor Canelli skończył bandażowanie dokładnie w chwi
li, w której pojawił się signor Palermo. Natychmiast przejął
dowodzenie - dwóch krzepkich mężczyzn zaprowadziło Se-
69
verina do domu, trzeci został wysłany po osobistego medyka
gospodarza. W tym zamieszaniu Cecily zauważyła, że Simon
opuszcza labirynt, a za nim idzie Paolo. Natychmiast do nich
podbiegła.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony lord Ballister na wi
dok jej miny.
- Pański kuzyn został... Został ugodzony nożem, kie
dy wychodziliśmy z labiryntu. - Chwyciła go za rękę, gdy
ujrzała wyraz jego twarzy. - Jest ranny w ramię, ale to nic
poważnego. Krwawienie ustało, signor Palermo posłał po
medyka. Pański kuzyn idzie właśnie do domu naszego
gospodarza.
- A pani? Nie jest pani ranna? - zapytał.
- Nie, nic mi się nie stało.
Kiwnął głową i popędził ku ludziom zgromadzonym wo
kół jego kuzyna. Paolo wydawał się wstrząśnięty.
- Został ugodzony? Kto mógł zrobić coś takiego?
- Nie wiemy. Gdzie Mariana?
- Z mamą i Teresą. Frederico poszedł szukać signory Za-
netti. Kiedy wróciliśmy, okazało się, że nie tylko pani zniknęła,
siostra pani męża także. Mama powiedziała, że razem poszły
obejrzeć fontannę i tam nagle je rozdzielono.
Nie było Barbariny? Przypomniała jej się postać w ciem
nym stroju i przeszył ją dreszcz.
- Od jak dawna nie ma signory Zanetti? - zapytała.
- Nie wiem. Mama zaczęła się martwić, bo obie panie nie
wracały. Wysłała lorda Ballistera i mnie na poszukiwania.
- Rozumiem. - Nie, to niemożliwe. Barbarina na pewno
nie chciałaby nikogo skrzywdzić. Mimo swoich dziwactw ni
gdy nie wykazywała żadnych skłonności do przemocy. Zresz
tą napastnik był chyba zbyt wysoki...
70
- Signora Renato? - zaniepokoił się Paolo. - Źle się pani
poczuła?
- Nie, wszystko w porządku.
- Chyba powinniśmy wrócić do loży.
Zerknęła na grupkę nieopodal i ujrzała, że Severin wspiera
się teraz na dwóch lokajach. Lady Margate kręciła się w pobli
żu. I nagle Cecily zobaczyła, że Simon bierze ją za rękę, jakby
chciał ją pocieszyć. Cecily odwróciła wzrok, czując bolesne
ukłucie w sercu.
- Tak, chodźmy - przytaknęła. - Tu nic nie pomożemy.
Tymczasem Barbarina się odnalazła - była w loży, gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]