
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tych trzech sztabach, z których składa się Krzyż z Lorraine, odnalezć można echa koncepcji
Eliphasa Levi o prawdziwej Trójcy, zakładającego, że świat rządzony jest przez dwie
pierwotne siły: jedną niszczycielską, drugą kreacyjną. Równowaga pomiędzy tymi dwiema
siłami tworzy trzecią siłę - Boga.
Krzyż z rysunku nie był klasycznym Krzyżem z Lorraine - to było jasne. Autor listu z
1681 roku mógł po prostu popełnić błąd, niezbyt precyzyjnie nazywając ten krzyż. Wydawało
się, że sam rysunek był kluczem do zagadki.
Ale nic nie wiedział o tym konkretnym krzyżu. Gdyby tylko autor listu opisał
dokładniej ten skarb, można by wtedy w pewnym przybliżeniu określić charakter warsztatu
złotniczego. W wiekach X1II-XV było już wielu rzemieślników, których pracę nadzorowały
organizacje cechowe Niektórzy złotnicy posiadali nawet gotowe elementy dekoracyjne. Inni
tworzyli poza cechem i na specjalne zamówienie patrona wykonywali relikwiarze zawierające
programy ikonograficzne według treści proponowanych przez swych fundatorów. Atak, nie
wiadomo było, czy złoty krzyż był dziełem sztuki romańskiej czy gotyckiej. W materiale
zabytkowym relikwiarzy przedromańskich i romańskich pozostało w Polsce kilka
importowanych prac. Natomiast z lat między drugą połową XIV a początkiem XVI wieku
było znanych kilkadziesiąt różnego typu relikwiarzy. Najczęściej posiadały one formy
nastawy ołtarzowej, poliptyków, dyptyków, tryptyków, obrazów tablicowych w ramach
relikwiarzowych. W czasach póznego gotyku były to już relikwiarze w kształcie figur
świętych lub poszczególnych części ciała (większość z nich sporządzono w złoconym metalu)
i drewnianych rzezb dewocyjnych.
W okresie romańskim zdobiono drewniane korpusy rzezb płatkami cienkiej złotej lub
srebrnej blachy. Od wczesnego gotyku rzezby nie miały drewnianego trzonu - wykuwano
poszczególne jej partie z kawałków metalu. W dziełach romańskich relikwie umieszczano
najczęściej w drewnianym korpusie rzezby, w relikwiarzach figuralnych XIV i XV wieku
relikwie były osłonięte przejrzystymi kryształami.
Krzyż lotaryński wykonany ze złota był pod tym względem nietypowy. Im dalej
brniemy w mrok dziejów, tym pojedyncze dzieła złotnicze z trudem można powiązać w grupy
i zlokalizować ośrodek produkcji artystycznej. W badaniach złotnictwa średniowiecznego
panowała zasada, że jeśli nie ma wskazówek mówiących o możliwości powstania dzieł w
innym ośrodku, zachowane obiekty należy wiązać z miejscowymi warsztatami.
W romanizmie istniało kilka ważnych ośrodków artystycznych, zaś Dolna Lotaryngia
wiodła wówczas prym. Tam nieznani złotnicy wykonywali relikwiarze dla cesarza Henryka III
i księżnej Jutty, przełożonych kościołów zamawiających różnorodne relikwiarze. Bliższe
zlokalizowanie warsztatów lub twórców znanych dzieł było bardzo trudne. To samo dotyczyło
wczesnego gotyku. Niewiele wiemy nawet o twórcy słynnego poliptyku z Floreffe,
zamówionego przez opata Piotra de la Chapelle w drugiej połowie XIII wieku.
Na początku XIV wieku wiodącą rolę odgrywały warsztaty paryskie pracujące dla
Filipa Augusta i królewskiego dworu - pojawiły się już znaki miejskie, stosowano kosztowane
emalie kładzione na grawerowane srebrne tło, a potem na złote podłoże. W XIV i XV wieku -
okresie różnorodności form - nie udało się odnotować znanych z imienia wybitnych
indywidualności złotników. Prawdziwe arcydzieła kunsztu i talentu pozostają często
anonimowe, jak Kalwaria króla Macieja Korwina czy elbląski relikwiarz świętego Jerzego.
Jednak był to okres wspaniałego rozkwitu złotnictwa, w tym i relikwiarzy. Dzieła takie
zamawiali królowie, książęta, biskupi, dostojnicy zakonów rycerskich, a także przełożeni
kościołów i klasztorów, feudałowie oraz bogaci mieszczanie.
Co za pech, że Fiolka zadzwonił tak pózno. Była 19:12. Zbyt pózno, aby odwiedzić
biblioteki lub zadzwonić do kilku urzędów. Wszystko było już pozamykane, wprawdzie
otwarte były jeszcze niektóre biblioteki, ale zanim pojedzie tam i uzyska stosowne materiały,
miną dwie godziny. Szybko przeleciał stronice dostępnych w jego kawalerce książek i
encyklopedii, ale nic nie znalazÅ‚ - żadnego Mönchenwerder . Nic na temat skrótów: SA ,
SB czy CRL .
Było inne wyjście! Mógł zajrzeć do departamentu i tam spróbować pogrzebać w bazie
danych. Z biura mógł też spokojnie zadzwonić do Fiolki, a raczej czynić to bez obawy o
wysokość rachunku telefonicznego.
Ale Paweł nie zrobił tego, wciąż nie był pewny, czy Fiolka nie żartował sobie z niego.
Skąd jednak wiedziałby, że pan Tomasz podróżuje pociągiem relacji Paryż-Warszawa? Nie
wiedzieć czemu ścierpła mu skóra na plecach, poczuł delikatny, ale dziwny prąd
przeszywający go na wskroś - jakby znak, że wydarzyło się coś niezwykłego.
Zaczął się pospiesznie ubierać. Pojedzie do biura i tam spróbuje coś znalezć. Musi
zacząć od owego tajemniczego gruntu, zwanego Mönchenwerder . OdÅ‚ożywszy na bok jakÄ…Å›
książkę, znowu poczuł zew przygody. Niesłychane! W co wpakował się Pan Samochodzik? -
to pytanie nie dawało mu spokoju. Szef był ponoć zdenerwowany, a to świadczyło, że
wydarzyło się coś naprawdę niezwykłego. Co? Czyżby przygoda była przekleństwem pana
Tomasza i jego samego? Czyżby szef nie miał zaznać spokoju nawet w pociągu, a on, Paweł,
nie mógł odpocząć nawet jednego pełnego dnia?
I nagle przypomniał sobie o panu Henryku, emerytowanym nauczycielu mieszkającym
w Piastowie pod Warszawą, bibliofilu i znawcy tematyki kościelnej. Kiedyś odwiedzał go
często i przeglądał rzadkie wydania starych dzieł, posiadaniem których mogłyby poszczycić
się nawet największe biblioteki w kraju. Pan Henryk był wielkim zapaleńcem i hobbistą,
niezgorszym gadułą, ale jak na amatora imponował rozległą wiedzą na temat wieków
minionych.
Nie namyślając się dłużej wygrzebał z notatnika jego numer i zadzwonił. Odebrała
jakaś młoda dziewczyna.
- Czy zastałem pana Henryka? - rzucił Paweł pospiesznie do słuchawki.
- Dziadka nie ma - burknęła. - Wróci pózno, a jak zatrzyma go wujek, to pewnie
będzie jutro. Jestem Adrianna. Mogę dać babcię. A kto mówi?
- Nazywam się Daniec - odpowiedział zawiedziony. - Mam ważną sprawę do pana
Henryka. Sprawę nie cierpiącą zwłoki. Historyczną, że tak powiem. Dziadek ma wspaniałą
bibliotekę i dużo wie o kościołach, klasztorach i zakonach...
- A tak - westchnęła młoda panienka. - Same tu książki, zanudzić się można na śmierć.
Nie ma tutaj nawet komputera.
- Posłuchaj - przerwał jej trochę niegrzecznie Paweł, bo tracił powoli cierpliwość. -
Czy twoja babcia jest bardzo zajęta?
- Ogląda telewizję. Ale zdaje się, że zasnęła.
Niepocieszony Paweł westchnął.
- Gdyby dziadek wrócił, przekaż mu, proszę, następującą wiadomość od Pawła Dańca.
Zapisałaś? To dobrze. Powtarzam: Paweł Daniec. Z Warszawy. Pan Henryk mnie zna i na sto
procent ma mój numer telefonu. Z tym, że za pół godziny mogę być pod innym. To numer do
ministerstwa. Tam pracujÄ™. Zapisz...
Paweł podał jej właściwy numer. [ Pobierz całość w formacie PDF ]