[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic złego Ci się nie stało.
%7łyczę Ci wiele szczęścia. Proszę, uważaj na siebie.
Całuję Cię,
Marnie
Zostawiła list na stole w kuchni, opierając go o stertę muszelek
nazbieranych podczas wspólnych spacerów po plaży, a potem wyszła,
cicho zamykając za sobą drzwi, gdy słońce właśnie zaczęło wschodzić,
zalewając plażę jasnym złotym światłem.
J.T. przeczytał list po raz trzeci, lecz nadal czuł się dokładnie tak
samo, jak za pierwszym. Miał ochotę zdrowo w coś przyłożyć.
Marnie znikła.
Znikł jej samochód, sąsiedni domek był opuszczony. J.T. nie mógł w to
uwierzyć. Zostawiła go. Po tym, co przeżyli razem ostatniej nocy, po
prostu sobie wyszła, nie pozwalając mu niczego wyjaśnić, nawet się z
nim nie żegnając. Spojrzał na pusty ekspres. Nawet nie zrobiła sobie
108
RS
kawy! To aż nadto jawnie zdradzało, w jakim pośpiechu wyjeżdżała.
Wyszedł na patio i opadł na jeden z foteli. Nie pierwszy raz rzuciła go
kobieta. %7łona zrobiła to dokładnie w piątą rocznicę ślubu, informując
przy tym, że z pomocą prawników, wynajętych zresztą za jego własne
pieniądze, oskubie go ze wszystkiego. Rozsadzała go wściekłość, czuł się
zdradzony i upokorzony, lecz to naprawdę było nic w porównaniu z tym,
jak odebrał odejście Marnie.
Ale właściwie czego oczekiwał? %7łe ona zostanie w La Playa de la
Pisada, żeby to J.T. mógł zostawić ją? Westchnął. Właściwie wszystko
jedno, które wyjechało pierwsze, ich nieuniknione rozstanie tak czy
owak musiało boleć.
Tylko czy naprawdę nieuniknione?
Odkąd przekonał się o fałszu i zdradzie Terri, zupełnie stracił zaufanie
do kobiet, które - w co nie wątpił - pociągała głównie wielkość jego
konta. Jednak harda i samodzielna Marnie nie miała pojęcia ani o
pieniądzach J.T., ani o jego firmie, ani o jego rozległym majątku w
Kalifornii, i domach w Aspen oraz w Paryżu.
Nie wiedziała o tym wszystkim, gdyż nic jej nie powiedział,
wynajdując niezliczone preteksty, które usprawiedliwiały jego milczenie,
gdy tymczasem prawdziwy powód był jeden. Nie ufał jej.
J.T. schował list do kieszeni i pomyślał, że najwyższa pora, by
zawierzył swemu sercu.
109
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
arnie wytarła blat baru w Lighthouse Tavern" i nasypała
do miseczek orzeszków ziemnych serwowanych razem z
M
piwem. To był wyjątkowo spokojny wieczór, nawet jak na
poniedziałek. Tylko dwóch najwytrwalszych klientów dzielnie stawiło
czoło zacinającemu lodowatemu deszczowi i wpadło do pubu na
partyjkę bilardu. Tego dnia jednak nawet osławieni bracia Battle
dokazywali mniej niż zazwyczaj.
- Kolejna runda? - zagadnęła Marnie, gdy Brice ponownie ułożył bile.
- Tak. On stawia. - Brice wskazał na Brada, wybierającego nowy kij. -
Znowu przegra.
Swoim zwyczajem zaczęli sobie przygadywać, lecz Marnie wyłączyła
się i pobiegła myślami do J.T., Meksyku i tego zalanego słońcem kawałka
plaży, który dla niej był kawałkiem nieba na ziemi. Od powrotu z wakacji
minęły dwa tygodnie, podczas których starała się nie popaść w dawną
rutynę i zabrała się za wprowadzanie zmian, mających ostatecznie
zaowocować założeniem firmy.
Na razie jednak zaniosła piwo braciom Battle i usiadła przy stoliku,
przy którym wiecznie skwaszony kucharz właśnie kończył swoją kolację.
- Powinienem teraz siedzieć w domu i wygrzewać przy piecu moje
stare gnaty - gderał Bergen. - To moja ostatnia zima - oznajmił, choć już
trwała wiosna.
- Powtarzasz to co roku.
- Ale tym razem tak będzie.
Poklepała go po policzku, wiedząc, że jest jedną z nielicznych osób,
które mogą sobie pozwolić na podobną poufałość.
- To też już słyszałam sto razy.
- Aleś ty się zrobiła bezczelna od tego powrotu z Meksyku -
skomentował i dał jej po łapie, gdy próbowała mu ukraść frytkę z
talerza.
- Brakowało ci mojej niewyparzonej gęby, nie? - Obdarzyła go tak
110
RS
przepięknym uśmiechem, że tym razem udało jej się nie tylko bez
przeszkód ukraść frytkę, ale i zamoczyć ją w keczupie.
Jego spojrzenie złagodniało.
- Pewno. Martwię się o ciebie, odkąd nie ma Hala.
- Już nie trzeba. Chyba się wreszcie pozbierałam.
- Bardzo się z tego cieszę - odparł i zrobił rzecz niewiarygodną.
Uśmiechnął się.
- Dzięki, Bergen - rzekła z uczuciem Marnie i aż łzy napłynęły jej do
oczu ze wzruszenia.
- O rany! - Cisnął na talerz niedojedzonego hamburgera, wstał i rzucił
gdzieś w przestrzeń: - Człowiek powie jej jedno miłe słowo, a ta od razu
beczy. W ogóle nic nie mówiłem, zapomnij o tym.
Wrócił do kuchni, naburmuszony jak zwykle, ale przedtem wcisnął
Marnie do ręki swoją chusteczkę.
Osuszyła łzy. Bergen miał rację, wróciła z wakacji, odzyskawszy wiele
z dawnego wigoru i tupetu. Znowu patrzyła z nadzieją w przyszłość i [ Pobierz całość w formacie PDF ]