RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że...
Annabella wstała i cicho wyszła z pokoju. Zdołała się już
trochÄ™ przyzwyczaić do nieustannej krytyki swego zachowa­
nia, ale niesprawiedliwe ataki na matkÄ™, której nigdy nie zna­
Å‚a, bardzo jÄ… raniÅ‚y. Lady Julia Broseley byÅ‚a Å‚agodnÄ…, nie­
śmiałą dziewczyną, toteż łatwo dała się zaślepić urokowi
i niewzruszonej pewnoÅ›ci siebie Bertrama Broseleya. PoÅ›lu­
biÅ‚ JuliÄ™ dla pieniÄ™dzy i koneksji, a kiedy rodzice wydziedzi­
czyli córkę za ucieczkę, traktował ją z bezgraniczną pogardą,
podobnie jak inne bezużyteczne przedmioty. Nieszczęsna,
udrÄ™czona Julia urodziÅ‚a mu dwie córki i umarÅ‚a równie ci­
cho, jak żyła, w kilka dni po przyjściu na świat Annabelli.
Annabella poszÅ‚a do swej malutkiej sypialni, gdyż tyl­
ko tam mogła się schronić przed nienawistnym wzrokiem
i pełnymi uszczypliwości uwagami teściowej. Usiadła
przy okienku, próbując skupić się nad książką.
Przez porównanie z przestronnymi pokojami w rezy­
dencji Mundellów, ciasny, stary dom St Aubych przypra­
wiał ją o klaustrofobię. Ze wścibskim i pełnym złości
zainteresowaniem, jakie majÄ… ludzie nieszczęśliwi dla po­
myÅ›lnoÅ›ci innych, teÅ›ciowa natychmiast wyczuÅ‚a jej we­
soły nastrój. Złośliwe uwagi, którymi dręczyła synową,
nie mogły zgasić wewnętrznej radości dziewczyny, lecz
Annabella zaczęła się zastanawiać, czy jad panny Hurst
nie jest łatwiejszy do zniesienia. Tęskniła też za Propem,
którego zostawiła pod opieką Caroline.
Minęły dopiero dwa dni, odkąd Annabella wyjechała
z Mundell Hall, lecz wydawaÅ‚o siÄ™ jej, że tkwi tu caÅ‚Ä… wie­
czność. Westchnęła. Nie mogła się skupić na książce, gdyż
uwaga teÅ›ciowej na temat George'a Jeffriesa przypomnia­
ła jej o ich niezwykłej rozmowie poprzedniego dnia.
Właściwie w ogóle nie spodziewała się ujrzeć Jeffriesa
po kłótni sprzed kilku tygodni. ZdziwiÅ‚a siÄ™, gdy go zapo­
wiedziano, ale byÅ‚a tak pochÅ‚oniÄ™ta myÅ›lami o swej miÅ‚o­
ści do sir Williama, że w ogóle nie zastanawiała się, po co
przyszedł.
Wkroczył do salonu, jakby nic między nimi nie zaszło.
PrzyniósÅ‚ bukiet jaskrawoczerwonych, mocno rozwiniÄ™­
tych róż, których kwiaty zaczęły już opadać, i cisnął je
niedbale na stół.
- Annabello, mój skarbie! - Wziął jej rękę i wycisnął
na niej wilgotny pocałunek, po czym rzucił przeciągłe
spojrzenie. - Wspaniale wyglÄ…dasz! Widać, że towarzy­
stwo Mundella i jego świty ci służy. Całe miasto o tym
mówi.
Annabella czuÅ‚a rosnÄ…cÄ… irytacjÄ™ z powodu tej odraża­
jÄ…cej poufaÅ‚oÅ›ci. Co gorsza, drzwi do bawialni zostaÅ‚y sze­
roko otwarte i widać byÅ‚o przez nie, że teÅ›ciowa bez­
wstydnie podsłuchuje rozmowę, a jej twarz gwałtownie
poczerwieniała po tym powitaniu.
- Nie spodziewałam się już więcej pana oglądać -
rzekła Annabella zimno. - Po naszym ostatnim spotkaniu
miaÅ‚am nadziejÄ™, że znajdzie pan jakiÅ› inny obiekt zaleca­
nek. - Zbyt pózno zorientowała się, że uznał te słowa za
przejaw zazdrości, bo wykrzywił się bardzo zadowolony.
Miał okrągłą, ordynarną twarz i bezczelne, wyblakłe oczy.
Taksował dziewczynę spojrzeniem, co rozezliło ją jeszcze
bardziej. Przysiadła pospiesznie, a nie zrażony Jeffries
rozsiadÅ‚ siÄ™ na drugim krzeÅ›le, wpatrujÄ…c siÄ™ w niÄ… Å‚ako­
mym wzrokiem.
- Musi mi pani wybaczyć - powiedział, pewien, że
oczywiÅ›cie już to zrobiÅ‚a. - Bardzo mnie rozczarowaÅ‚a pa­
ni powściągliwość na balu, ale rozumiem, że czuła się pani
w obowiązku przestrzegać zasad żałoby.
Annabella poczuła narastający gniew.
- Moja powÅ›ciÄ…gliwość nie wynikaÅ‚a z hipokryzji i kon­
wenansów, sir - powiedziała zimno. - Bardzo żałuję, że nie
może pan pojąć, iż nie interesują mnie pańskie atencje.
- Ach, szanowana wdowa! - Ton Jeffriesa byÅ‚ nadaÅ‚ lek­
ki, lecz Annabella dostrzegła w jego oczach błysk złości. -
Nie mówmy już o tym, kochanie, nie chcę więcej kłótni. Ale
pamiÄ™taj! - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, wykrzywiajÄ…c wargi w niemi­
Å‚ym grymasie. - Nie wiadomo, jak dÅ‚ugo Mundell i jego to­
warzystwo będą otaczać panią względami. Mogą wyrzucić
panią ze swego kręgu równie szybko, jak ją tam wpuścili,
a wtedy spojrzy pani na moje starania Å‚askawszym okiem.
Annabella z westchnieniem zaczęła się zastanawiać,
jak pozbyć się tego prostaka. Uniosła brew.
- Czy to wszystko, co miał mi pan do powiedzenia?
Bo jeśli tak...
- Nie, jest jeszcze coÅ›. - Jeffries nadal nieprzyjemnie
się uśmiechał. - Przyszedłem, żeby panią ostrzec.
- A to przed czym? - Annabella była tak zdumiona, że
zapomniała o irytacji. Patrzyła, jak Jeffries rozsiada się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl