RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Solange, na którym leżały maski. Ilość barw, wstążek i piór była
imponująca. Jej spojrzenie padło na półmaskę pokrytą purpurową
satyną. Podniosła ją i powiedziała:  Moja twarz będzie schowana
pod nią.
82/272
Przez ułamek sekundy zapanowała cisza, po czym twarz wiceh-
rabiny pojaśniała w szczerym uśmiechu.
 Dokładnie ten kolor wybrałabym dla ciebie!
Solange ścisnęła dłoń Marguerite.
 Będziemy się świetnie bawić. A baronowa ma doskonały gust,
jeżeli chodzi o męskie towarzystwo.
 %7ładen mężczyzna bywający na tego typu przyjęciach nie jest
odpowiedni dla mojej córki  parsknęła Marguerite.
Lynette skryła uśmiech na myśl o mężczyznie na koniu i innych
jemu podobnych, w których towarzystwie obracała się przez lata.
Mroczni i niebezpieczni. Seksowni. Choć żałoba tak bardzo ją zmi-
eniła, to jedno pozostało niezmienne.
 Widzę ten uśmiech  powiedziała z wyrzutem matka. Ale
w oczach Marguerite zamigotała niewidziana od lat iskra. Nie
umknęło to uwagi Lynette. Być może w końcu rany zaczynały się
goić.
Ukryta w mrocznym wnętrzu powozu, Lysette obserwowała
mężczyznę, który szedł raznym krokiem. Na ulicach było dużo
pieszych i powozów przesłaniających jej niekiedy widok. Ale Ed-
warda Jamesa trudno było przeoczyć ze względu na zdecydowanie
w jego ruchach. Z gracją mijał przechodniów, co i raz dotykając
ręką ronda kapelusza w geście pozdrowienia mijanych ludzi.
Wysoki i niemal patykowaty, James był ciekawym przypadkiem
mężczyzny. Był pewny. Miał ciemne, lśniące włosy  nic
nadzwyczajnego, ale też nic strasznego. Jego ubiór był koloru
ciemnej zieleni i raczej należał do tych rozsądnych, niż godnych
uwagi. Wszystkie ubrania miał dobrze uszyte i zadbane, ale niedro-
gie. Innymi słowy, Edward James byłby przeciętnym mężczyzną,
prowadzącym przeciętne życie... gdyby nie jego nieprzeciętny
pracodawca.
 Przeczytałaś notatki, które ci dałem?  Zapytał Desjardins za-
jmujący siedzenie naprzeciwko niej.
83/272
 Naturellement.
James prowadził ciche i skromne życie. Czas wolny upływał mu
na lekturze lub spotkaniach z przyjaciółmi. Czasem towarzyszył
panu Franklinowi w wystawnych uroczystościach, na których
uchodził za wyciszonego, czarującego człowieka. Nie okazywał
chciwości ani rozbuchanych ambicji.
 James nie wykazuje żadnych aspiracji  stwierdził hrabia
z nieukrywaną pogardą.  Trudno namówić do występku kogoś,
kogo motywacji nie znamy.
 Zgadzam się.
 Dlatego musimy dać mu odpowiednią motywację.
Lysette patrzyła, jak James znika w sklepie.
 I cóż by to miało być?
 Miłość.
Uniosła brwi i spojrzała ze zdziwieniem na hrabiego.
 Do mnie?
 Oczywiście.
 Twoja wiara we mnie jest wzruszająca, ale chybiona. Nikt nig-
dy mnie nie kochał.
 Ja cię kocham.  Desjardins uśmiechnął się na jej parsknięcie.
 Poza tym, nie wiesz tego na pewno, bo nie masz wspomnień.
 Gdyby ktoś mnie kochał, odszukałby mnie.  Zacisnęła pięści.
 Nie ustawałby w wysiłkach, by mnie odnalezć.
 Oddałem za ciebie czternastu ludzi, ma petite. Czyż to nie
miłość?
Chyba do siebie samego. Miała przysłużyć się osiągnięciu celu, to
wszystko.
 Jesteśmy tu w jakimś konkretnym celu, czy tylko szpiegujemy?
 zapytała, poirytowana wrażeniem, że jest tylko pionkiem
w cudzej grze.
 Chcę, żebyś na niego wpadła przypadkiem.  Desjardins zas-
tukał w sufit, dając woznicy sygnał, że chcą wysiąść.
84/272
 I co dalej?  Często fascynował ją sposób myślenia hrabiego.
Była to jedna z tych rzeczy, za które go podziwiała.
 Pójdziesz w swoją stronę i pojawię się ja, oferując pomoc
w zbliżeniu się do obiektu jego fascynacji.
Drzwi powozu się otworzyły. Hrabia wysiadł pierwszy i podał jej
rękę.
 Obiektu fascynacji?  zapytała, zatrzymując się w pół kroku.
 Ciebie. Po tym jak cię ujrzy, myśli o tobie będą dręczyć go cały
dzień. Będzie zdesperowany, by cię znów zobaczyć.
 I jaką to okazję do poznania mnie masz na myśli?
 Baronowa Orlinda wydaje dziś wieczór przyjęcie.
 Ale...  otworzyła szerzej oczy.  Co z ludzmi Depardue?
Wiesz, że nie powinnam teraz być nadto widoczna!
 To będzie małe spotkanie, a pokazywanie ciebie nie jest
naszym celem. Chcemy, by cię pragnął i szukał, a nie znalazł
z łatwością.
 Jeśli twoje uwagi na jego temat są trafne, tam mu się nie
spodoba.
Poprawiając suknię, Lysette próbowała wyobrazić sobie skrom-
nego Jamesa bawiącego się na skandalizującym przyjęciu Orlindy.
Bez powodzenia. Starała się też znalezć w sobie poczucie winy, ale
jedyne, co czuła to determinacja. James był ostatnim krokiem na
jej drodze do wolności. Desjardins obiecał jej wyzwolenie, jeśli
wydobędzie od Jamesa informacje o Franklinie.
 Z pewnością nie  odparł Desjardins z uśmiechem.  Będzie
równie zmieszany, jak ty. A ponieważ po dzisiejszym spotkaniu
będzie ogarnięty miłością do ciebie, zaproponuje wspólne
opuszczenie domu baronowej. Będzie to początek waszego
romansu.
 W każdym razie, taką masz nadzieję.
 Zaufaj mi.  Hrabia pocałował ją w skroń i lekko popchnął
naprzód.  Niebawem do ciebie dołączę.
85/272
Lysette wyprostowała się, odzyskując animusz. Rozejrzała się
w obie strony, po czym machnąwszy ręką na powozy, przeszła
przez ruchliwą ulicę. Spojrzenie jej skoncentrowało się na jednym
celu. Aowczyni skupiła całą uwagę na ofierze. To zadanie
pochłonęło ją tak bardzo, że nie zauważyła stojącego w drzwiach
sklepu Irlandczyka. Ale też Simon Quinn do perfekcji opanował
sztukę wtapiania się w otoczenie. Ta umiejętność niejednokrotnie
uratowała mu życie.
 Biedny sukinsyn  stwierdził Simon, myśląc o nieszczęsnym
panie Jamesie.
Patrzył, jak Lysette przyjmuje niezobowiązującą pozę przed
witryną sklepu. Wtem wyprostował się, przypomniawszy sobie, że
pora rozpocząć własne łowy. Nałożył swój trójgraniasty kapelusz,
minął nieoznaczony powóz Desjardins a i udał się w kierunku rezy-
dencji baronowej Orlindy. Kilka miesięcy temu poznał uroczą bar-
onową przy okazji gry w karty i nawiązał z nią przyjemny flirt. Na
pewno z radością powita go znów we Francji. A on z radością
przyjdzie na jej przyjęcie.
Lysette obserwowała odbicie Jamesa w szybie sklepu. Wydawał
się roztargniony  głowę miał opuszczoną i poruszał ustami, jakby
mówił sam do siebie. Pod ręką niósł jakieś zawiniątko, drugą
poprawił sobie okulary.
Odczekała, aż znalazł się tuż za nią, i cofnęła się nagle. Wpadł na
nią z dużą siłą, nie do odparcia. Krzyknęła, zaskoczona, zachwiała
się i niemal upadła. Usłyszała, jak przeklął pod nosem, po czym
złapał ją mocno z siłą i szybkością zapierającą dech w piersiach.
 Nic się pani nie stało, mademoiselle?  Ponownie zaskoczył ją,
tym razem brzmieniem swego głosu. Był głęboki i niski.
Uczepiona jego muskularnych ramion, Lysette uniosła dłoń, by
poprawić przekrzywiony kapelusz, i mimowolnie spojrzała mu
prosto w twarz.
86/272
Rozglądał się gniewnie wokół. Jego profil wprawił ją jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl