RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drinka, żeby odświeżyć pamięć.
W mojej głowie sunęły łodzie i gnały konie, a ja próbowałem pogodzić ze sobą te
wizje. W wyobrazni ujrzałem przez moment wypchanego i osiodłanego Zanzibara
stojącego na dziobie mego mierzącego sześćdziesiąt stóp szkunera.
Rzuciłem okiem na Lestera. Wydawał się zatopiony we własnych marzeniach, które
biegły najprawdopodobniej śladami dosiadającej koni miejscowej arystokracji,
podkładającej ogień pod szopy na traktory i tratującej dziecinne trójkołowe rowerki.
 Cześć, Lester  usłyszałem tuż obok siebie głos Susan.  Wciąż się dąsasz?
Sprawiacie wrażenie pogodzonych.
Susan potrafi być czasami nader bezpośrednia.
 Nie wiem, co masz na myśli  udał głupiego Lester.
Susan zignorowała to.
 Gdzie jest Judy?  zapytała.
 Nie wiem  odparł tym razem zgodnie z prawdą Lester.
Zastanawiał się przez chwilę.  Powinienem chyba do niej zadzwonić  dodał.
62
 Najpierw musisz wiedzieć, gdzie ona jest  zauważyła Susan.  O czym
rozmawialiście?
 O giełdzie i o golfie  odparłem, zanim Lester mógł poruszyć kwestię Stanhope
Hall, która nie należała do ulubionych tematów Susan.  Może zjesz z nami obiad,
próbując przypomnieć sobie, gdzie się podziała twoja żona?  zapytałem Lestera.
Nie powinienem zamawiać czwartego albo piątego martini. Właściwie piąte wcale mi
nie zaszkodziło. Nie powinienem był pić tego czwartego.
Lester uniósł się niepewnie z fotela.
 Przypomniałem sobie teraz  oznajmił.  Zaprosiliśmy na obiad gości.
 Musisz dać mi przepis  powiedziała Susan.
Była najwyrazniej z jakiegoś powodu rozdrażniona. Biedny Lester zupełnie się
pogubił.
 Oczywiście, zaraz ci dam  zgodził się.  Mogłabyś pójść ze mną do telefonu?
Zadzwonię do domu.
 Dziękuję, ale mamy inne plany. Wybieramy się na obiad.
Nie wiedziałem, czy to prawda, bo Susan nigdy mnie nie informuje o tym wcześniej.
Lester życzył nam przyjemnego wieczoru, a Susan kazała mu ostrożnie prowadzić.
Wstałem, oparłem się o ścianę i uśmiechnąłem do Susan.
 Miło cię widzieć.
 Ile nas widzisz?
 Jestem całkiem trzezwy  zapewniłem ją i zmieniłem temat.  Widziałem tutaj przed
chwilą Carlisle'ów. Pomyślałem sobie, że może zjemy z nimi obiad.
 Dlaczego?
 Czy ona nie jest twoją przyjaciółką?  zapytałem.
 Nie.
 Myślałem, że jest. Wydaje mi się, że lubię&  nie mogłem sobie przypomnieć jego
imienia  jej męża.
 Uważasz go za nadętego dupka. Poza tym mamy inne plany.
Wybieramy się na obiad.
 Z kim?
 Mówiłam ci dziś rano.
63
 Nie, nie mówiłaś. Z kim? Gdzie? Nie mogę prowadzić.
 To oczywiste.  Wzięła mnie za ramię.  Jemy obiad tutaj.
Przeszliśmy do innego skrzydła i stanęliśmy na progu największej z miejscowych
jadalni. Susan poprowadziła mnie ku stolikowi, przy którym siedzieli  któż by inny?
 Vandermeerowie.
Najwyrazniej żona Martina również zapomniała go poinformować o planach na
wieczór.
Susan i ja usiedliśmy przy okrągłym stoliku i wdaliśmy się w luzną pogawędkę z
Vandermeerami. Myślę czasami, że pomysł części zamiennych podsunął Eli
Whitneyowi obraz wyższej klasy średniej. Wszyscy siedzący na tej sali mogliby przez
cały wieczór zamieniać się co chwila miejscami i nie ucierpiałaby na tym treść ani
jednej rozmowy.
Zdałem sobie sprawę, że rosnący krytycyzm wobec moich znajomych wynikał w
większym stopniu ze zmian zachodzących we mnie, aniżeli zmian, którym podlegali
oni. To, co mi kiedyś odpowiadało, teraz budziło mój niepokój. Szczerze mówiąc,
martwiły mnie kompromisy i układy, które zdradziecko zawładnęły moim życiem.
Miałem po dziurki w nosie zabawy w dozorcę Stanhope Hall, męczyła mnie obsesja,
jaką każdy miał tutaj na punkcie status quo, niecierpliwiły luzne pogawędki i
irytowały staruszki wkraczające do mego biura z dziesięcioma milionami dolarów w
tekturowej walizce. Wszystko to, co kiedyś sprawiało mi przyjemność, teraz
wyprowadzało mnie z równowagi.
Co dziwne, nie przypominałem sobie wcale, bym odczuwał coś podobnego jeszcze
tydzień temu. Nie wiedziałem, skąd wzięło się to olśnienie, ale takie już właśnie są te
iluminacje; oślepiają cię któregoś dnia i wiesz po prostu, że objawiła ci się prawda,
choć nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, że jej szukałeś. Co z nią poczniesz, to
już zupełnie inna rzecz.
Wtedy jeszcze sobie tego nie uświadamiałem, ale byłem gotów do wielkiej przygody.
Nie wiedziałem również tego, że mój najbliższy sąsiad postanowił mi ją właśnie
zafundować.
Rozdział 7 Sobotni ranek minął bez żadnych incydentów, bolała mnie tylko trochę
głowa, najprawdopodobniej od paplaniny Vandermeerów. Allardowie zapadli na grypę
i złożyłem im wizytę.
Zaparzyłem im herbatę w małej kuchence i poczułem się jak miłosierny Samarytanin.
Posiedziałem nawet chwilę i wypiłem pół filiżanki. W tym czasie George sześć razy
przeprosił mnie za to, że zachorował.
Normalnie zgryzliwa Ethel robi się podczas choroby nieco sentymentalna. Bardziej
ją wtedy lubię.
Powinienem wspomnieć, że podczas drugiej wojny światowej George Allard spełnił
swój obywatelski obowiązek, podobnie jak uczynili "to wszyscy zdatni do służby
wojskowej pracownicy Stanhope Hall, a także oczywiście innych posiadłości.
Podczas jednej z lekcji historii społecznej, których udziela mi George, dowiedziałem
się, iż ów exodus służących bardzo utrudnił życie rodzinom, którym udało się
przetrwać w swoich pałacach Wielki Kryzys i które wciąż potrzebowały ludzi do
czarnej roboty. George powiedział mi również, że wysoki wojenny żołd
zdemoralizował wiele pokojówek, które odeszły potem do pracy w resorcie obrony i
gdzie indziej. George utożsamia mnie w jakiś sposób z tutejszymi bogaczami i
uważa, że powinienem współczuć Stanhope'om i innym z powodu wielkich
wyrzeczeń, jakie ponieśli podczas wojny. Masz rację, George. Kiedy wyobrażam
sobie Williama Stanhope'a, który każdego ranka musi własnoręcznie ułożyć na
krześle swoje ubranie, podczas gdy jego lokaj wałęsa się po normandzkiej plaży, łzy
stają mi w oczach.
William, nawiasem mówiąc, również zgłosił się do wojska, by
65
5  Złote Wybrzeże spełnić swój obywatelski obowiązek. Istnieją dwie wersje tej
historii! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl