RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Massenburgów . Zależało jej tak bardzo na przyjaznych stosunkach z tymi ludzmi, lecz nie
zapraszali jej nigdy. Tymczasem przyjmujÄ… u siebie tego budowniczego i ReginÄ™...
Regina... Nie potrafiła spokojnie myśleć o siostrzenicy. Tej się wszystko udaje. Wszystko jej
samo wpada w ręce, bez wysiłków, bez starań... To, o czym inni na próżno marzą... I dlaczego?
Dlaczego? Tylko dlatego, że posiada młodość i urodę... A przecież bywają kobiety bardziej
wartościowe od niej...
Gorycz zalewała duszę nieszczęsnej, zbłąkanej istoty.
Kirchner czuł, że powinien wypowiedzieć się w tej sprawie. Na razie milczał, spoglądając z
wahaniem na swoje ręce. Wreszcie odezwał się po chwili namysłu:
 Dla mnie w tym wypadku nie istnieją żadne wątpliwości, muszę z nim bywać bez względu
na to czy mi to odpowiada, czy nie. Ponieważ pan Rüdiger buduje nowy koÅ›ciół, przeto Å‚Ä…czy nas
wiele wspólnych spraw. Będziemy mieli zapewne mnóstwo szczegółów do omówienia, toteż nie
mogę go unikać.
 No tak, to co innego...  zgodziła się Ludwika.
 A poza tym muszę przyznać, że za tym młodym architektem przemawia bardzo wiele 
ciągnął dalej Kirchner  Pochodzi podobno ze skromnego środowiska, a jednak mimo młodego
wieku potrafił się już wybić. To przecież świadczy o nim dobrze i jest godne pochwały...
 Zwięte słowa  przyświadczył radca  Przychylam się w zupełności do tego zdania.
 Z drugiej strony jednak, pojmuję także pannę Ludwikę. Musi jej być przykro spotykać się z
tym panem na gruncie towarzyskim. Mimo to, moja czcigodna przyjaciółko, nie radziłbym pani
unikać pana Rüdigera, skoro wszyscy go przyjmujÄ…... Trzeba siÄ™ po prostu pogodzić z losem!
Ludwika ciężko westchnęła. Postanowiła jednak zastosować się do rady Kirchnera. Skarbnik
miał na nią ogromny wpływ.
 A swoją drogą  odezwała się po chwili zgryzliwie  chciałabym wiedzieć skąd ta
90
znajomość z Massenburgami. Gotowam się założyć, że się w tym coś kryje.
 Dlaczego?  zapytał Kirchner.
 Massenburgowie są tacy dumni, wyniośli, trzymają się od wszystkich z daleka, ledwie że
tolerujÄ… obok siebie zwykÅ‚ych szarych ludzi... A Rüdiger nie jest jeszcze żadnÄ… znakomitoÅ›ciÄ… ani
sławą. I właśnie jego przyjmują u siebie...
 A czyż nie przyjmują u siebie również naszej Reni? Czyż nie okazują jej życzliwości?
 Tak, ojcze. Ale to zależało bardziej od tych młodych panienek, które się prędko
zaprzyjazniły z Reginą.
 Pobudki nie obchodzą nas, moja córko. Poprzestańmy na faktach.
Kirchner już od kilku minut kręcił się niespokojnie na krześle i raz po raz spoglądał na
zegarek. Obawiał się, że rozmowa potrwa dłużej, a to było mu nie na rękę. Gotów jeszcze
spóznić się na schadzkę...
Po chwili wstał.
 Co, pan już odchodzi?
 Już pora na mnie. Właśnie wybiła dziesiąta. Dobranoc, panie radco!
 Dobranoc!
Skarbnik zbliżył się do Ludwiki.
 Dobrej nocy, droga przyjaciółko! Niechaj Bóg czuwa nad snem pani!
 Dobranoc, drogi przyjacielu!  szepnęła bezdzwięcznie.
Kirchner ucałował z szacunkiem jej ręce, po czym wyszedł. Została sama... Sama z tą okropną
nienawiścią, z tymi dręczącymi myślami... Czuła, że i tej nocy również nie zmruży oka. Zanadto
gnębił ją niepokój i te okrutne wątpliwości...
Próbowała dodać sobie otuchy. Przecież właściwie nic się nie zmieniło. Kirchner jest
uprzejmy i miły, okazuje jej nadal swoją sympatię. A jednak... Jak on patrzył na tę dziewczynę!
Jak on patrzył... Pochłaniał ją wzrokiem... A ona? Udawała, że nie dostrzega tych ognistych
spojrzeń...
Suchy szloch wstrząsnął postacią Ludwiki. Znękana udała się na spoczynek do swego pokoju.
Tymczasem Kirchner wyszedł z ogrodu radcy. Zaczerpnął powietrza, po czym zaczął iść w
stronę swego mieszkania. Nagle zatrzymał się, zawrócił i skręcił w przeciwnym kierunku. Po
chwili znalazł się na wąskiej drożynie, wijącej się pod górę pomiędzy laskiem a domem radcy.
Okrążył dom i wreszcie stanął na szczycie pagórka.
91
Czekał na Reginę.
Pełen niepokoju, zaczął się przechadzać po lesie. Spodziewał się, że dziewczyna zjawi się na
pewno. Oczekiwał jej z takim gorącym utęsknieniem, czemuż nie przychodzi...
Czas płynął... Minęła wreszcie długa, ciężka godzina...
Regina nie nadchodziła.
Wspiął się na sztachety i przedostał się do ogrodu. Ukryty w zaroślach spoglądał na dom.
Nadsłuchiwał uważnie... Spodziewał się wciąż jeszcze, że Regina nadejdzie. Może tylko było
jej trudno wyjść wcześniej. Zapewne ciotka śledzi każdy krok siostrzenicy...
RzuciÅ‚ spojrzenie w stronÄ™ domu. PosiadÅ‚ość radcy Schrötera tonęła w mroku. WokoÅ‚o
panowała głucha cisza. Nie słychać było najlżejszego szmeru...
Co to? Tam przecież się świeci? Jedno z okien jest oświetlone.. Czyżby Regina zdecydowała
siÄ™ w ostatniej chwili...?
Nie! Kirchner znał dobrze rozkład mieszkania. To nie w pokoju Reginy pali się światło, lecz
w pokoju Ludwiki... Regina widocznie wie, że ciotka jeszcze nie śpi i dlatego nie ma odwagi
wymknąć się z domu...
Mimo to Kirchner nie odchodził. Wpatrywał się, jak urzeczony w okna Reginy, aż wreszcie
stracił nadzieję, że ją zobaczy.
Zegar na wieży ratusza wybijał godzinę za godziną. W oknach Ludwiki zgasło światło...
Skarbnik doszedł do wniosku, że nie ma po co czekać dłużej... W oddali wybiła trzecia...
Gwiazdy zgasły, niebo powoli szarzało...
W chmurnym brzasku wschodzącego poranka Kirchner udał się wreszcie do domu. Był
ogromnie przygnębiony swoim niepowodzeniem.
* * *
Słońce świeciło jasno nad światem. Był pogodny dzień sierpniowy.
Około południa przeciągnęła gwałtowna burza, która jednak szybko minęła i odświeżyła
powietrze. Zlady po deszczu wyschły już zupełnie, natomiast w ogrodzie odczuwało się miły,
ożywczy chłód.
Na placu tenisowym, znajdującym się za willą państwa von Massenburg panowała wesoła
wrzawa. Słychać było nawoływania, gwar zmieszanych głosów, wykrzykniki, śmiech...
W ogrodzie ustawiono duży namiot z kolorowego płótna. Stał w nim generał von Massenburg
i przyrządzał kruszon. %7łona jego spoczywała wygodnie na leżaku i z uśmiechem przyglądała się
92
mężowi.
Na placu bawiÅ‚a siÄ™ mÅ‚odzież. Obie córki generaÅ‚a, Gerhard Rüdiger, Regina, Bülow i [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl