
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
138
że za chwilę może runąć i że ona, Adela, powinna wyciągnąć ręce i schwycić ją! (Takiego samego
uczucia doznawała już raz Adela, gdy była z ojcem na przedstawieniu w cyrku i patrzyła na
linoskoczków).
I gdy drabina zaczęła się naprawdę chwiać, a Stasiek zwrócił się do niej po świadectwo przeciw
Krysi, Adela milczała. A kiedy drabina zawaliła się, Adela poczuła nagle, stojąc wśród tej
wrzeszczącej i szydzącej gromady, że jest po stronie Krysi!
Zupełnie! Całym sercem! Gdyby coś podobnego mogło jej przejść przez usta, zawołałaby nawet:
Wierzę jej! Ona jest księciem!
Nie dlatego, oczywiście, że wierzyła, ale dlatego, że gdy płaczącą Zosię w dziurawej miednicy,
która była jej ulubionym kapelusikiem" na główce, wyśmiewały na %7łelaznej dzieci, to Adela
krzyczała również:
Bałwany! To jest naprawdę kapelusz!...
I tak samo jak Zosi, gdy się czasem uderzyła, wytarła Krysi łzy fartuchem.
X. Ci
Część czwarta MY DWIE I SPRAWA JÓZI
XXV. Dobroć niepotrzebna
W tydzień po upadku Albanii i owym spotkaniu na ławeczce pod kasztanem weszłam do stołowego
pokoju, w którym Jan był zajęty wycieraniem kurzu z kredensu, stanęłam przed nim i
oświadczyłam stanowczo:
Mam przyjaciółkę!
Jan nie odpowiedział. Skończył czyścić specjalną, przypominającą twardy pędzelek szczoteczką
zęby lwa wyrzezbionego na dolnych drzwiczkach i przeszedł do więzi kwiatów i owoców z
górnych drzwiczek.
Jego obojętność ubodła mnie.
Nazywa się Adela! dodałam podnosząc głos, ponieważ wydało mi się, nie wiadomo
dlaczego, że imię to musi wywrzeć pożądany efekt.
No! No! powiedział surowo Jan nie odwracając ku mnie głowy. %7łeby to tylko znowu nie
było coś wymyślonego!...
Zmieszałam się okropnie. Właściwie bowiem, to mimo pozorów prawdy nie byłam wcale tak
pewna, czy nie jest to znowu coś wymyślonego"...
A przecież dziewczynki na podwórzu mówiły już do mnie o Adeli twoja przyjaciółka"...
Adela nie odgradzała się ode mnie wprawdzie murem chłodnej i wzgardliwej obojętności, ale
przyjaciółka"!...
Pomiędzy mną a Adelą leżało coś, czego nie umiałabym
141
określić, ale co sprawiało, że nigdy nie ośmieliłabym się tak jej nazwać. Cóż z tego bowiem, że
spędzałam z nią prawie cały dzień, cóż z tego, że witała mnie spojrzeniem i uśmiechem, że dawała
mi czasem do potrzymania Jasia, że mówiła o nas dwóch my"?, a o wszystkich innych
dziewczynkach one"? Cóż z tego, jeżeli ta niewidzialna, a jednak (jakże dobrze wyczuwalna)
granica istniała dalej?
Nie śmiałam przecież nawet tak naprawdę" rozmawiać z Adelą, choć niby to rozmawiałyśmy ze
sobą ciągle. Wyczuwałam dobrze, że jest w moim życiu nieskończona ilość rzeczy, którymi Adela
pogardza, których nie lubi lub które (w najlepszym razie) są według niej godne politowania. Nie
wiedziałam jednak, co to są za rzeczy, a nawet według czego należy je wartościować. Doznawałam
po prostu chwilami wrażenia, że idę z zawiązanymi oczyma po szklanej drodze" (bawiłam się
kiedyś na urodzinach jednego z moich kuzynów w taką grę). Tylko że teraz doznawałam wrażenia o
wiele większego lęku i niepewności niż wówczas, gdy z wyciągniętymi przed siebie rękami
przechodziłam pomiędzy dwoma rzędami szklanek...
Właściwie najpewniej czułam się wtedy, gdy bawiłam się z Zosią i Wicusiem lub opowiadałam im
bajki. Wymyślałam zawsze takie zabawy i takie bajki, aby przykuć nimi uwagę przysłuchującej się
im Adeli. Wkrótce też zaczęłam wyczuwać, co ją zajmuje, co nudzi, a co razi, i te chwile, kiedy
oczy Adeli patrzyły na mnie z uwagą, a czasem nawet ze wzruszeniem, były jedynymi chwilami
prawdziwego zbliżenia.
Toteż opowiadałam coraz mniej dla dzieci, a coraz więcej dla Adeli, chociaż jej samej nie
ośmieliłabym się nigdy tak wprost zaproponować bajki...
I coraz pewniej, coraz mniej po omacku, znajdowałam te właśnie drogi, na których chciała mi
towarzyszyć Adela.
Adeli nie zajmowały bowiem przygody dla przygód ani czyny, które były spełniane tylko po to, by
zaimponować komuś siłą czy odwagą.
142 [ Pobierz całość w formacie PDF ]