[ Pobierz całość w formacie PDF ]
263
Dla nich liczy się tylko władza, pieniądze i dzieci. Tak zwa
na miłość to zwykła ułuda.
Ta nieszczęsna kobieta nic nie wiedziała o prawdzi
wej miłości! Kathryn odwróciła się i czym prędzej ucie
kła z sali. Za sobą słyszała śmiechy i skoczną muzykę.
Chwyciła płaszcz, który ktoś rzucił na stojący w sieni
kufer i wybiegła na zewnątrz. Zimny wiatr ochłodził
jej rozgrzane policzki. Niebo było już zupełnie ciemne.
Kathryn mocniej zaciągnęła poły płaszcza i, roniąc łzy,
poszła prosto przed siebie.
- Och, Lorenzo - wyszeptała cicho - ukochany. Wróć do
mnie! Błagam... Dłużej nie zniosę tej udręki.
- Kathryn! Zaczekaj!
Odwróciła się na głos Michaela. Miała ochotę być
zupełnie sama, ale obecność kapitana dei Ignacia nie
powinna jej przeszkadzać. Przecież Michael był z nimi
w Wenecji, a także w Rzymie. Dużo lepiej niż inni rozu
miał jej rozterkę i cierpienie. Co więcej, okazywał jej
troskę i współczucie, czego nie doczekała się od włas
nego ojca.
- Nie powinnaś wychodzić na dwór o tej porze - po
wiedział Michael. - Jeszcze się przeziębisz. Prawdę mówiąc,
wcale się nie zdziwię, jeśli do rana spadnie śnieg. Możesz
się rozchorować.
- Jak będę chora, to ojciec nie zmusi mnie do małżeń
stwa. Nie chcę wyjść za człowieka, którego nie kocham.
- O czym ty mówisz?
-Tak, Michaelu. Ciągle słyszę, że powinnam natych-
264
miast zapomnieć o przeszłości. To niemożliwe. Kocham
Lorenza. Zawsze go będę kochała.
- Sir John nastaje, abyś wyszła za mąż? - Michael zawa
hał się przez krótką chwilę. Nie zamierzał tak szybko mó
wić jej o swych uczuciach, ale teraz zrozumiał, że czas nagli.
Biedny młodzieniec zakochał się w Kathryn, gdy leżał ran
ny, pod jej czułą opieką.
- Twój ojciec zawsze był mi przychylny - zaczął nieśmia
ło. - Myślisz, że chciałby takiego zięcia?
- Nie mogę być twoją żoną, Michaelu. Zrobiłabym ci
wielkÄ… krzywdÄ™. Bardzo ciÄ™ lubiÄ™, jesteÅ› moim najlepszym
przyjacielem, ale moje serce należy wyłącznie do Lorenza.
Obawiam się, że nic tego nie zmieni.
- Chcę ci oszczędzić dalszych przykrości, Kathryn.
Zabiorę cię do Rzymu, do dawnych przyjaciół. Tam byłaś
szczęśliwa.
Podszedł bliżej, wyciągnął rękę i pogładził ją po bla
dym policzku.
- Jeśli chcesz, będę bardzo, bardzo cierpliwy. Nie wyko
rzystam praw małżonka. Zaczekam, aż sama mi na to po
zwolisz. ObiecujÄ™.
- Och, Michaelu! - urywanym głosem zawołała Kathryn.
- Wstyd mi. JesteÅ› tak dobry dla mnie, tak kochany. Jednak
nie mogę ci zrujnować życia! A co zrobisz, jeśli już nigdy
nie otrząsnę się z tęsknoty? Jeśli zawsze będę kochała jedy
nie Lorenza?
Azy płynęły jej po policzkach. Czuła ich słony smak na
ustach. Michael delikatnie wziął ją w ramiona. Był to tyl-
265
ko gest pocieszenia, chociaż... Ostrożnie musnął wargami
pachnące włosy.
- Kocham cię, Kathryn. Jeżeli trzeba, będę na ciebie cze
kał aż do końca życia.
Popatrzyła na niego. Azy niczym brylanty błyszczały na
jej długich rzęsach.
- Przecież kiedyś mówiłeś, że chcesz ożenić się z Isabel
la Rinaldi.
- Mój ojciec wciąż namawia mnie do małżeństwa. Muszę
go posłuchać, bo jest już bardzo stary. Isabella to ładne dziew
czÄ™ i bardzo jÄ… lubiÄ™, lecz to ciebie kocham. Zawsze ciÄ™ kocha
łem, od pierwszego wejrzenia, lecz dla ciebie liczył się tylko
Lorenzo. Wtedy nie miałem najmniejszej szansy, za to teraz...
- Urwał zakłopotany. I tak powiedział już bardzo dużo.
- Och, Michaelu. - Kathryn otarła łzy. - Daj mi choć
trochę czasu do namysłu! Może... Nie wiem...
Jeszcze nie mogła mu obiecać, że na pewno zostanie jego
żoną, lecz z drugiej strony, gdyby sir John upierał się przy
małżeństwie, nie było lepszego kandydata od Michaela. Ale
czy mogła przyjąć jego propozycję? To byłoby z jej strony
nieuczciwe.
- Na razie nic nie mów - odezwał się Michael i z uśmie
chem wziął ją za rękę. - Chodz, wracajmy do gości, moja
najmilsza. Nie powinnaś dłużej stać tutaj na zimnie. Wiem,
że Lorenzo na pewno by nie chciał, abyś resztę życia spę
dziła w zgryzocie.
- Szkoda, że nie jesteśmy w Rzymie - przyznała Kathryn.
- Tam jest dużo cieplej.
266
Po raz pierwszy od wielu tygodni szczerze się uśmiech
nęła. Posłusznie poszła z Michaelem w stronę domu.
Nagle muzyka umilkła. Urwał się gwar rozmów, słychać
było jedynie podniecone szepty. Kathryn odruchowo wy
czuła, że coś się stało. Zmienił się nastrój zabawy. W napię
ciu weszła na salę. Wszyscy goście patrzyli w tym samym
kierunku. Na co? Na kogo? Goście zauważyli ją i w jednej
chwili tłum rozstąpił się, niczym morze przed Izraelitami
uchodzącymi z Egiptu. Zapadła głucha cisza. Kathryn jęk
nęła cicho na widok czarno odzianej postaci.
Zwiat zawirował jej przed oczami. Nie, to nieprawda. To
jakieś zwidy, przywołane głęboką tęsknotą. Zbladła jak kre
da i osunęła się na ziemię. Zanim upadła, dwóch mężczyzn
pospieszyło jej z pomocą.
Lorenzo był szybszy. Chwycił ją w ramiona i uniósł jak
piórko. Zacisnął usta i z nienawiścią w oczach popatrzył
na Michaela.
- Nie zapominaj, że to moja żona.
- Wszyscy myśleli, że nie żyjesz. Kathryn ogromnie cier
piała. - Michael też był bardzo zły, bo zrozumiał, że tym ra
zem stracił ją na zawsze. - Stałem przy niej w najgorszych
chwilach.
- Porozmawiamy o tym pózniej.
Lorenzo odwrócił się i odszedł, unosząc ze sobą omdla
łą Kathryn. Otaczała go aura władzy i nikt nie śmiał go za
trzymać. Twarz mu płonęła gniewem. Kiedy stanowczym
głosem spytał, którędy do komnaty Kathryn, służba rzuciła
się, żeby mu wskazać drogę.
267
Sir John obserwował to wszystko z drugiego końca sa
li. Miał nadzieję, że Michael dei Ignacio okaże się bardziej
stanowczy wobec signora Santoriniego. Ale wystarczył mu
jeden rzut oka na Lorenza, aby przekonać się, że wszel
ki opór jest tu niemożliwy. Signor Santorini przyszedł po
swoją własność.
Mimo to sir John zastąpił mu drogę.
- Moja córka, panie?
- Przy mnie będzie bezpieczna.
- Poślubił ją pan pod fałszywym nazwiskiem.
- Nieprawda. Jestem adoptowanym synem Antonia San
toriniego i jego prawnym spadkobiercą. Mój prawdziwy oj [ Pobierz całość w formacie PDF ]