[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obserwował. Przez długi czas nic się nie zdarzyło. Kiedy poczuł jakiś wstrętny odór, siedział już
zbyt długo w jednej pozycji, by móc zareagować dość szybko. Jedna silna ręka złapała go za ramię
i wykręciła je wysoko pod łopatkę, a druga zakryła mu usta. Jayge zawsze uważał się za silnego,
ale nie mógł uwolnić się z tego sprytnego i bolesnego chwytu.
- Zawsze mówiłem, że w rodzinie to ty masz rozum, Jayge - wyszeptał mu w ucho Readis. -
Nie szarp się, Dushik jest na warcie tu niedaleko. Musimy go obejść, wejść z drugiej strony i wyjąć
ją z tego dołu, zanim węże zeżrą ją żywcem. O to ci chodzi, co? Kiwnij głową!
Jayge skinął i ręka na ustach popuściła nieco.
- Dushik zabije cię, jak tylko cię ujrzy, Jayge.
Młodzieniec obrócił się, by spojrzeć na wuja, który nie rozluznił chwytu na jego ramieniu.
Readis był oślizgły od brudu, wynędzniały, oczy miał zaczerwienione, policzki zapadnięte, a wargi
zastygłe w zgorzkniałym wyrazie. Ubranie na nim było w strzępach, a przez ramię miał
przewieszoną linę.
- Ja nie porwałem. Nie jestem ani szaleńcem, ani złoczyńcą - szept Readisa zakończył się
syknięciem. - Nie wiedziałem, co Thella zamierza uczynić - mówił dalej, poruszając ustami prawie
bezdzwięcznie.
Jayge odpowiedział tak cicho, jak pozwalała mu jego wściekłość:
- Wiedziałeś, że chciała porwać Araminę. Przybyłeś do Weyru z tym fałszywym listem.
- To było dostatecznie złe - powiedział Readis kuląc się. - Thella wie, co robić, by jej
poczynania wydawały się sensowne. Ale wrzucić młodą dziewczynę do dołu z wężami to nie jest
sensowne. Ani trochę. Myślę, że Thella oszalała ze złości, kiedy smoczy jezdzcy zaatakowali jej
Warownię. Powinieneś był słyszeć, jak rechotała całą drogę w tym tunelu, który kazała wykuć. Nie
sądzę, byś mi uwierzył, ale starałem się ją powstrzymać przed spuszczeniem tej lawiny. Potem
utknąłem starając się uratować Girona. Tak przy okazji; on nie żyje. Podcięła mu krtań następnej
nocy. - Readis otrząsnął się. - Pokażę ci, gdzie jest dziewczyna, i pomogę ci ją wydostać. Potem
znikam i możesz kąpać się w chwale.
Jayge uwierzył desperacji ukrytej za szorstkimi słowami wuja.
- Wydostańmy ją więc.
Readis ruszył wokół górskiego grzbietu popychając siostrzeńca przed sobą.
- Zrzuciłem jej bukłak z wodą i trochę chleba, kiedy się nadarzyła okazja. Mam nadzieję, że
znalazła. Schyl się!
Głowa Jaygego została szarpnięta w dół, policzkiem uderzył o kamień. Usłyszał, że Readis
wstrzymuje oddech, i on też to zrobił, aż o mało płuc mu nie rozsadziło. W końcu lekkie
szarpnięcie dało mu znać, że może się ruszyć i wciągnął powietrze długim, głębokim oddechem.
Potem wuj dał mu znak, by szedł naprzód.
Szli długo, zanim dotarli po stoku do wejścia, do którego kierował się Readis. Mięśnie
Jaygego zesztywniały z wysiłku. Readis wczołgał się pod skalny nawis i znikł. Jayge poszedł za
nim, posuwając się na brzuchu i łokciach. Czuł wilgotny brud pokrywający ziemię i zastanawiał
się, jak zdołano wepchnąć tu nieprzytomną dziewczynę.
Na dotyk brudnej ręki na twarzy żachnął się i uderzył potylicą o sufit niskiego tunelu.
Ledwo dał radę przygryzć sobie język, by głośno nie zakląć.
- Wrażliwi jesteśmy, co? - skomentował to cicho Readis. - To już niedaleko. Dushik musi
pilnować od strony, gdzie dostęp jest łatwiejszy.
Wstając Jayge ujrzał ze zdumieniem słabe światło wpadające wąziutkim prześwitem ponad
ich głowami.
- Nie mów głośno, kiedy dojdziemy do studni - poinstruował go Readis. - Ale to ty masz
mówić. Będziemy musieli ją wyciągnąć. Im prędzej, tym lepiej.
Słabe światło w szczelinie sufitu przygasło i znalezli się w ciemnościach. Readis zagrodził
mu drogę ramieniem, dając znak, by był cicho. Przez chwilę nasłuchiwali, ale nie słyszeli nic prócz
wody kapiącej gdzieś po ścianie, aż nagle ciszę przerwał cichy jęk, który rozszedł się głucho, jakby
głęboko pod nimi.
Nagle zabłysło światło i Jayge przysiadł przestraszony. Kiedy oczy przywykły, zdał sobie
sprawę, że to Readis rozpalił mały koszyk z żarem. W jego świetle ujrzał otwierający się przed
nimi dół.
- Mów do niej, Jayge - mruknął Readis. - Przygotowuję pętlę na końcu. Ma przez nią
przełożyć ramiona i trzymać się mocno.
- Aramina - powiedział niepewnie Jayge, osłaniając usta obydwiema rękami. - Aramina, tu
Jayge.
- Jayge? - jego imię zaczęło się jak okrzyk i skończyło się jak wdech.
- Powiedz jej, żeby tego nie rozgłaszała - syknął Readis.
- Cicho, Mina - zawołał używając zdrobnienia, które samo przyszło mu teraz na usta. -
Znaleziono cię. Spuszczamy linę.
Zwrócił się do Readisa.
- Czy nie moglibyśmy posłać żaru na dół? Mogłaby zabrać koszyk ze sobą.
- Dobry pomysł. - Readis zasunął pętlę wokół koszyka z żarem i opuścił go szybko w dół
studni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]