[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za³adowany.
A ten szaleniec, którego pan Sciga, czy jest uzbrojony?
Nie mam pojêcia. To mo¿liwe. Black pomySla³ o sposobie, w jaki Kuba
Peda³ zamordowa³ na jego oczach Trencha, potem znowu zobaczy³ Spilsbury ego
wyci¹gaj¹cego metalowy grot z karku Jane Luffington.
Mo¿e powinien pan zaczekaæ powiedzia³ cicho dziekan.
Black pokrêci³ g³ow¹.
Nie. Wreszcie trzeba z tym skoñczyæ. Ruszy³ do drzwi, ale Matthews
po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu.
Niech b³ogos³awieñstwo Boga i KoScio³a pozostan¹ z panem, inspektorze.
Black zdo³a³ uSmiechn¹æ siê s³abo.
W¹tpiê, czy pana b³ogos³awieñstwo odniesie jakiS skutek, dziekanie Mat-
thews. Nie ta wiara, je¿eli w ogóle pozosta³a mi jakaS. Jestem ¯ydem.
Duchowny wzruszy³ ramionami.
Podobnie jak Swiêty Pawe³.
Bombowce nadal sunê³y po niebie, zrzucaj¹c swój ³adunek w rosn¹ce s³upy
dymu i p³omieni. Podczas pierwszych dwudziestu minut nalotu spad³o wiêcej ni¿
sto ton pocisków zapalaj¹cych. Kiedy Morris Black wspina³ siê w¹skim przej-
Sciem do wewnêtrznej kopu³y katedry, co najmniej dwieScie po¿arów szala³o w cen-
trum miasta.
Ponad osiemset pocisków trafi³o w pobli¿u Paternoster Row, w odleg³oSci
nie wiêkszej ni¿ sto piêædziesi¹t metrów od Swi¹tyni. Budynki kilkunastu pobli-
skich wydawnictw stanê³y w p³omieniach. Zapad³y siê dachy, szk³o eksplodowa-
³o. ¯arz¹cy siê py³ roznoszony silnym wiatrem wznieca³ po¿ary w ca³ej okolicy.
Noc sta³a siê dniem, a w samym Srodku tego piek³a ciemnia³a kopu³a katedry
Swiêtego Paw³a, widoczna na mile z ka¿dej strony, otoczona chmurami dymu i o-
gnia.
Stosy cegie³ i belek blokowa³y wejScia do w¹skich alejek wokó³ koScio³a.
Jednak gdyby nawet stra¿acy mogli siê tam dostaæ, niewiele zmieniliby sytuacjê.
Tamiza przypomina³a wyschniêty kana³, a wê¿e i pompy zapycha³y siê od mu³u.
Brakowa³o wody. City p³onê³o bez ratunku.
Morris Black dobrn¹³ wreszcie do szczytu kiepsko oSwietlonych schodów
i otworzy³ ma³¹, drewnian¹ furtkê, prowadz¹c¹ do przestrzeni pomiêdzy wewnêtrz-
n¹ a zewnêtrzn¹ kopu³¹. Dzwoni³o mu w uszach od dobiegaj¹cych ze wszystkich
309
stron eksplozji. Otworami wentylacyjnymi zaczyna³o wdzieraæ siê rozpalone do
niemo¿liwoSci powietrze.
Black zamkn¹³ furtkê za sob¹, wyprostowa³ siê ostro¿nie i rozejrza³ dooko³a.
By³o zadziwiaj¹co jasno. Blask szalej¹cych po¿arów dociera³ przez Swietliki i od-
bija³ w okienkach wewnêtrznej kopu³y. Przedostawa³ siê tak¿e przez pêkniêcia
w arkuszach wiekowej o³owianej blachy, tam, gdzie styka³y siê one z metalowy-
mi ¿ebrami, nadaj¹cymi kopule pó³okr¹g³y kszta³t.
Wyci¹gaj¹c szyjê, Black móg³ dotrzeæ wzrokiem do masywnych podpór pod-
trzymuj¹cych wie¿yczkê, która wznosi³a siê dumnie nad faluj¹cym morzem p³o-
mieni. Nigdzie nie by³o widaæ ani Sladu Kuby Peda³a.
Inspektor zacz¹³ wspinaæ siê po rusztowaniu z belek. Powoli obszed³ wysoki,
ceglany sto¿ek o strukturze plastra miodu, po czym zatrzyma³ siê na chwilê dla
z³apania oddechu. Wyci¹gn¹³ rêkê i dotkn¹³ pokrycia zewnêtrznej kopu³y, spo-
dziewaj¹c siê poczuæ pod palcami metal.
Zamiast tego jego d³oñ musnê³a grube drewniane p³yty, poczernia³e ze staro-
Sci i straszliwie suche. Jedna bomba zapalaj¹ca, nie zauwa¿ona w porê, wystar-
czy, aby zmieniæ w piek³o przestrzeñ pomiêdzy obydwoma konstrukcjami. Pa-
miêta³ dane, które wkuwa³ ongiS w szkole. Kopu³a wa¿y³a siedemset ton, tyle, co
ma³y statek. Siedemset ton topi¹cego siê o³owiu i p³on¹cych dêbowych belek.
Piekielny ¿ar, zdolny zmieniæ diamenty w parê, stos pogrzebowy szaleñca. To
by³o dzikie marzenie Kuby Peda³a, bo kopu³a przypomina³a gigantyczny dzwon.
Black ruszy³ przed siebie. Wci¹¿ w górê. Coraz d³u¿sze belki rozci¹ga³y siê
wewn¹trz cienkiej, pokrytej o³owian¹ blach¹ czaszy. Raz spojrza³ w dó³ i niemal
straci³ równowagê. Zacisn¹³ mocno oczy, z³apa³ za drewnian¹ podporê i zacze-
ka³, a¿ minie zawrót g³owy.
Kiedy dotar³ do wy¿szych partii rusztowania, k¹tem oka pochwyci³ jakiS ruch.
Posuwaj¹c siê powoli, dojrza³ postaæ mê¿czyzny, drobn¹, pochylon¹ nad jakimS
przedmiotem. Powoli, ostro¿nie, Black wyci¹gn¹³ rewolwer. Zakl¹³ cicho. Nawet
w najlepszych czasach nie by³ dobrym strzelcem, a tutaj, wSród wsporników i be-
lek rusztowania nie mia³ mo¿liwoSci ustalenia prostej linii ognia.
Poruszy³ siê znowu, przesuwaj¹c delikatnie, dopóki jedna stopa i wolna d³oñ
nie znalaz³y oparcia na krusz¹cych siê ceg³ach murowanego obramowania. Wstrzy-
ma³ oddech, podniós³ broñ. I wtedy kichn¹³.
Dxwiêk rozleg³ siê grzmi¹cym echem w zamkniêtej przestrzeni, zag³uszaj¹c
przez chwilê ryk po¿arów. Kuba Peda³ poderwa³ siê na nogi. P³omienie odbija³y
mu siê w szk³ach okularów. Zauwa¿y³ wroga. W migoc¹cym pó³Swietle inspektor
by³ niemal pewien, ¿e dostrzeg³ b³ysk wyszczerzonych zêbów. USmiech szaleñca
czy nag³y grymas z³oSci i strachu? Uszu Blacka dobieg³ zwierzêcy skowyt.
Ob³¹kany chwyci³ tubê, któr¹ przedtem mocowa³ do drewnianego rusztowa-
nia i wsadzi³ j¹ do kieszeni d³ugiego, szarego p³aszcza. Porusza³ siê ¿wawo, jak-
by tañczy³ pomiêdzy belkami. £api¹c za wsporniki nad g³ow¹, przeskakiwa³ ze
sprawnoSci¹ ma³py nad ziej¹cymi pustk¹ i kurzem dziurami. Black wypali³. Wy-
strza³ odbi³ siê echem od czaszy kopu³y, ale by³o ju¿ o wiele za póxno. Kuba
Peda³ znik³, zagubiony wSród pokrêconych cieni.
310
Detektyw wetkn¹³ broñ za pasek i da³ susa. Mniej ni¿ minutê póxniej ze szczytu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]