RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sytuacji moglibyście zaaranżować coś na wzór internowania ich sił zbrojnych w Afganistanie
i innych miejscach, gdzie aktualnie przebywają. To uwiarygodni podane informacje, bo nikt
przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że dobrowolnie i bez powodu pozbywacie się
znaczących sił sojuszniczych w tym dzikim i niebezpiecznym kraju. A poza tym unikniecie
kłopotów z Polską armią po przeprowadzeniu akcji na terenie ich kraju. W momencie, gdy
dowiedzą się o akcji zbrojnej w Polsce, nie będą już w stanie podjąć żadnych działań
przeciwko Stanom Zjednoczonym.
Spotkanie, wbrew temu, co wcześniej uzgodniono, zakończyło się dopiero po prawie
trzech godzinach.
Następnego dnia wieczorem w białoruskiej bazie wylądował samolot Lockheed C-130
Hercules, z dwunastoosobowym oddziałem na pokładzie. Zostali zakwaterowani i niemal
natychmiast poszli spać.
Dzień wcześniej brali udział w 24 godzinnych ćwiczeniach i w momencie, gdy
zjechali do koszar otrzymali nowy rozkaz wyjazdu. Byli koszmarnie zmęczeni. Trzy godziny
pózniej baza dosłownie wyparowała w ogniu atomowego wybuchu. Zginęli wszyscy
Amerykanie, dziesięciu żołnierzy rosyjskich i trzydziestu białoruskich.
Głowica została dostarczona na teren bazy w skrzyni ładunkowej rosyjskiej
ciężarówki, która wczesnym rankiem zaparkowała w pobliżu budynków mieszkalnych.
Wiktor Tichonow rozpoczynał właśnie swą życiową rozgrywkę. Ofiary w ludziach były dla
niego całkowicie do zaakceptowania. Liczył się wyższy cel. A ci głupi Amerykanie chwycili
podaną im przynętę jak dzieci. Nie spodziewał się, że pertraktacje ich prezydenta z
ambasadorem Kuzniecowem przebiegną tak łatwo.
Zastosowali starą jak świat metodę kija i marchewki. Widocznie marchewka była
bardzo smakowita, a kij wyglądał bardzo groznie.
Nawet jeśli jakaś słaba Polska da radę się kiedyś odrodzić, Ameryka nigdy już nie
będzie jej sojusznikiem. Polacy nie będą w stanie im zaufać po tym co zrobili.
Prezydent Federacji Rosyjskiej Wiktor Tichonow rozparł się wygodnie w fotelu i jego
twarz rozpromienił szeroki uśmiech. Zdołał jednym sprytnym posunięciem pozbyć się
jednego znienawidzonego kraju i podważyć autorytet drugiego.
27 czerwca 2013
Góra Czarniawskiego
%7łołnierz klął na czym świat stoi. Kiedy pół roku temu został zwerbowany w swej
macierzystej jednostce do służby w elitarnej i otoczonej tajemnicą grupy ochraniającej ważne
obiekty państwowe, odebrał to jako swego rodzaju awans. Liczył, że jego obowiązki będą
ciekawsze, niż do tej pory, a ponadto zaproponowano mu dość znaczącą podwyżkę. Okazało
się jednak, że w domu był teraz gościem, a nowe zadania polegały głównie na ochronie
różnych tajnych obiektów, w których znajdowały się zapasowe centra dowodzenia i niekiedy
przebywały ważne osoby. %7ładnych rozrywek, a od dwóch dni formalnie był klawiszem.
Ośmiogodzinne służby w małym areszcie na terenie ZORD dawały mu się już we znaki.
Podobnej nudy nie zaznał od dawna. Uzbrojony jedynie w broń krótką siedział w
małej kanciapie z kilkoma monitorami i próbował jakoś zabić wolno upływający czas. Dzisiaj
skończył rozpoczętą na poprzedniej służbie książkę i właśnie rozwiązywał krzyżówki.
Zerknął na monitory.
Zajęta była tylko jedna cela. Facet o nazwisku Nowicki był szpiegiem, czy kimś w
tym stylu. Podobno złapali go, kiedy brał udział w jakiejś akcji razem z Ruskimi na terenie
Polski. Takich jak on to rozstrzeliwałby na miejscu. Po co go żywić i pilnować. Kilka
gramów ołowiu w tył głowy i po sprawie. Więzień leżał na pryczy. Cały czas w tej samej
pozycji co ostatnio. Kiedy spoglądał na monitor? Chyba pół godziny temu. A może coś mu
się stało? No i dobrze. Nie będzie już musiał tutaj siedzieć. Ale chyba musi to sprawdzić i
jakby co, zgłosić do dowódcy ochrony ośrodka.
Niechętnie wstał z krzesła i po otwarciu kartą elektronicznych zamków w podwójnych
drzwiach wszedł na korytarz aresztu. Zapukał w drzwi. Cisza. Jeszcze raz. Znowu cisza.
Postanowił wejść do środka. Wyjął z kabury i przygotował do strzału służbowego HK USP.
Otworzył drzwi. Więzień leżał na pryczy, twarzą do ściany i nie dawał żadnego znaku
życia. Podszedł i wolną ręką odwrócił go na wznak.
Szeroko otwarte, wpatrzone w sufit oczy. Umarł, czy co? Postanowił
wrócić do służbowego pomieszczenia i zgłosić to. Niech przyślą jakiegoś lekarza.
Odwrócił się idąc w kierunku drzwi celi i schował pistolet do kabury. W tym momencie
poczuł na głowie jakąś grubą tkaninę. Opadła w dół i skrępowała ręce. Ktoś zacisnął ją na
plecach i podciął mu obie nogi. Uderzył głową w betonową posadzkę.
Zamroczyło go na chwilę. Ruszył rękoma, były wolne. Zdjął tkaninę z głowy, jak się
okazało był to koc, którym jeszcze przed chwilą nakryty był więzień. Usiadł i rozejrzał się po
celi. Był obyty z bronią od początku służby w wojsku, ale do widoku pistoletu wycelowanego
między oczy nie jest w stanie przygotować żadne szkolenie. Jego własny HK USP znajdował
się w ręce aresztanta, który cały i zdrowy siedział na pryczy. Zrozumiał, że dał mu się podejść
jak dziecko.
- Odpowiedz mi żołnierzu na kilka prostych pytań, a wyjdziesz z tego cało. - Odezwał
się Nowicki. - Zgadzasz się?
- Tak. - Zabrzmiało to cicho i płaczliwie. Był zły na siebie, że nie może zapanować
nad głosem.
- Przesłuchiwali mnie ludzie z ABW, a przy okazji trochę powiedzieli. Czy to prawda,
że jesteśmy z jakimś bunkrze?
- Tak, to bunkier, a w zasadzie cały podziemny kompleks. Jakby małe miasteczko
bardzo głęboko pod ziemią.
- Chcę porozmawiać z moim kolegą, który podobno tutaj jest. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl