
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do niego na drugą stronę1
- Zostaniesz tutaj! - syknął Malcolm, trzymając ją swą jedyną ręką. - Tu przynajmniej
masz jakąś szansę.
Szansę? W obliczu tego? To brzmiało nieprawdopodobnie.
Teraz Helga już wiedziała, co to za stęchły zapach czuła tamtej nocy. Odór szczurów. I
odgłos... Odgłos wielu tysięcy szczurów, które buszowały w ziarnie, łap, które bębniły o
drewno, ziemię i kamienie; ich popiskiwanie zlewało się w jeden przerażający dzwięk. To
właśnie tam spała, tak blisko!
Poczuła, że robi się jej słabo, chwyciła się więc pnia drzewa.
Na murach aż roiło się od tych niepisanie okazałych zwierząt, wypuszczonych na
wolność ze swego więzienia, agresywnych, gotowych do obrony przeciwko wszystkiemu,
co nowe i nieznane na ich drodze.
Opanowawszy chęć ucieczki, Helga zacisnęła mocno dłonie na pniu i spytała:
- A co wy tam rozsypaliście?
- Zatrute resztki jedzenia: chleb, ser i kaszę. Roderick i Joch długo nad tym pracowali.
Twój ojciec zrobił nam znakomitą truciznę.
- Ale dlaczego czekaliście aż do tej pory?
- Myślisz, że ktoś miał ochotę pójść tam i otworzyć drzwi? Przecież to pewna śmierć.
Zamierzaliśmy już je wysadzić. Ale tylko sir Angus mógł nam zdobyć dynamit i w ten oto
sposób wszedł w paradę Mordwinowi.
- Rozumiem. A nie mogliście po prostu włożyć trucizny do środka? - krzyknęła ponad
trzaskiem ognia.
- Musielibyśmy zrobić gdzieś otwór. I wtedy już byśmy się ich nie pozbyli. %7łeby się przed
nimi zabezpieczyć, trzeba było zabić każdą najmniejszą dziurę żelaznymi płytkami, bo te
bestie są w stanie przegryzć się przez drewno.
Podczas gdy mężczyzni uwijali się jak w ukropie, by zatrzymać szczury w środku kręgu
wyznaczonego przez ogień, Malcolm, dzierżąc przez cały czas pistolet gotowy do
strzału, wyjaśniał dalej Heldze dygoczącej ze strachu:
130
- Jak powiedziałem, to nasza wina. Hiss od dawien dawna cieszył się złą sławą jako
zamek, w którym straszy, i dlatego świetnie nadawał się na tajny spichlerz. Poza tym
jego mury są naprawdę szczelne. Zbieraliśmy obfite plony, rok po roku, i napełnialiśmy
nimi ten nasz magazyn. Jakie to wspaniałe, że nie musieliśmy już cierpieć nędzy i głodu.
Byliśmy jednak zbyt pewni siebie, sir Angus i my.
Helga patrzyła oniemiała na to odrażające kłębiące się mrowie, pokrywające cały plac
przed zamkiem. Niektóre zwierzęta próbowały zawrócić, nie mogły jednak przedostać się
w górę po murach, ponieważ natykały się na te, które dopiero wychodziły z ukrycia.
- Ale przecież szczur nie może chyba żyć bez wody?
- Pośród licznych zakamarków Hiss znajduje się zródełko, w którym zawsze jest trochę
wody. Oczywiście po pewnym czasie zauważyliśmy ślady jakichś gryzoni, ale to przecież
naturalne, że tam, gdzie jest zboże, są też i szkodniki. Poza tym naszą czujność uśpiło
przekonanie, że to myszy. I dalej napełnialiśmy spichlerz. Tymczasem dobry rok temu...
Malcolm drżał na całym ciele. W lesie rozlegały się nawoływania mężczyzn; ogień
jeszcze nie wygasł. Pas ziemi wokół zamku zdawał się żywą, wciąż pulsującą masą. Z
zamku przestały już wylewać się potoki dzikich szczurów, teraz pojawiały się już tylko
pojedyncze sztuki.
- Widzę, że jedzą przynętę - bąknął Malcolm, rzuciwszy przelotne spojrzenie w tamtą
stronę. - Zjadły też pewnie to, co wyłożyliśmy w środku. %7łeby tylko trucizna zaczęła
działać przed dopaleniem się ognia! Na tym opiera się nasz cały plan. Nie
przewidzieliśmy jednak, że jest ich tak dużo! Pewnie nasi ludzie ledwie tam wytrzymują
ze zmęczenia i obrzydzenia.
Helga była pełna podziwu dla nich. Ale myślała także o drugiej stronie.
- Biedne zwierzęta! - szepnęła.
- Ta trucizna je usypia, nawet nie zdążą niczego zauważyć. No więc, rok temu jakiś chłop
przyszedł wziąć sobie trochę ziarna. Przed nim dłuższy czas nikogo tu nie było. Otworzył
klapę i spojrzał prosto w ślepia obrzydliwego szczura, a za nim dostrzegł całe kłębowisko
tych potworów. Przeraził się, na szczęście w ostatniej sekundzie zdołał zatrzasnąć klapę,
którą potem zabezpieczyliśmy na stałe, i zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej. Akurat
wtedy wrócił z wojska Roderick. To właśnie wówczas wymyśliliśmy ten plan. Tymczasem
stado w zamku z każdym dniem rosło. Mieliśmy nadzieję, że pozagryzają się nawzajem,
zamknięte w tych murach. Ale zapasy ziarna były nieprzebrane. Cała ta historia stała się
naszą wielką hańbą, nie potrafiliśmy nawet z nikim o tym rozmawiać.
Helga pomyślała, co by się mogło stać, gdyby te agresywne bestie rozpierzchły się po
całej dolinie, spragnione czegoś innego do jedzenia. Z tego właśnie powodu najbliższe
131
gospodarstwa leżały całkowicie opuszczone. Dlatego wszyscy we wsi i przy Cross of
Friars pozamykali tej nocy swoje zwierzęta i sami pochowali się w domach.
Nadal za wszelką cenę starano się podtrzymać ogień. Nie wiadomo, jak długo to już
trwało. Helga była tak napięta, skoncentrowana i czujna, że nawet nie zauważyła upływu
czasu.
- Roderick był dla nas prawdziwą podporą - powiedział Malcolm w zamyśleniu. - Jego
zasługi polegają na walce nie tylko ze szczurami, ale także z Corbredem i jego
zwolennikami. To przez nich właśnie straciłem rękę. Na torturach, kiedy nie chciałem
wydać Rodericka. I oczywiście tego nie zrobiłem.
- Tortury... - rzekła Helga. - A jak było z tym, którego wzięli parę dni temu?
- Po wszystkim wrzucili go do jakiegoś rowu. Ale przeżyje. To starszy człowiek, niezbyt
odporny na ból. Bojąc się o swoją rodzinę, opowiedział o Mordwinie, Rodericku i sir
Angusie. Ale żaden z nas nie ma mu tego za złe.
Noc zbliżała się kresu; Wydawało się, że ogień zaczyna słabnąć. Już wcześniej tu i
ówdzie przygasł, ale mężczyzni rzucali się wtedy w panice, by go podtrzymać; teraz
jednak sytuacja stała się krytyczna. Luka w płonącym ogrodzeniu powstała naprzeciw
przejścia do potoku, dlatego Helga posunęła się instynktownie nieco do tyłu. W wielkim
rozgorączkowaniu starano się zaradzić zagrożeniu.
Zwierzęta napierały na nowo, a zapasy gałęzi i chrustu były na wyczerpaniu.
Gdy rozległ się pierwszy strzał, Helga wiedziała, że mur ognia został przełamany.
Mężczyzni jeden przez drugiego wykrzykiwali polecenia i nagle rzucili się do ucieczki w
stronę potoku. Helga mimowolnie pobiegła do tyłu i wdrapała się na drzewo. Zdała sobie
z tego sprawę dopiero w chwili, gdy znalazła się na grubej gałęzi, przyciśnięta do pnia.
Patrząc z góry dostrzegła coś, na co do tej pory nie zwróciła uwagi: owo mrowie ciał na
placu przed zamkiem prawie się już nie ruszało.
- Trucizna poskutkowała! - krzyknęła.
- To dobrze - zawołał Malcolm. - Tylko czy starczyło jej dla wszystkich?
Wiadomo było, że nie wszystkie szczury zjadły przynętę. Kolejny strzał rozległ się bardzo
blisko. Zwierzęta przechodziły wyłącznie w tym jednym miejscu i padały kolejno.
Roderick zawołał:
- Wszyscy na drugi brzeg!
132
Przeprawili się co do jednego, ścigani przez oszalałe gryzonie. Helga wykrzykiwała imię
Rodericka, ale przejęta była lękiem także o jego ludzi. Zeszła z drzewa, na którym
znalazła sobie schronienie, i pobiegła na sam brzeg.
Znajdowali się już na nim wszyscy mężczyzni. Przez lukę w kręgu ognia nie
przedostawał się już ani jeden szczur. Plac wokół zamku pokryty był martwymi ciałami.
- One są na dole przy potoku - krzyknął jeden z mężczyzn.
I nic dziwnego, że tam były. Po obu stronach parowu wznosiły się bowiem wysokie skały [ Pobierz całość w formacie PDF ]