[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No jasne, ze wszystkich kobiet świata musi chodzić akurat z
Hannah. Takie to już moje pieprzone szczęście.
To moja koleżanka ze studiów. Skąd znasz Erica?
Wzruszył ramionami.
Pracujemy razem.
Uśmiechnęłam się.
Fajnie. Czym się zajmujesz?
Jestem grafikiem.
Skrzywiłam się. Widać było, że chce, bym go zostawiła w
spokoju, sugerowały to jego mrukliwe odpowiedzi. Przestań, Ellie!
Jesteś piękna i śmiała, krzyczało coś we mnie. Postanowiłam
spróbować ostatni raz.
Grafikiem? Fajnie. Z jaką firmą jesteś związany? zapytałam z
nadzieją.
Cóż, nie cierpię komercyjnej strony tego zawodu, dlatego
pracuję dla niewielkiej, nowej firmy w Shoreditch.
Typowe. Gość był banalny do szpiku kości. O mało się nie
poddałam. A potem w mojej głowie wybrzmiała moja nowa mantra: Co
w takiej sytuacji zrobiłaby Emma?
Otworzyłam usta i wylał się z nich potok słów:
Jasne, pewnie do tego uwielbiasz muzykę undergroundową, nie
cierpisz dziewczyn ze sztucznymi rzęsami albo tipsami, a w głębi serca
chcesz zostać milionerem, z tym że na razie czujesz się lepiej,
zapewniając, jak bardzo nienawidzisz kapitalizmu.
Rozchylił usta i wpatrywał się we mnie w milczeniu. Wyglądał
jak zdziwiona złota rybka. Kurwa, dlaczego to zrobiłam? Co za
kretynka ze mnie. Emma nigdy by czegoś takiego nie powiedziała.
Postanowiłam zminimalizować rozmiar zniszczeń.
Słuchaj, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Przepraszam,
trochę przesadziłam. Na pewno taki nie jesteś. Znam paru takich i
niesłusznie założyłam, że ty też do nich należysz, ale to czysta głupota
z mojej strony. Nie zwracaj na to uwagi.
Jezu, co to za słowna biegunka? Wstydziłam się tego, co
mówiłam, i miałam nadzieję, że nie wziął mnie za wariatkę. Chciałam
już wyjaśnić, o co mi chodziło, kiedy zobaczyłam, że na jego twarzy
pojawia się lekki uśmiech. Odetchnęłam z ulgą.
Masz rację przyznał. Pretensjonalny dupek ze mnie. Założę
się, że gdybym był milionerem, kapitalizm i komercja bardzo by mi się
podobały. Tymczasem nie dość, że nie jestem milionerem, to jeszcze
dzisiaj ktoś zwinął mi portfel. To dlatego jestem w takim gównianym
nastroju. Przepraszam. Zwykle nie chodzę na imprezy po to, żeby stać
w kącie jak jakiś odludek.
Dobra, czyli zwykle nie jest odludkiem i w normalnych
okolicznościach odpowiada zdaniami zawierającymi więcej niż pięć
słów. To była zdecydowanie dobra wiadomość. Doszłam do wniosku,
że nie ma nic przeciwko mojemu towarzystwu, i zapytałam go, co
dokładnie się stało. Uraczył mnie dziesięciominutową ckliwą
opowiastką o tym, jak to padł ofiarą kieszonkowca w autobusie linii
176 jadącym do Penge. Usiedliśmy na sofie i wdaliśmy się w dalszą
pogawędkę.
Okazało się, że Jack ma dwadzieścia sześć lat, pochodzi z
Nottingham, ale mieszka w południowym Londynie, uwielbia filozofię
i sztukę, nienawidzi muzyki, której słucham, i z grubsza odpowiada
mojemu stereotypowemu wyobrażeniu komputerowca z Shoreditch.
Nie przeszkodziło nam to w wielogodzinnej rozmowie, a on śmiał się
ze wszystkich moich żartów, nawet tych mimowolnych.
Napijesz się czegoś? zapytał nagle.
Jasne, mam ochotę na kolejną... yyy... wódkę z sokiem
pomarańczowym powiedziałam, patrząc z powątpiewaniem na resztki
bladego, nieświeżo wyglądającego drinka w szklance.
Czy to właśnie piłaś? zapytał, kiwając głową z zatroskaniem.
Zapomniałem już, jakie gówno wlewają w siebie studenci. Na
szczęście, zanim ktoś zwinął mi portfel, kupiłem butelkę beaujolais.
Mogę ci je zaproponować zamiast tego syfu?
Tak, proszę odparłam cicho, będąc pod wrażeniem
eleganckiej butelki czerwonego wina, którą wyjął z płóciennej torby.
Zaczął nalewać trunek do szklanek, kiedy nagle jak spod ziemi
wyrosła Emma.
Ja też poproszę powiedziała, nadstawiając swoją szklankę.
Jack wyglądał na nieco zaskoczonego, ale odetchnął, kiedy
zobaczył, że Emma mnie obejmuje.
Chyba się niezle bawimy, co, Ellie? Boże, poznałam szałowego
gościa, jest przystojniejszy od tego barmana z wczoraj, który nawiasem
mówiąc, wciąż do mnie nie esemesuje, co za palant. W każdym razie
Mike, ten nowy gość, jest super.
Widziałam powiedziałam, unosząc brwi. Niezły podryw
tam odchodzi.
Nie żeby tutaj było inaczej zaśmiała się i popatrzyła znacząco
na Jacka.
Zaczerwieniłam się i pospiesznie powiedziałam:
A, właśnie. Jack, to Emma. Emma, to Jack.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
Cieszę się, że Ellie poznała jedynego faceta na tej imprezie,
który wpadł na to, żeby kupić porządne wino.
No cóż, ktoś musiał odrzekł, odwzajemniając uśmiech.
Kiedy uświadomiłam sobie, że ze sobą flirtują, poczułam
znajome ukłucie zazdrości. Chociaż Jack mi się nie podobał, nie
chciałam znów czuć się jak piąte koło u wozu. Ale Emma to nie Lara.
Ledwo Jack napełnił jej szklankę, mrugnęła do mnie wymownie,
posłała mu całusa, po czym zniknęła w tłumie.
To właśnie była Emma! powiedziałam wesoło, odzyskując
pewność siebie i w duchu wyrzucając sobie, że zwątpiłam w
przyjaciółkę.
Wygląda na fajną.
I jest. A gdzie się podziewa twój kumpel Eric?
Nie jest aż tak tajemniczy odparł, pokazując na
ciemnowłosego chłopaka stojącego z tyłu pokoju i obejmującego
Hannah. Eric był bardzo przystojny, miał co najmniej metr
osiemdziesiąt wzrostu i kilkudniowy zarost. Ubrany był w koszulkę z
nadrukiem ze słuchawkami i sprawiał wrażenie znudzonego. Hannah
nie odrywała od niego oczu.
Dobrze znasz Hannah? zapytał mój towarzysz.
Hm... zawahałam się. Jesteśmy w jednej grupie na studiach
i mamy wielu wspólnych znajomych, więc myślę, że znam ją całkiem
dobrze. Nigdy jednak ze sobą dłużej nie rozmawiałyśmy.
Roześmiał się.
Rozumiem. To bardziej znajoma niż przyjaciółka. Mówiąc
szczerze, nie przepadam za nią.
W pierwszej chwili twarz pojaśniała mi z radości, jednak szybko
wzięłam się w garść i zrobiłam zmartwioną minę.
Jak to? Dlaczego? zapytałam.
Nie zgrywaj niewiniątka uśmiechnął się. Widzę, że ty też jej
nie lubisz. Masz to wypisane na twarzy.
Ach, tak.
Cóż, chyba po prostu nie mamy ze sobą zbyt dużo wspólnego.
Na przykład... ja jestem miła, a ona nie.
Skąd ta pewność?
Mówiąc szczerze, nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
Pokazałam na pustą szklankę. Chyba się upiłam.
W takim razie trzeba ci jeszcze dolać. Zaczyna się robić
zabawnie.
Dopiero zaczyna? Uniosłam ze zdziwieniem brwi. Jezu, ja z
nim flirtowałam. Najwyrazniej sukienka Emmy przekazała mi coś z jej
usposobienia. Byłam na fali.
Masz rację odparł z uśmiechem. Cały czas jest zabawnie.
Chcesz może to powtórzyć?
Jezu, on zaprasza mnie na randkę. Prawdziwy facet zaprasza
mnie na randkę. Dwudziestosześcioletni M%7łCZYZNA zaprasza mnie
na randkę. A do tego ma pracę. Przygryzłam wargę, by ukryć radość,
która mnie przepełniała.
Pewnie odparłam, siląc się na spokój.
Uśmiechnął się do mnie.
Zwietnie. To może dasz mi swój numer?
Spełniłam jego prośbę, ale zobaczyłam, że zawahał się, kiedy
przyszło do napisania przy nim mojego imienia. No tak, wiedziałam, że
to za piękne, żeby było prawdziwe. Nie zdołał nawet zapamiętać, jak
mam na imię.
Spojrzał na mnie.
Hm... czy mogłabyś przeliterować swoje imię?
Westchnęłam.
Ellie. E L L I E. Naprawdę nie ma innego sposobu zapisu.
Nie wierzę, że zapomniałeś, jak mam na imię.
Poczerwieniał.
Przepraszam. Czy ja też mogę zwalić winę na beaujolais?
Postanowiłam wyguglać nazwę tego wina i kilku innych, żeby na
naszej randce nie wyjść na nieobytą. O Jezuniu, na RANDCE. [ Pobierz całość w formacie PDF ]