[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmalała do 60 mil i grymas zniecierpliwienia wykrzywił jego zaciśnięte usta.
Dostrzegł wielkie wzgórze. Wcześniej, w ciągu dnia, stchórzył w ostatniej
chwili i ominął je, ale teraz nawet się nie zawahał. Silnik zawył, maszyna ze-
śliznęła się, ale kierowca opanował ją. Niewiele już widział, ale nie było mu to
potrzebne. Ruszył prosto w dół. Motocykl ugrzązł w piasku, zatrzymał się. Mule
Skinner kopnął starter. Silnik zapalił, krztusił się i rzęził, dopóki motor nie wje-
chał na twardszy grunt. Wtedy motocyklista zawahał się, obserwując taflę czarnej
wody u stóp zbocza. Była większa niż przedtem, piękniejsza i przyzywająca.
Zacisnął ręce na kierownicy, zagryzł usta, jakby szykował się do ostatniego
ataku na pozornie niemożliwą do zdobycia przeszkodę. Przednie koło uderzyło
w wystającą skałę, maszyna i kierowca wylecieli w powietrze. Mule wydał dziki
krzyk radości. Wydawało się, że motor zawisł, na chwilę, w górze.
Potem uderzył w wodę. Jej zimno odświeżyło jego spocone ciało. Puścił mo-
tor nie był mu już do niczego potrzebny. Spadał w dół. Otoczyła go ciemność,
potem poczuł wyciągające się po niego palce, ręce ściskające go na powitanie.
Wszystko, co zrobił, nie było na próżno i nie miał się czego bać, bo był im po-
słuszny i wrócił tu, kiedy wykonał swe zadanie.
Teraz nie był sam.
35
* * *
Jak twoja ręka? spytała Pamela.
Tak samo jak twarz Carla. Chris Latimer skinął głową ku Carlowi Wic-
kersowi, siedzącemu w fotelu. Kawałek plastra zalepiał mu cały policzek.
Na szczęście żadna z dziewcząt nie została ranna. Nigdy nie zapomną tej ostat-
niej nocy, faceta wyszarpującego strzałkę z oka, które wypłynęło, jak rozpłata-
ny małż. Tych przerażonych, zalanych krwią twarzy. Kogoś z rozerwaną arterią
i szkarłatnej fontanny spryskującej sufit. Wszyscy wrzeszczeli histerycznie.
Nie sądzę, żeby Ssący Dół miał związek z tymi wydarzeniami. Na twa-
rzy Carla malowało się oszołomienie. Znam tych, chłopaków. Pochodzą z do-
mów po drugiej stronie osady. Są nieznośni, ale to nie chuligani. Setki takich
znajdziesz w każdym z okolicznych miast. Interesują się tylko swymi motocykla-
mi i CB radio. Jeśli mogli jezdzić do żwirowni w niedzielne popołudnia i szaleć
po tych piaskach, byli szczęśliwi, jak świnie taplające się w błocie. Dotychczas
najgorszymi ich występkami były nocne wyprawy do Tamworth lub Lichfield
i jeżdżenie po ulicach. To wyrabiało im opinię rozrabiaków, ale nigdy nie wpa-
dli w prawdziwe kłopoty. Teraz zdemolowali klub, poranili ludzi, spowodowali
kraksę na drodze, nim sami zginęli. Zabili kierowcę i dwóch policjantów.
Trafiłeś w samo sedno. Oczy Latimera zwęziły się. Pozornie wydaje
się, że tkwi w tym sprzeczność. Ale to wszystko zdarzyło się w niedzielną noc.
Jeśli byli wcześniej w żwirowni, mogli znalezć się przypadkowo w sąsiedztwie
Ssącego Dołu. . .
Nie rozumiem, jakie znaczenie ma, że to było ostatniej nocy?
A kierowca koparki?
Grunt zapadł się pod jego maszyną sceptycznie odparł Wickers. Zo-
stał żywcem pogrzebany.
To jedno z możliwych rozwiązań. Chris Latimer pokręcił wolno głową.
Ale ja pamiętam, jaki Dół był kiedyś. Carl. Odczułem jego zło. I czułem obec-
ność tego zła w owe popołudnie, kiedy byłem tak nieostrożny, by się tam wybrać.
Znam ten cmentarz i znam siły, które się w nim kryją. Nie można ich zniszczyć
kilkoma tonami kamieni. Potrzebny byłby raczej egzorcysta, choć wątpię, czy
odniósłby on sukces. Przypuśćmy, że chłopcy byli tam wystarczająco długo, by
znalezć się pod wpływem Dołu. Widziałem ich twarze w klubie. . . zamilkł,
woląc nie wspominać o podobieństwie wielkiego młodzieńca do Corneliusa.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to narkomani. Ale nie byli pod wpły-
wem narkotyków ani alkoholu.
Byli jakby. . . zahipnotyzowani!
Spróbuj powiedzieć to policji. Zmiech Carla zadzwięczał głucho.
Ciągle próbują znalezć piątego chłopaka Petera Hasdena, nazywanego przez
36
kolegów Mule Skinner. Uszedł cało z wypadku i od tej pory nie był widziany. Nie
wrócił do domu.
Mój Boże! Latimer zesztywniał. Wszystko jasne.
Co?
Wrócił do miejsca, gdzie zrodziło się zło głos Latimera opadł do szeptu.
Jeśli wrócił do Ssącego Dołu, mam nadzieję, że potraktujesz moją teorię serio.
* * *
Płetwonurek oblizał nerwowo wargi, próbował wymyślić jakiś powód, by nie
schodzić w dół. Może dzieciak zepchnął tu swój motor chcąc naprowadzić
wszystkich na fałszywy ślad. Wpadł w panikę, bo spowodował wypadek. Więc
znajdz jego motor, Bradburn. I pokaż, którędy odszedł. Nie znalezliśmy żadnych
śladów na miękkim gruncie, a nie rozpłynął się przecież w powietrzu! rozkazał
inspektor.
Reg Bradburn wiedział, że musi zanurkować. Jedynym wyjściem było powie-
dzieć, że nie zanurkuje, bo jest ciężko przestraszony.
Na pewno jest tam, w dole stwierdził wysoki inspektor policji. Tym
samym tonem mógłby stwierdzić, że zapowiada się piękna pogoda. Nie wy-
starczyło mu to, co już zrobił, wrócił tu i sprawił sobie szalony pogrzeb. Widać,
gdzie stracił kontrolę nad motorem, tam na zboczu, i runął na oślep w dół. Praw-
dopodobnie, nie zauważył nawet tego bagna, dopóki w nie wpadł.
Reg Bradburn sprawdził szczelność maski i zapas tlenu. Widział i słyszał
wszystkich niewyraznie, jakby już był pod wodą. Zadrżał, poczuł lekkie mdło-
ści. Przypomniały mu się szkolne dni, kiedy brał lekcje pływania. Na co cze-
kasz Bradburn? Wchodz do wody, chłopcze! Do diabła, niewiele zmieniło się
przez lata pomyślał z wściekłością. Dwadzieścia lat pózniej został instruk-
torem w klubie wodniaków Chasewater . Była to, niestety honorowa funkcja.
W ostatnim roku trzy razy wyławiał ciała na polecenie policji. Masochizm, musiał
być szalony. Teraz, kiedy tylko ktoś zaginął, wzywali go, by przeszukiwał kana-
ły i brudne bajora. Próbował zrozumieć, czemu to robi. W zwykłych warunkach
nurkowanie było podniecającym, ryzykownym odwiedzaniem innego świata.
Stał na skraju bagna i spoglądał w dół: czarna dziura, której nigdy przedtem
nie widział, światło dzienne sięgało zaledwie jard pod powierzchnię. Nastawił
i zapalił lampę. Jeszcze raz obejrzał się za siebie. Miał nadzieję, że ktoś powie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]