RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i znikających, by zaświecić znowu w innym miejscu. Niekiedy błyskały w górze,
wśród gałęzi, nad jego głową, i wtedy były najbardziej przerażające. Lecz szcze-
gólną odrazę czuł do okropnych oczu bladych i wyłupiastych.  To są oczy owadzie
 myślał  nie zwierzęce, ale za wielkie na owada .
Mimo że nie było zbyt zimno, krasnoludy próbowały na noc rozpalać ognisko,
wkrótce jednak musiały się tego wyrzec. Ogień bowiem ściągał niezliczone setki
oczu, które otaczały obozujących kręgiem, chociaż żadne stworzenie nie pokaza-
ło się nigdy w zasięgu migotliwego światła. Co gorsza, ogień zwabiał tysiące sza-
rych i czarnych ciem; trafiały się wśród nich wielkie jak twoja dłoń, a wszystkie
trzepotały i wirowały koło uszu krasnoludów. Nie mogli tego ścierpieć, podobnie
jak ogromnych nietoperzy, czarnych i lśniących jak cylinder. Zaniechali więc roz-
niecania ognisk i nocami drzemali skuleni w niezgłębionych, przerażających ciem-
nościach.
Trwało to długo, hobbitowi zdawało się, że wędrują przez puszczę wieki całe,
i był stale głodny, bo musieli oszczędnie gospodarować prowiantami. Pomimo
przedsięwziętych środków ostrożności ogarniał ich już niepokój, bo dnie mijały,
a w lesie nic się nie zmieniało. Zapasy nie były przecież niewyczerpane, dno już
przeglądało w workach. Spróbowali polowania na wiewiórki, ale zmarnowali wie-
le strzał, nim w końcu któraś spadła na ścieżkę. Kiedy ją wszakże upiekli, okazała
się wstrętna w smaku, toteż wyrzekli się strzelania do tych stworzeń.
105
Dokuczało im również pragnienie, bo wody nie mieli ze sobą dużo, a jak do-
tąd nie spotkali zródła ani strumienia. Tak się powodziło wędrowcom, gdy nagle
pewnego dnia ujrzeli potok przecinający drogę w poprzek. Płynął wartko, a wo-
da w nim była czarna, czy może tylko taka się wydawała w mroku. Dobrze zrobił
Beorn, że przestrzegł krasnoludów, inaczej z pewnością rzuciliby się pić tę wodę,
nie zważając na brzydki kolor, i napełniliby puste skórzane wory u brzegów po-
toku. Mając jednak w pamięci przestrogę, myśleli tylko o tym, jak się przeprawić
suchą nogą. Kiedyś istniał tu drewniany most, teraz wszakże przegniłe deski za-
padły się i jedynie parę połamanych pali sterczało przy brzegu.
Bilbo ukląkł na skarpie i wytężając wzrok krzyknął:
 U drugiego brzegu widzę łódz! Czemuż, do licha, nie po tej stronie!
 Jak oceniasz odległość?  spytał Thorin, krasnoludy bowiem zdążyły się już
przekonać, że hobbit ma lepszy od nich wzrok.
 To nie bardzo daleko. Około dwunastu łokci, jak myślę.
 Dwanaście? Mnie się zdawało, ze trzydzieści co najmniej. Co prawda oczy
już mi nie służą tak dobrze jak sto lat temu. No, ale dwanaście łokci czy cała mila
na jedno dla nas wychodzi. Nie przeskoczymy, a przeprawy w bród ani wpław nie
możemy ryzykować.
 Czy któryś z was nie umiałby przerzucić liny?
 Cóż by nam z tego przyszło? Aódz jest z pewnością uwiązana, nie przecią-
gniemy jej, choćby się udało ją zahaczyć, co bardzo wątpliwe.
 Nie zdaje mi się, żeby ta łódz była uwiązana  rzekł Bilbo  ale w tym mro-
ku trudno dostrzec wyraznie. Wygląda raczej na to, że ją po prostu wyciągnięto
na brzeg, który po tamtej stronie jest niski w miejscu, gdzie ścieżka schodzi do
wody.
 Dori jest najsilniejszy, ale Fili najmłodszy i wzrok ma bystrzejszy  powie-
dział Thorin.  Chodz no tu, Fili. Czy widzisz łódkę, o której pan Baggins mówi?
Fili miał wrażenie, że widzi, a gdy wpatrywał się w ciemność dość długo, by
nabrać dokładniejszego pojęcia o kierunku i odległości, towarzysze podali mu
linę. Mieli ze sobą sznury, wybrali więc najdłuższy, uwiązali u końca jeden z du-
żych żelaznych haków, których używali przyczepiając worki do rzemiennych sze-
lek na swych ramionach. Fili ujął linę mocno, nabrał rozmachu i cisnął ją poprzez
strumień.
Z pluskiem wpadła do wody.
 Za blisko  orzekł Bilbo wpatrując się w mrok.  Parę stóp dalej, a byłaby
trafiła do łodzi. Spróbuj jeszcze raz. Chyba czar nie jest taki potężny, żeby ci mógł
zaszkodzić, jeśli dotkniesz mokrej liny.
Fili jednak dość podejrzliwie patrzał na hak, gdy przyciągnąwszy linę z powro-
106
tem, ujmował go znów w garść. Tym razem zamachnął się jeszcze silniej niż po-
przednio.
 Tylko spokojnie  rzekł Bilbo.  Rzuciłeś hak aż na skraj lasu po drugiej
stronie rzeki. Zciągaj teraz linę powoli  Fili posłusznie zaczął ściągać linę. Bil-
bo znów zakomenderował:  Ostrożnie! Już leży w łodzi. Byle teraz hak chciał
chwycić!
Hak chwycił, lina się naprężyłą, lecz na próżno Fili usiłował ją przyciągnąć.
Najpierw Kili, potem Oin i Gloin pospieszyli z pomocą. Ciągnęli razem z całych sił
i nagle wszyscy przewrócili się na wznak. Bilbo jednak czuwał: natychmiast chwy-
cił linę, a potem już kijem przytrzymał czarną łódeczkę zbliżającą się w poprzek
nurtu do brzegu.
 Na pomoc!  krzyknął.
W samą porę przyskoczył Balin i chwycił łódkę, nim ją prąd uniósł w dół stru-
mienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl