
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przecież nawet tych kilka groszy to była dla Helenki duża strata.
Wcale nie byłoby ładnie, żebyśmy nie liczyli Helenki powiedziała Zosia wydymając usta. Ona
przecież szyłaby chętnie, ale nie może odejść od dziadka.
To jak zrobimy?
Może tak, że jak kto choruje albo nie z własnej winy nie przyszedł szyć, to i tak należy do podziału?
Naturalnie! Tak będzie sprawiedliwie. Przecież jak Wicek chorował, to go pan Pętelka nie
wyrzucał, tylko też dawał mu mieszkanie i jedzenie, choć Wicek nie pracował.
To my mamy być gorsi od pana Pętelki?
No, już nie wrzeszczcie, zgadzam się, zgadzam!
Trzeba powiedzieć Helence, żeśmy tak uchwalili, bo ona pewnie się martwi.
Ja skoczę do niej ofiarowała się Stefcia.
A skocz. Tylko prędko wracaj! Patrz, jaka jeszcze kupa kamizelek, a to już wieczór!
Stefa poszła i wróciła nadspodziewanie prędko.
Tam coś bardzo zle z panem Janem.
To nie powiedziałaś Helence?
Nie. Pełno tam sąsiadek, a Helenka płacze, że aż strach. Piekarzowa powiedziała, że to już koniec.
Cała gromadka przycichła.
I co Helenka teraz zrobi?
Zapanowało milczenie. Zosi przypomniał się żywo dzień po pogrzebie matki. Ale ich było przecież
czworo i Anka była duża, mogła pracować w fabryce. Ale co będzie z Helenką? Taka mała jeszcze i
samiuteńka na świecie! W milczeniu kończyli robotę i rozeszli się do swoich mieszkań.
Rano wszyscy wiedzieli, że pan Jan rzeczywiście umarł w nocy. Już nigdy nie potoczy ulicami swego
wózka, nie będzie sprzedawał cytryn ani jabłek. A wózek naprawiono, kosztowało to co prawda
Genka porządne bicie, ale złośliwa psota została zmazana i okupiona. Zreperowany wózek stał w
składzie na podwórzu i co z tego? Już nigdy nie będzie potrzebny panu Janowi.
59
Litowali się wszyscy nad Helenką, ale najwięcej zajmowała się jej losem gromadka dzieci złączona
wspólną pracą w spółdzielni krawieckiej".
Pamiętasz tą małą Manię, co jej matka umarła? Widziałem ją tu kiedyś, chodzi po prośbie.
Przecież ona ma babkę!
To co z tego? Babka też nie ma nigdzie pracy i Mania musi coś zarobić, stara wygania ją na ulicę.
Przycichli. Nie było to wszystko wesołe. Co się stanie z małą Helenką? Taka jest grzeczna, delikatna,
dziadek tak bardzo o nią dbał...
A jak będzie z pogrzebem?
Pogrzeb to już na koszt gminy, tak powiedział piekarz.
Mój ojciec nawet za tym chodził oświadczył z ważną miną Geniek, zresztą i bez tego dzieci
wiedziały, że dozorca jest najważniejszą osobą w kamienicy.
Powinniśmy wszyscy iść na pogrzeb.
A pewnie!
A może uchwalimy, że w ogóle jak członkowi spółdzielni ktoś umrze, to zawsze wszyscy idziemy na
pogrzeb?
Wariat! Co ty chcesz, żeby wciąż ktoś umierał? Może zamiast spółdzielni założyć towarzystwo
pogrzebowe?
Nikt się nie roześmiał, bo wszystkim było smutno. Przecież tam, obok, siedziała przy umarłym dziadku
mała Helenka, która została sama na świecie.
Niesporo szło szycie. Stos gotowych kamizelek wzrastał bardzo powoli. Adaś nie miał kłopotu z
nawlekaniem igieł, choć zawsze robili to we dwójkę z Helenką. A teraz sam mógł nastarczyć.
Smutno wlokły się dni do pogrzebu. A po pogrzebie zeszli się znów wszyscy w pokoju na poddaszu.
Ale jakoś nikt nie zabierał się do roboty.
Co będzie z Helenką?
W pokoju zapanowało milczenie. Stefka popłakiwała. Miała już całkiem czerwony nos i oczy, bo
płakała przez cały czas pogrzebu. Skrzypnęły drzwi. Wszedł spózniony Staszek.
Dobrze się wam tu siedzi, a tam Helenka stoi na schodach i płacze.
60
Na schodach?
Piekarzowa chciała ją wziąć po pogrzebie do siebie, ale Helenka powiedziała, że nie chce. A teraz
widać nie chce tam wejść że dziadka już nie ma stoi i plącze.
Niepewnie spoglądali na siebie.
Trzeba coś zrobić!
Co zrobisz?
Przecież tak nie można...
Wszyscy czuli, że tak nie można i siedzieli bezradni, zmart-twieni.
Gdzie ona się podzieje?
Gospodarz powiedział, że póki się nie trafi lokator, to może siedzieć w tym mieszkaniu. A lokator
tak prędko na tę dziurę nie poleci. To najgorszy pokój ze wszystkich.
No to co, że może zostać? A co będzie jadła? Znów zamilkli.
Wtem podniósł się Wacek, zawsze najbardziej milczący.
A ja wam coś powiem. Spółdzielnia rozwija się, nie?
No to co z tego?
I tu jest coraz ciaśniej. Anka przychodzi z fabryki ledwo żywa, a my jej tu huczymy nad głową.
Ignasiowi zajmujemy cały stół, kłopot z nami mają.
To żaden kłopot wtrąciła się Zosia.
Nie gadaj! Moja mama wczoraj mówiła, że nie rozumie, jak Anka może wytrzymać z takim
wiecznym bałaganem w domu. Otóż, czy nie dałoby się zrobić tak: będziemy pracować u Helenki. I za
to, że nam daje mieszkanie, to się jej będzie dawało część z naszych zarobków.
Niby masz tego tak dużo!
Dużo nie jest, ale przecież nie wszyscy muszą naprawdę zarabiać. Geniek na przykład macie
mieszkanie, ojciec ma pensję, zarabiasz sobie na różne rzeczy. Jak będziesz miał mniej, to się dziura w
niebie nie zrobi.
Ja też... bąknęła nieśmiało Stefcia.
No widzicie! To się jakoś da zrobić. A ogrodnik nam już przecież obiecał zarobki na wiosnę.
Uchwalmy tak: spółdzielnia bierze Helenkę na utrzymanie, zgoda?
61
Piekarzowa też pomoże co jej zaszkodzi, jak da co dzień kawałek chleba?
U nas też czasem coś się da...
Wszyscy pomożemy! Twarze rozjaśniły się.
Nie damy Helence po prośbie chodzić! Jakoś sobie poradzimy! Zosia, skocz po Helenkę, to jej
powiemy!
Jakoś wesoło zrobiło się w pokoiku. Znikła troska o Helenkę, o jej los.
Damy rady? powątpiewał Czesiek.
Pewnie, że damy rady! Mało to nas? Cała gromada!
Patrzcie, jak to dobrze się ułożyło z tą spółdzielnią... %7łeby nie to, toby każdy luzem chodził, i co z
tego? Nic byśmy nie pomogli Helence ani samym sobie!
Pewnie, że gromada to nie jeden!
Mój tata tak zawsze mówi, dlatego do związku się zapisał, wszyscy robotnicy z jege fabryki to w
związku są. %7łeby razem, wspólnie.
Zapłakana Helenka stanęła w drzwiach. Ale Zosia widać już jej wytłumaczyła, o co chodzi, bo blady
uśmiech błąkał się po ustach dziewczynki.
Nie bucz, Helka! Teraz ty jesteś dziecko spółdzielni!
Opiekunów masz do licha i trochę stwierdził Geniek.
No to już dobrze! Za zarobione dzisiaj pieniądze kupimy nafty i już od jutra przenosimy warsztat
do Helenki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]