RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Właśnie dlatego dzwonię. Niestety spóznię się, bo o piątej mamy
zebranie.
Reese niecierpliwym gestem odgarnęła włosy za uszy.
- Akurat dzisiaj?
- Wypadło nagle.
- Domyślam się. - Usiłowała opanować rozgoryczenie. - O której będziesz
w domu? Mogę poczekać z kolacją.
- Nie wiem, kiedy się skończy, bo telekonferencja potrwa co najmniej
dwie godziny, a potem jeszcze mamy zebranie zarządu.
- Ważne?
- Gdyby było nieważne, wróciłbym do domu o zwykłej porze. Bardzo mi
przykro.
- Od roku często miewasz takie zebrania - rzekła lodowatym tonem.
- Nie rób tego. Proszę.
- Czego nie mam robić? Ja tylko stwierdziłam fakt.
- Gdyby ode mnie zależało, odwołałbym zebranie.
- Nie warto. Przynajmniej nie muszę pędzić do sklepu na złamanie karku.
- Zatrzymują mnie sprawy służbowe. Wyłącznie służbowe. Dlaczego to
podkreśla? Ogarnęły ją dawne wątpliwości.
- Nie musisz się tłumaczyć ani przepraszać.
- Reese, ja...
Gniewnie odłożyła słuchawkę. Wyrzucała sobie naiwne złudzenie, że uda
się uratować małżeństwo.
- 116 -
S
R
Zapracowany prezes wrócił przed godziną ósmą. Reese siedziała na
kanapie z książką w ręku. Była nadąsana, ale śliczna. Miała rozpuszczone włosy
i pomalowane oczy, dzięki czemu zdawały się większe i piękniejsze. Nie
uśmiechnęła się.
Duncanowi wystarczyło jedno spojrzenie, aby zrozumieć, że żona nadal
ma mu za złe pózniejszy powrót. Wsunął ręce do kieszeni spodni.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór.
- Dziecko śpi?
- Na razie tak.
- Mam nadzieję, że nie zdążyłaś zjeść kolacji. Po drodze wstąpiłem do
Tony'ego i kupiłem twoją ulubioną pizzę z grzybami.
- Przed godziną zjadłam parę grzanek.
- A to pech. Powinienem był uprzedzić, że przywiozę gotową kolację.
- Stało się.
Jej ostry ton świadczył, że mówi nie tylko o jedzeniu. Co rusz potykali się
o to samo.
- Jeszcze raz przepraszam za spóznienie.
- Nie gniewam się.
- To czemu jesteś wściekła? Reese odłożyła książkę.
- Dziś rozmawiałam z moimi rodzicami - rzekła, jakby nie słyszała
pytania. - Przyjadą w czwartek i chcieliby zostać do poniedziałku. Nie mogą
doczekać się, kiedy zobaczą wnuczka.
- Wierzę.
- Jest jeden drobny szkopuł.
- Jaki?
- Rodzice oczywiście zatrzymają się u nas... Musimy porozmawiać...
ustalić, gdzie ty będziesz spać.
- Co proponujesz?
- 117 -
S
R
- Moje łóżko odpada.
- Nasze łóżko.
- Tak czy owak odpada.
- Czy podczas pobytu gości mam spać na kanapie w bawialni?
- Nie.
- Wobec tego widzę tylko jedno rozwiązanie.
Reese skrzyżowała ręce na piersi, co Duncan opacznie zrozumiał.
- Skoro nie mogę spać w sypialni, będę zmuszony udawać, że wyjeżdżam
z Detroit i znowu przeniosę się do Hiltona.
Reese zrobiła wielkie oczy.
- Mieszkałeś w hotelu?
- Wyobraz sobie. Na pewno mi nie uwierzysz, ale przez cały czas byłem
sam. - Spuścił głowę. - Wtedy, tak samo jak dzisiaj, miałem ważne zebranie.
Uprzedzając twoje pytanie, powiem, że była na nim Breanna i cały zarząd
naszego banku. Mam dość tłumaczenia się, okropnie mnie to męczy. Jestem
niewinny, nic złego nie zrobiłem.
Reese miała bardzo nieszczęśliwą minę.
- Ja też mam tego dosyć. Nie chcę dalszej szarpaniny.
- Więc czego chcesz? - zapytał znużonym tonem. Przetarła oczy i
rozmazała makijaż, a mimo to nadal wyglądała pięknie.
- Więcej, niż mam prawo oczekiwać.
- O, to ciekawe.
Zamierzała go wyminąć, lecz schwycił ją za rękę.
- Co to znaczy?
- Nic.
- Nieprawda.
- Widzisz, ja...
- Porozmawiajmy. Powiedz wszystko, o co chodzi. - Przyciągnął ją do
siebie. - To musi być coś ważnego, bo błahostki nie powodują takich napięć.
- 118 -
S
R
- Przestań. Nie rób mi tego.
Miała łzy w oczach i drżała, lecz nie odsunęła się, więc otoczył ją
ramionami.
- A co znowu robię?
- Mącisz mi w głowie.
- Ja też mam zupełny mętlik.
- Z mojego powodu? Czy z powodu dziecka? Danielek i ja jesteśmy
nierozerwalnie związani.
- Wiem.
Odsunęła się, poprawiła włosy.
- Jestem zmęczona, spać mi się chce, w tej chwili nie potrafię logicznie
myśleć.
- Więc nie myśl. Często od myślenia lepsze są uczucia. - Przytulił ją,
wziął jej twarz w dłonie, kciukami pogładził policzki. - Kiedyś było nam
dobrze, fantastycznie.
- Bardzo dawno temu.
- Nie tak dawno, bo ja jeszcze pamiętam. Sprawdzę, czy uda mi się ci to
przypomnieć.
Czule ujął ją pod brodę, raz i drugi delikatnie pocałował w usta.
Jej reakcja była zachętą, by całować mniej delikatnie, za to namiętnie.
Pocałował szyję, kark, ucho.
Długo całowali się i pieścili. Reese oddawała pieszczoty, bezwiednie
zaczęła rozpinać guziki marynarki i koszuli.
Gdy Duncan był półnagi, role się odwróciły. Zciągnął jej sweter przez
głowę i zachwycony patrzył, jak włosy miękką falą opadają na ramiona.
- Jesteś piękna - szepnął.
Ciągnąc do góry obcisłą koszulkę, musnął piersi i wtedy
Reese go powstrzymała. Była bardzo podniecona, fale pożądania
przeszywały ją raz po raz, a jednak oprzytomniała. Schwyciła ręce Duncana,
- 119 -
S
R
trzymała je jakby w modlitewnym geście. I w pewnym sensie modliła się. O
siłę.
- To nie jest odpowiedz - szepnęła drżącym głosem.
- Rzeczywiście.
- To tylko seks. A seks nie rozwiąże naszych problemów. Duncan zaklął
pod nosem.
- Możliwe, że nie rozwiąże wszystkich problemów, ale to na pewno nie
jest tylko seks. Przynajmniej dla mnie. Zresztą w moim odczuciu nasze stosunki
zawsze były wyrazem miłości, czułości. Nawet gdy stały się mechaniczne,
dyktowane przez wskazania termometru, nadal traktowałem je jako dowód mi-
łości. - Rzucił jej gniewne spojrzenie. - Wiesz, dlaczego?
Otworzyła usta, milczała jednak.
- Bo cię kochałem. Kocham tylko i wyłącznie ciebie. Szczere wyznanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl