
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
si, że za pierwszym razem działałem zbyt pospiesznie. Tym
razem wszystko przebiegnie znacznie wolniej.
- Ja się zmieniłam, Mitch - ostrzegła Alanna. - Nie jestem
wpatrzonÄ… w ciebie sentymentalnÄ… dziewczynÄ….
- Wiem. - Uniósł jej dłoń i ucałował wrażliwe wnętrze.
- Dojrzałaś i stałaś się podniecającą, piękną kobietą. Wierz mi,
Allie, niecierpliwie podejmÄ™ wyzwanie.
Zaniepokojona śmiałą męską obietnicą w błękitnych
oczach, odsunęła się o krok.
- Zrobiło się naprawdę pózno, Mitch. A ja o pół do ósmej
mam ważną rozmowę telefoniczną z jedną z naszych autorek.
Uniósł brwi.
134 » TEN TRZECI
- Czy to nie za wcześnie? Nawet jak na redaktora nowinek?
Postanowiła nie komentować sarkazmu w jego głosie. Pa
miętała, że Mitch pogardza wszystkim poza doniesieniami
z frontu.
- Nie wówczas, kiedy autor mieszka w Nowym Jorku,
a różnica czasu wynosi trzy godziny.
- Kto jak kto, ale ja powinienem rozumieć, co to znaczy
pracować w różnych strefach czasowych. - Przed pójściem do
pustego łóżka zapragnął dotknąć jej jeszcze raz. Wyciągnął
rękę i pogładził Alannę po policzku.
- Słodkich snów, Allie, moja miłości.
Myśląc o Jonasie, Alanna zamknęła oczy.
- Dobranoc, Mitch.
Jonas natychmiast domyślił się, kto telefonuje. Skoro Alan
na nie pojawiła się do dziewiątej, odgadł, że nie była w stanie
powiedzieć Mitchowi prawdy. Siedział na pokładzie łodzi,
wpatrzony w zamazane plamy świateł San Francisco.
- Halo - burknął w słuchawkę.
- Przepraszam, że dzwonię tak pózno - odezwała się Alan
na - ale wychodziliśmy.
- Do Elizabeth?
- Nie. - Alanna zawiesiła głos. - Mitch poczuł się lepiej,
więc wybraliśmy się na kolację.
- Jak miło.
- To był jego pomysł. Kiedy zorientowałam się, że wszy
stko już zaplanował, po prostu nie mogłam odmówić, prawda?
- Rzeczywiście chyba nie jesteś w stanie odmówić mu
niczego. - Jonas tracił cierpliwość.
Nastąpiła kolejna, dłuższa pauza.
- Nie musisz na mnie napadać, Jonas. Powiedziałam mu.
Jonas wyprostował się. To była niespodzianka.
- O nas?
TEN TRZECI " 135
- Niezupełnie.
Powinien się tego domyślić.
- A więc co? %7łe nie zamierzasz sprzedać domu?
- Nie mówiliśmy o tym.
- Nie mówiliście? - powtórzył Jonas z niedowierzaniem.
- Facet wraca do domu i od niechcenia postanawia pozbyć się
tego, co kiedyś nazwałaś swoim wymarzonym domem, a ty
uważasz, że nie jest to na tyle ważne, by o tym wspomnieć?
- Zamierzałam, ale kiedy powiedziałam mu, że nie jestem
już jego żoną, rozmowa zeszła na inny tor.
No, to już coś, doszedł do wniosku Jonas. Może teraz
zdejmie tę przeklętą obrączkę.
- Cieszę się, że mu to wreszcie powiedziałaś. Był już
najwyższy czas, Alanno.
- Wiem.
Z pewnością była przygnębiona. Nic dziwnego. To musiała
być brutalna rozmowa.
- Słuchaj, już pózno, a ty jesteś w kiepskim nastroju, nie
bez powodu. Nie przyjeżdżaj do Sausalito. Ja przyjadę do
ciebie, dobrze?
- To niemożliwe.
- Dlaczego nie?
- Bo Mitch jest wciąż tutaj.
- Co?
- To ty powiedziałeś, że jest pózno - przypomniała. -
Przecież nie mogłam wyrzucić go na ulicę o tej porze.
- Elizabeth byłaby z pewnością szczęśliwa, gdyby zatrzy
mał się u niej.
- Nic nie rozumiesz.
- Wierz mi, Alanno, próbuję.
- Cały świat Mitcha wywrócił się do góry nogami. Powi
nien mieć w życiu jakieś oparcie, póki nie stanie na nogi.
- A to oparcie to ty?
136 " TEN TRZECI
- On mnie potrzebuje, Jonas. - Mówiła tak cicho, że le
dwie ją słyszał.
Ja też, mógł powiedzieć.
- On musi wrócić do swego życia - odparował. - Nie
sądzisz, że ranisz go bardziej, podtrzymując fałszywą na
dziejÄ™?
- Już wyjaśniłam, że nie jestem jego żoną.
- Tak, ale nie powiedziałaś, co on zamierza z tym zrobić.
Milczenie Alanny było ogłuszające. Jonas doszedł do
wniosku, że nie trzeba superdetektywa, by przewidzieć nastę
pny ruch Mitcha Cantrella. Będzie próbował zdobyć ją na
nowo. Na jego miejscu zrobiłby to samo.
- Domyślałem się tego - rzekł wreszcie. - Słuchaj, Alan-
no, rano mam samolot, więc chyba powinienem się już poło
żyć. Zadzwonię do ciebie za parę dni.
- Wyjeżdżasz? - Serce Alanny zamarło.
O mały włos nie spytał, czy ją to naprawdę obchodzi.
- Mówiłem ci, że mam obejrzeć pewien dom w stanie
Waszyngton - zauważył. - Renowacja na Orcas Island.
Naturalnie. Teraz sobie przypomniała. Mówił jej o tym
w ubiegłym miesiącu. Całe wieki temu. Przypomniała sobie
również, że przyjęcie tej pracy oznaczałoby wyjazd na wiele
tygodni, więc Jonas postanowił odmówić. Tak było przed
powrotem Mitcha.
- Praca u ciebie nie jest jedyną- dodał niskim głosem, na
którego dzwięk przejął ją zmysłowy dreszcz. - To po prostu
jedyna, do której mam osobisty stosunek.
Nie porzucał jej. Jeszcze nie. Uspokojona Alanna przycis
nęła słuchawkę do ucha, jakby mogła w ten sposób zmniej
szyć dystans między nimi.
- Naprawdę cię kocham, Jonas - wyszeptała.
- Wiem. Idz spać, kochanie. Zadzwonię do ciebie z Wa
szyngtonu.
TEN TRZECI " 137
- Będę czekać.
Po odłożeniu słuchawki zapragnął pojechać do miasta, wy
ciągnąć Alannę z jej ukochanego domu, zabrać na łódz i poże-
glować gdzieś, gdzie nie znalezliby ich nigdy dziennikarze ani
jej były mąż. Może na Tahiti. Mogliby całymi dniami wygrze
wać się w słońcu, popijać poncz i spacerować nocą po piasku
w świetle księżyca. Zbudowałby dla nich przytulną chatkę
z trzciny w pobliżu błękitnej laguny, gdzie by się kochali.
I mieliby dzieci.
Była tylko jedna przeszkoda. Właśnie teraz pod dachem
Alanny spał inny mężczyzna, który snuł własne plany związa
ne z jej życiem. Swoje własne marzenia.
I choć Jonas nigdy nie obawiał się współzawodnictwa, pod
tym jednym względem Mitch Cantrell miał nad nim przewagę.
Rozdział
11
Kiedy następnego ranka Alanna zjawiła się w siedzi
bie redakcji San Francisco Trends", Marian już na nią
czekała.
- Chciałam porozmawiać z tobą, zanim rozpocznie się co
dzienne urwanie głowy - wyjaśniła. - Dzwoniłam wczoraj
wieczorem, ale nie było was w domu.
- Wybraliśmy się z Mitchem na kolację - wyjaśniła Alan
na, nie reagując na oskarżycielski ton ciotki. Zdjęła pokrywkę
z plastykowego kubka z kawą z automatu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]