[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dał: - Była niedysponowana.
- Niedysponowana? - Isobel starała się skupić na zręcznym poprowadzeniu roz-
mowy, ale bliskość Alejandra ubranego tylko w czarną, przylegającą do ciała koszulkę
bawełnianą i czarne spodnie wciśnięte w zamszowe buty powyżej kostki, nie pomagała
jej w tym. Czuła męską siłę promieniującą z jego rozgrzanego południowym upałem cia-
ła i z trudem odrywała wzrok od mięśni zarysowanych wyraznie pod cienką bawełną.
- Tak, ból głowy - wyjaśnił nonszalancko, opierając się o framugę. - Słynie z mi-
gren, które pojawiają się jakby na zamówienie.
- Na zamówienie? - znów powtórzyła jego słowa i Alejandro uniósł brwi ze zdzi-
wieniem, ale nie skomentował jej wyjątkowo błyskotliwego sposobu prowadzenia kon-
wersacji.
- Sama się przekonasz, w swoim czasie. - Alejandro porzucił formalne pani", wi-
dząc, że służące przenoszą się ze swoimi szczotkami i ścierkami do zachodniego koryta-
rza domu.
- Myślisz, że zechce się dzisiaj ze mną spotkać?
R
L
T
Isobel zmęczona udawaniem, że spotkanie z Alejandrem nie robi na niej najmniej-
szego wrażenia, zapragnęła uzyskać potrzebną jej informację i jak najszybciej się z nim
pożegnać.
- Nie wiem, na pewno nie przed lunchem.
Widząc, jak Isobel wykonuje zniecierpliwiony gest i odwraca się, by wrócić do
swego pokoju, zawołał za nią:
- Czekam tu na ciebie od rana, moja droga. Wiedziałem, że prędzej czy pózniej się
pojawisz.
Spojrzała na niego przez ramię, jakby zmieniła zdanie, odwróciła się i ściskając
mocno rączkę torby z laptopem, odpowiedziała, patrząc mu śmiało prosto w oczy:
- Myślałam, że powiedzieliśmy sobie już wszystko. Nie przyjechałam tu, żeby spę-
dzać czas z tobą.
- Wiem, ale kiedyś mnie lubiłaś, pamiętasz? - Zachęcony rumieńcem, który się po-
jawił na jej policzkach na wspomnienie ich krótkiej wspólnej przeszłości, postanowił się
nie poddawać. - Wiem, że się zmieniłem. - Alejandro dotknął nieświadomie blizny na
policzku. - Mimo że wyglądam jak potwór, nie znaczy to, że nim jestem. Nie musisz się
mnie obawiać, jestem rozsądnym człowiekiem.
Isobel oniemiała. Jej zakłopotanie wziął za coś zupełnie innego. Nie zdawał sobie
sprawy, jak silnie na nią oddziaływał jego męski seksapil, który przez bliznę wcale nie
stał się mniej magnetyczny. Nie wiedziała, czy się cieszyć tym niespodziewanym niepo-
rozumieniem, czy martwić.
- Nic nie rozumiesz - odpowiedziała w końcu, nie patrząc mu w oczy.
- Doprawdy? Wątpię. Jednak nalegam, żebyś poświęciła mi trochę swojego cenne-
go czasu, zwłaszcza że nie masz nic innego do roboty, prawda? Chciałem ci pokazać mo-
je ranczo. - Tylko nerwowy skurcz mięśni zranionego policzka wskazywał na napięcie, z
jakim czekał na odpowiedz.
- Ranczo? - Isobel spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
Wciąż była w szoku, odkrywszy słabość Alejandra, jaką się okazało jego poczucie
braku własnej atrakcyjności, tak dla niej oczywistej.
R
L
T
- Ranczo - potwierdził z nadzieją, ożywiwszy się. - Razem z przyjacielem i wspól-
nikiem hodujemy konie, choć, prawdę mówiąc, to on ciężko pracuje, a ja spijam śmie-
tankę. To moja oaza. Uciekam tam od zgiełku miasta. Spodoba ci się, obiecuję.
- Tak jak podobało się twojej żonie? A tak przy okazji, ożeniłeś się od razu po po-
wrocie do Brazylii? - Isobel prawie dała się uwieść wizji poznania Alejandra bliżej, ale
bolesne wspomnienie konsekwencji ich ostatniego zbliżenia otrzezwiło ją.
- Dlaczego tak cię interesuje Miranda? Czyżbyś uważała, że żadna kobieta nie mo-
że chcieć wyjść za mąż za kogoś tak odrażającego? A może podejrzewasz, że po wypad-
ku nie mogła już dłużej wytrzymać z takim potworem jak ja i dlatego przedawkowała
heroinę?
Nie spodziewała się tak gwałtownej reakcji. Nie wiedziała nawet, że otwiera pusz-
kę Pandory jego skrzętnie skrywanych przed światem uczuć.
- Nie to miałam na myśli!
- Cóż, nie obchodzi mnie, czy uważasz mnie za odrażającego czy nie. Myśl sobie,
co chcesz, jeśli tylko nie będziesz mi utrudniać dostępu do naszej córki. Chcę poznać
Emmę.
Nogi ugięły się pod Isobel. Wiedziała, że nie uda jej się odwrócić uwagi Alejandra
od jego prawdziwego powodu zainteresowania jej skromną osobą, czyli od ich córki.
Majętny mężczyzna nawykły do wydawania poleceń na pewno zawsze stawia na swoim,
uświadomiła sobie z przerażeniem.
- Już ci mówiłam, że Emma nie jest twoją córką!
- Wiem, że jest. - Alejandro nie dał się zbić z tropu. - Mam dowód.
- Ale...
- Nie mów już nic! - Złapał ją za ramiona i potrząsnął.
O jakim dowodzie mówi? - zastanawiała się Isobel gorączkowo. Czyżby coś jej
umknęło?
- Miałem nadzieję, że załatwimy to jak dorośli ludzie. - Nadal nie zwalniając że-
laznego uścisku, Alejandro spojrzał jej poważnie w oczy i Isobel zamilkła na dobre.
Nie mogła oderwać wzroku od jego gorejących, bursztynowych oczu. Przełknęła z
trudem ślinę i w niezamierzenie prowokacyjnym geście oblizała suche wargi. Alejandro
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]