RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sztowanie, ale na wszelki wypadek warto było się zabez-
pieczyć, i stąd chęć poślubienia ciebie, Andreo. Jego
przedsiębiorstwo budowlane stanowiło doskonałą kry-
jówkę dla maszyn, które potem sprzedawano w Ameryce
Południowej, a poza tym Ed miał do dyspozycji potrzeb-
ny sprzęt.
- Dlaczego, Ed? - musiała zapytać. - Dlaczego mi to
zrobiłeś? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie rozu-
miem.
- Zależało mi na tobie, Andreo. Wiem, że w to nie wie-
rzysz, ale tak było. Po tym, kiedy zdarzył się wypadek
i powiedziałaś, że zamierzasz wyjść za Sama, straciłem
kontrolę nad sobą, a może nawet postradałem zmysły.
Przepraszam. - Mówił to wszystko drżącym głosem, po-
zbawionym obłudy. - Pragnąłem zostać burmistrzem
S
R
i pragnąłem, abyś ty została moją żoną. Nigdy nie chcia-
łem cię skrzywdzić... To znaczy...
- Och, Ed. A co zrobiłeś Samowi?
- Po drodze na piknik postanowiłem do niego wpaść
na chwilę i powiedzieć, że jesteś moja. Nie wiedziałem,
co robić. Mój kierowca zniknął. FBI i policja przeczesy-
wali cały okręg. To wszystko spowodowało, że go ude-
rzyłem. Tak, uderzyłem go. Czy możesz w to uwierzyć,
Andy? Nigdy przedtem nikogo nie uderzyłem, nigdy
w życiu. Upadł na ziemię i rozciął czoło o ostrze piły. Po-
tem, kiedy zobaczyłem go podczas pikniku z raną na czo-
le, zrozumiałem, że tego właśnie potrzebowałem. - Ed
mówił drżącym głosem ze wzrokiem utkwionym w pod-
łogę.
Andrea spojrzała na Eda, na człowieka, któremu ufała,
tylko dlatego że całe życie mieszkał w Arkadii. Jakże by-
ła głupia. Mało brakowało, a dałaby się przekonać, iż
Sam rzeczywiście jest winny. Czy mogłaby to kiedykol-
wiek naprawić?
- Och, Sam. - Odwróciła się, aby przeprosić mężczy-
znę, wobec którego tak poważnie zawiniła, ale jego już
nie było.
- Idz za nim, dziecko - zachęcił Buck.
Kiedy wyszła na zewnątrz, Sam oddalał się powoli au-
tostradą.
Szedł dumnie wyprostowany. Dwóch kierowców za-
trzymało się, proponując mu podwiezienie, ale odmówił.
Nie mogła pójść za nim. To, co zrobiła, było niewyba-
czalne. Spaliła za sobą wszystkie mosty.
S
R
Rozdział dziesiąty
Andrea wyszła z domu i zaczęła wspinać się na szczyt
wzgórza przy świetle księżyca.
Nie mogła pozbyć się bólu, który przywoływały wspo-
mnienia tego, co się stało. Już od trzech dni nikt nie wi-
dział Sama. Nie odpowiadał na telefony. Nawet Otis nie
był w stanie nawiązać z nim kontaktu.
Koniki polne i świerszcze śpiewały chórem, a robaczki
świętojańskie tańczyły pośród gałęzi. Mimo to spokój
i piękno gdzieś znikły. Andrea wiedziała, że Buck nie ro-
zumie jej zachowania. Nawet ona sama nie rozumiała,
dlaczego pozwoliła, aby Sam odszedł z jej życia. Teraz
był już prawdopodobnie daleko i nie mogła go za to winić.
Oparła głowę o pień drzewa, pod którym pocałował ją
kiedyś Sam.
Ze wszystkich sił starała się o nim nie myśleć. Gdyby
potrafiła, ból byłby znacznie mniejszy.
- To nic nie da, Andy.
- Buck! Co ty tu robisz? Wiesz, że nie powinieneś je-
szcze chodzić bez kul.
- Nic mi nie będzie. Nie mogę stać z boku i spokojnie
patrzeć, jak cierpisz.
- Nie martw się o mnie, Buck. Wszystko będzie do-
brze, naprawdę. - Wyprostowała się, mając nadzieję, że
ojciec nie dostrzeże łez.
S
R
- Andreo, nigdy wcześniej nie mieszałem się w twoje
sprawy. Kiedy chciałaś opuścić Arkadię, było mi przykro,
ale nie zatrzymywałem cię. Kiedy wróciłaś skrzywdzona
i cicha, nie wypytywałem o nic. Wreszcie pojawił się Sam
i widziałem, jak odżywasz. Chcę ci teraz powiedzieć coś,
co powinienem był ci powiedzieć znacznie wcześniej.
- Proszę, nie udzielaj mi rad, Buck. Sama muszę pora-
dzić sobie ze swoimi problemami.
- To nie jest twój problem, przynajmniej nie tylko
twój. Ja również miałem w tym wszystkim udział. Chodzi
o twoją matkę. Właściwie nigdy ci o niej nie opowiada-
łem i myślę, że nadszedł czas, abym to uczynił. Spotka-
łem ją w szpitalu dla weteranów, gdzie przebywałem na
leczeniu. Wówczas kochałem inną kobietę, która wkrótce
potem wyszła za mąż. Upiłem się i ożeniłem z twoją mat-
ką. Zawsze mówiłem ci, że opuściła Arkadię, ponieważ
nie mogła znieść życia w małomiasteczkowej społeczno-
ści. Ale to nieprawda. Wyjechała, ponieważ nigdy nie da-
łem jej zapomnieć, że była tą drugą. Wiesz, kiedy zdałem
sobie sprawę z tego, że ją kocham? Dopiero wtedy, gdy
doprowadziłem do jej wyjazdu.
- Och, Buck. Tak mi przykro. Nie ze względu na sie-
bie, ale ty... Musiałeś bardzo cierpieć.
- Byłem skończonym głupcem. Kiedy zdałem sobie
sprawę ze swojej miłości, powinienem był jechać za nią,
ale nie potrafiłem. Byłem tchórzem. Nie zrób podobnego
błędu. Jeśli zależy ci na Samie Farleyu, jedz do niego.
Andrea nigdy nie była pewna, czy wierzy w to, co kie-
dyś opowiedział jej o matce Buck. Nie miała mu. jednak
za złe tego niedopowiedzenia. Wcześniej wiedziała tylko
tyle, że jej matka była pielęgniarką w szpitalu, w którym
leczył się Buck. Ponownie wyszła za mąż w rok po opu-
szczeniu Arkadii, a jeszcze rok pózniej zginęła w wypad-
ku samochodowym.
S
R
- Och, tato. Nie wiem. To nie to samo. Sam nie jest ta-
ki jak ty. Nigdy mi nie wybaczy.
- No cóż, to jest twoje życie. Chciałem tylko, żebyś
wiedziała. - Buck zaczął niezdarnie schodzić ze wzgó-
rza, opierając się na lasce, którą zastąpił kule. Kiedy do-
szedł do płotu, stanął i zawołał przez ramię: - Andy, nie
cierpię się mieszać i wiem, że masz swoje problemy, ale
chciałbym pojechać do Louise Roberts.
- Teraz? - spytała zdziwiona.
- Owszem. Na pewno słyszałaś to powiedzenie:  Le-
karzu, lecz się sam". Ja zamierzam skorzystać ze swojej
własnej rady.
Andrea również zeszła ze wzgórza. Wzięła portmonet-
kę i klucze. Kiedy miała już wyjść z domu, zatrzymała się
jeszcze, pobiegła z powrotem do sypialni, uczesała się
i umalowała usta. Powiedziała sobie, że robi to wszystko,
by zatrzeć ślady łez.
- Czy chcesz, abym pózniej po ciebie przyjechała,
Buck?
- Nie, nie planuję powrotu do domu dzisiejszego wie-
czoru. Może jutro. Powinienem ci to powiedzieć. To
Louise była tą dziewczyną, która wyszła za kogoś innego.
Być może los podarował mi drugą szansę. Ty również pa-
miętaj o swojej szansie, Andy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl