RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aby można ją było radykalnie rozwiązać. Off nie wiedział dokładnie, co produkowały salvi-
rańskie fabryki, ale sądząc z tego, że Tajna Rada i OS na wiele tutejszych sprawek
przymykały oko, przypuszczał, że miało to coś wspólnego z TnL-em, Galaxem i innymi
kosmicznymi organizacjami, rozwiązującymi obecnie problemy przeludnienia, czyli
zagospodarowania innych planet, eksploatacji kosmosu itp.
Sytuacja rzeczywiście była krytyczna, ale według Offa i zapewne wielu jeszcze
innych nic nie usprawiedliwiało stosowania wobec ludzi metod, jakimi tutaj się posługiwano.
Opornych zmuszano do pracy torturami, posłuszeństwo wymuszano również torturami. Próby
opo ru groziły utratą stanowiska, rodziny były prześladowane, dzieci bite, żony gwałcone,
domy podpalane. Organizacja, w tej chwili już jedna i wszechpotężna, organizowała życie
tych ludzi na swój własny sposób, według swojego uznania.
Behe i Ordez byli oczywiście członkami organizacji, o tym świadczył poziom ich
życia, tyle że w tym momencie działali na własną rękę, bez wiedzy szefów i organizacji,
przed którą musieli uciekać.
Zatrzymali się przed budynkiem z napisem DRUK I PIECZCIE DO U%7łYTKU
POWSZECHNEGO - A. DELISON SA.
Wysiedli. Off wyciągnął z kieszeni na piersi fon i włączył go. Otworzyli drzwi,
dawniej zapewne oszklone, a teraz zabite pomalowaną na biało dyktą.
W środku panował niemiły odór. Zapach farby mieszał się z wonią świeżego brafu i
lulecu. Jakaś skomplikowana maszyna sprzed co najmniej pół wieku, z kręcącymi się na
zewnątrz wałkami i kółkami, hałasowała nieprzeciętnie. Długi, metalowy wał sunął do końca
krętej prowadnicy, wzniecając kurz przy każdym uderzeniu w zamykający prowadnicę blok.
Nad maszyną, skulony i wpatrzony w wędrujący wał, ślęczał niemłody już, piegowaty
człowieczek w granatowym fartuchu. Był tak skupiony, że nie zauważył nawet ich wejścia.
- To on - powiedział odwracając się do Offa Ordez. - Pan Delison? - wrzasnął do
człowieczka przekrzykując hałas.
Mężczyzna nawet nie drgnął, wpatrzony nadal w wałek. Ordez szarpnął go za ramię.
- Pan Delison?!!!
Delison popatrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Pan jest Delison? - warknął poirytowany Ordez.
- Tak - wyszeptał tamten, przecierając nerwowym ruchem, okulary.
Przyglądał się nowo przybyłym badawczo, z uwagą, jakby chciał ich prześwidrować
na wylot swymi wyblakłymi, niebieskimi oczkami.
- Tak. Delison to ja - powtórzył wyłączając maszynę, która wygasała z dzwięcznym
świergotem. - Czym mogę służyć?
- Ten pan - Ordez wskazał Offa - ma kilka pytań.
- Słucham?
Off zwlekał małą chwilę. Zasadniczo nie był pewny, czy może zupełnie bezpiecznie
mówić z drukarzem w obecności tamtych dwojga. Tacy ludzie jak oni zawsze mogli zagrać na
dwie strony. W końcu jednak nie widział innego wyjścia, nie podobna przecież wyprosić
przewodnika. Tamten stanął pod ścianą wspierając się niedbale o metalowe cielsko maszyny i
zdawał się nie zwracać uwagi na toczącą się rozmowę. Off wiedział jednak, że pilnie notuje w
pamięci każde słowo i być może robi to właśnie dlatego, że ma nadzieję coś na tym zarobić.
Postanowił mówić jasno. Owijanie w lunis nic by mu nie dało. Przyjechał tutaj, żeby
dowiedzieć się jednego istotnego szczegółu: czy to ten sam ezłowiek włamał się do drukarni,
który napadł na InL?.
- Zdarzył się tutaj dość dziwny napad...
- Tutaj, to znaczy w Sov, wszystkie napady są bardzo dziwne - przerwał mu drukarz,
zwracając w stronę rozmówcy bardzo bladą twarz, na której piegi rysowały się z taką
ostrością, że wydawały się prawie czarne.
- Wiem - rzekł Off. - Wiem. Ale ten napad był najważniejszy z tych, o jakich
słyszałem. Interesuje mnie jeden, no, może dwa szczegóły. Jak wyglądał człowiek, który go
dokonał?
- Jak wyglądał? Widzi pan, nie jesteśmy zgodni w opiniach na ten temat. W czasie
napadu pracowaliśmy tu wszyscy, czyli w piątkę. Otóż każdy z nas zapamiętał inny szczegół
rysopisu tego człowieka. Zgadzamy się o tyle, że był mężczyzną i to wysokim. Na pewno
miał więcej niż 170j.
- Zaraz, zaraz - Off powstrzymał go gestem dłoni. - Przecież muszą istnieć jakieś stałe
punkty jego rysopisu. Na przykład kolor włosów, oczu, barwa skóry, timbre głosu czy coś w
tym rodzaju... No i chociażby ubranie, rękawiczki lub ich brak właśnie.
- Widzi pan - człowieczek był wyraznie zakłopotany. - Niech pan nie pomyśli, broń
Wielki Panie, że sobie kpię albo że zwariowałem. ^Nic nie poradzę na to, że zdarzyło się tak,
a nie inaczej. Widzi pan...
- Proszę się streszczać - Off uciął tłumaczenia, a piegowaty jak uczniak, który
rozgniewał profesora, międląc w palcach granatowy rękaw, popatrując bojazliwie na Ordeza,
wił się w ukłonach i przeprosinach.
- Najmocniej, najmocniej przepraszam. Już mówię wszystko po kolei. Z tym
widzeniem to było tak, że dwojgu z nas wydawało się, że człowiek, który tu wtargnął, miał
skórę niebieskawą, bardzo jasną, co wskazywałoby na jego mieszane tropsjańsko-vollańskie
pochodzenie, natomiast pozostałej trójce wydawał się bardziej fioletowy, w każdym razie
mocno niebieski; więc albo czysty tropsjańczyk, albo mieszaniec tropsjańsko-piunelijski.
Dalej, według czworga z nas, oczy miał granatowe, a Li-bliju, mój zastępca, twierdzi, że
wyraznie ciemnożółte. Jeśli chodzi o włosy to również nie było zgodności. Każdy widział w
tym wypadku co innego - drukarz przerwał, próbując wyczytać coś z nieprzeniknionego
wyrazu twarzy Ins Offa.
Ordez żuł gumowego cukierka przypatrując się piegowatemu z rozbawieniem. Off był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl