RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Raczej rozciągnięte w czasie wspomnienie niż marzenie senne, wspomnienie dnia spędzonego
w domku w Wiltshłre, w sierpniu, kiedy świeciło słońce i ciepły wiatr poruszał liśćmi drzew w
ogrodzie. On i Lauris pieścili się delikatnie, rozleniwieni po homarach zapijanych chablis, które
zjedli w miejscowej restauracji. Leżąc w łóżku, usłyszeli dochodzący z ogrodu śmiech, wyszli i
zobaczyli pięcioletnią Annę, rozradowaną, w otoczeniu stadka dzikich gęsi.
- David! - Lauris aż straciła oddech - gęsi mogą atakować dzieci!
- Zdaje się, że są pod jej kontrolą.
Anna kręciła się w kółko, śmiejąc się głośno, słońce odbijało się złotym światłem w jej
kasztanowych włosach. Uspokojona Lauris objęła Davida i uścisnęła mocno. Spojrzał w jej
twarz i dostrzegł w oczach łzy: łzy szczęścia. Pocałował ją, a potem pobiegli, krzycząc głośno,
między spłoszone gęsi, żeby wziąć Annę w ramiona i czuć jej szczęście, eksplodujące głęboko
w nich samych...
To było chyba gorsze niż koszmarne sny o śmierci, bo po przebudzeniu musiał sobie
przecież przypomnieć, że one nie żyją i te złote dni nigdy nie powrócą.
Spróbował wyrzucić tę myśl z głowy. Dzisiaj był dzień zemsty, dzisiaj był dzień, w
którym pokona Smoka.
Ziewnął i odwrócił się twarzą do pokoju.
Zobaczył Richarda Speara siedzącego na krześle w najdalszym rogu obskurnego,
hotelowego pokoju. W bladym świetle poranka przeglądał oryginały dokumentów
zgromadzonych przez Sammy ego Mossa.
Podniósł wzrok na Davida.
- Zabawne - rzekł.
- Naprawdę? - wykrztusił David z wysiłkiem. Poczuł nagłą suchość w ustach.
- Nadzwyczajne. - Spear odłożył papiery na stolik. - Sammy Moss był niezwykle
utalentowanym dziennikarzem. - Sięgnął do tyłu i odsunął zasłonę. - Oczywiście nikt nie
uwierzyłby w prawdziwość tych danych. To zupełnie bezwartościowe.
David usiadł prosto, spuszczając nogi na podłogę.
- Dzisiaj i tak będziesz skończony, Spear. Na twoim miejscu już zacząłbym uciekać.
- Nie jesteś Marshallem, a tu nie jest Tombstone - odparł Spear. Przygładził dłonią swe
nieskazitelne włosy. Jeśli sądziłeś, że Calvin Scott, mój stary przyjaciel, mógłby się zwrócić
przeciwko mnie, to się pomyliłeś. Przyjaznimy się serdecznie od bardzo dawna. Zadzwonił do
mnie zaraz, jak tylko opuściłeś ten jego mieszczański, przytłaczający dom. On bardzo się o
ciebie martwi, Davidzie. Uważa, że niszczysz samego siebie w tej obłąkańczej krucjacie
przeciwko mnie. Chce cię przed tym uchronić.
Ktoś uruchomił odkurzacz na korytarzu. Zza ściany dochodziły odgłosy kłótni, chyba
po francusku. Davidowi przyszło do głowy, żeby krzykiem zwrócić na siebie czyjąś uwagę, ale
po namyśle zrezygnował. Spear potrafiłby przekonać każdego, że wszystko jest w jak
najlepszym porządku.
- Nie potrzebuję Calvina Scotta - powiedział David. - Capital nie jest przecież jedyną
stacją telewizyjną. Kopie tych dokumentów rozesłałem do wszystkich stacji radiowych i
telewizyjnych w Londynie.
- Kłamiesz. Gdyby tak było, już dawno próbowaliby się ze mną skontaktować, żeby
poznać moją reakcję. Poza tym, nikt nie zdecydowałby się na wykorzystanie tych materiałów
bez dokładnego sprawdzenia twojej osoby. A przecież nie masz zbyt dobrej opinii od czasu,
kiedy skompromitowałeś się przed kamerami ogólnokrajowej telewizji. Kto by uwierzył w
twoje opowieści? - Spear wstał. - Istnieją tylko dwa egzemplarze. Calvin Scott ma jeden z nich,
ten drugi jest tutaj i nikt go już nigdy nie przeczyta.
- Skąd taka pewność?
- Bo ty wkrótce umrzesz.
Odkurzacz na korytarzu umilkł. W sąsiednim pokoju trzasnęły drzwi. Zapadła cisza.
- Jeśli zginę, Calvin Scott domyśli się, że to twoja robota. Oskarży cię.
- Calvin robi to, co mu każę. Wierzy we mnie. Jest zdeklarowanym, ortodoksyjnym
marksistą; zawsze nim był. Jest przekonany, że ja podzielam jego poglądy, wierzy, że moim
celem jest stworzenie ogólnoświatowego rządu opartego na zasadach marksizmu-leninizmu. -
Przerwał na chwilę, żeby David mógł przetrawić to, co usłyszał. - Poza tym, jak sądzisz, w jaki
sposób dowiedziałem się o Annie? Calvin zadzwonił do mnie zaraz po tym, jak o mały włos nie
zabiła go w jego własnej redakcji. Wiedział, że od lat już szukałem kogoś takiego, jak ona. -
Wzruszył ramionami. - Nadszedł czas umierania, Davidzie.
 Tak, na to wygląda - pomyślał David.
- A Lauris i Anna, dlaczego je zabiłeś? Wyjaśnij mi przynajmniej to.
Spear pokręcił głową.
- Nawet Calvin Scott nie zna powodu, dla którego to zrobiłem. To tajemnica moja i
Sorensena.
Przeciągnął dłonią po blacie małej, stojącej pod ścianą lodówki. Stała tam butelka
whisky. Nie było jej wcześniej, kiedy David kładł się spać. Spear popatrzył na brud zebrany na
dłoni i strzepnął go drugą ręką.
- Powiedzmy, że musiały umrzeć dla dobra sprawy - rzekł z namysłem.
David wyskoczył z pościeli, w biegu chwytając mały stoliczek stojący przy łóżku i
zamachnął się. Rzucił się, nagi, w kierunku Speara, żeby rozwalić mu głowę na krwawą
miazgę...
Zatrzymał się w pół kroku ze zdziwieniem konstatując, że stoi nagi na środku
hotelowego pokoju, nie mogąc zrobić najmniejszego ruchu. Upuścił niedoszłe narzędzie
zbrodni, ramiona opadły mu bezwładnie.
- Posłuchaj mnie, Cauley - powiedział Spear. - Straciłeś żonę i dziecko. Calvin Scott
zmienił zdanie i nie jest już pewien, czy chce twojego powrotu do pracy po tym przedstawieniu,
jakie mu urządziłeś ostatniej nocy. A to wszystko przez twoją dziką obsesję - - oskarżasz mnie,
że zabiłem twoją rodzinę, że chcę panować nad światem, Bóg jeden wie, o co jeszcze. To jest
bardzo smutne.
David tylko częściowo zwracał uwagę na to, co mówił Spear. Większa część jego jazni
błądziła po omacku w czarnej, mroznej mgle rozpaczy i beznadziei. Nic, zupełnie nic już nie
miało znaczenia. Poczuł nagłe, dojmujące pragnienie skończenia z życiem.
- Nikt nie będzie cię winił, Cauley. - Głos Speara brzmiał niczym odległy pomruk. -
Nikt nie będzie cię winił za to, że się zabiłeś.
Potem podał mu coś. David wziął; musiał zrobić pewien wysiłek, żeby utrzymać to w
ręce. Spojrzał. To była butelka whisky.
- Aazienka - powiedział Spear. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl