RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

matka nie \yje. Przyjechał Dean i długo płakała w jego ramionach.
Kiedyś, przed pogrzebem lub po nim, zapytała go:
- Co teraz będzie ze mną? - Miała wtedy siedemnaście lat. Czuła się tak, jakby
miała siedem, samotna i wystraszona.
73
- Załatwiłem wszystko, byś mogła zostać u Myrii Holmes - odpowiedział. Myria
była przyj aciółką matki i artystkąj ak ona. - Zaproponowała mi to i...
- Nie chcę iść do niej! - O mało nie wykrzyczała: Ja chcę do ciebie!
Powstrzymała sięjednak. Była całkowicie rozbita, kiedy uświadomiła sobie, \e nie
chciał wziąć jej do Teksasu.
- To nie na długo - dodał pospiesznie. - W przyszłym roku i tak pójdziesz do
college'u i będziesz mieszkała z przyj aciółkami w campusie.
Nigdy nie zrozumiał, \e nie miała \adnych przyj aciółek, w ka\dym razie \adnej
prawdziwej przyjaciółki. Zbyt często prze\ywała rozczarowania. A teraz straciła
jeszcze matkę; niktjej nie kochał ani nie chciał mieć przy sobie, nawet ojciec.
O Bo\e, jak bardzo pragnęła być chcianą i kochaną, a jednocześnie obawiała się,
\e nigdy się to nie spełni. Jedyne, co posiadała, to konie. One są wszystkim,
czego pragnę, wmawiała sobie. Sympatia i towarzystwo zwierząt wystarczały j ej.
Przed wysokim dębem droga się rozdzielała. Jedna prowadziła do białego domu,
druga do ogromnego kompleksu stajni. Rachel pojechała na prawo, do koni.
Po dwudziestu minutach pracy na lon\y Abbie wyprowadziła River Breeze z wybiegu.
Koń kroczył obok niej, sapiąc i parskając. W pobli\u stajni Abbie poczuła
szarpnięcie lon\y. Przekonana, \e klaczy spieszy się do \łobu z pokarmem
powiedziała, rzucając spojrzenie w bok:
- Po pracy jesteśmy głodne, co?
Piękne uszy i ciemne oczy były jednak skierowane na samochód zaparkowany przed
przybudówką biurową. W tym samym momencie Abbie zauwa\yła idącą w kierunku
szczególnie zabezpieczonego wybiegu dla ogierów wysoką, ciemnowłosą kobietę,
skromnie ubraną w d\insy i bluzkę. Długie włosy gładko opadały jej na ramiona.
Rachel. Abbie natychmiast ją poznała. Poczuła, \e sztywniejąjej wszystkie
mięśnie.
Wcisnęła chłopcu stajennemu do rąk lon\ę, lejce oraz pejcz i poleciła mu zająć
się River Breeze. Potem szybko ruszyła do stajni i graniczących z nimi wybiegów.
Rachel stała oparta o solidne ogrodzenie, patrząc pełnym podziwu wzrokiem na
leciwego ogiera hodowlanego po drugiej stronie wybiegu. Zwierzę nieufnie
węszyło, wyczuwając kogoś obcego. Początkowo Rachel wcale nie zauwa\yła Abbie.
Kiedy kątem oka dostrzegła, kto przyszedł, za\enowana odstąpiła od ogrodzenia.
- Jest wspaniały - powiedziała lekko zdenerwowanym głosem, by natychmiast
ponownie skierować swoją uwagę na El Kedara.
74
- Mój oj ciec te\ tak uwa\ał. - Abbie nie wiedziała, dlaczego się odezwała. Być
mo\e w ten sposób chciała przeciwstawić się Rachel i dać jej do zrozumienia, \e
tylko ona ma prawo do swego ojca, a tak\e do River Bend i wszystkiego, o czym
zawsze myślała, \e nale\y tylko do niej.
- Sądziłam, \e w jego wieku będzie potę\niejszy... \e będzie miał mocniejszy
kark i mocniejsze mięśnie. Tymczasem jest taki szczupły i sprawny.
- Zawsze mieliśmy kłopoty z tym, by nabrał trochę mięśni, szczególnie w sezonie
krycia. Urodził się w Egipcie i tam dorastał. Tam nie ceni się cię\kich koni. Do
River Bend przybył jako trzylatek - nic tylko skóra i kości po długiej podró\y
morskiej i kwarantannie. - W oddzielonej od El Kedara zagrodzie zbli\ył się do
płotu podobnie wyglądaj ący, brązowy ogier i r\ąc, rzucał wyzwanie swemu
starszemu rywalowi. - To Nahr lbn Kedar, jego syn-wyjaśniła Abbie.
- Brakuje mu wspaniałego wyglądu Kedara, nie uwa\a pani?
Abbie podziwiała u Rachel umiejętność obserwacji. Nie miała pojęcia, \e tak
znała się na koniach arabskich.
- Tak. El Kedar nigdy sam się nie zreprodukował. - Abbie przerwała, walcząc z
napięciem i wściekłością. - Po co właściwie pani tu przyjechała?
Zauwa\yła, \e Rachel zaczęła się wahać i znowu stała się niepewna i nerwowa.
- Znam El Kedara tylko ze zdjęć. Od kiedy Dean podarował mi jego córkę, Nahr
Simoon, pragnęłam go zobaczyć.
Abbie zesztywniała. Simoon była jednąz najlepszych córek El Kedara, zrebakiem,
którego ojciec rzekomo sprzedał. Znowu jedno z jego kłamstw. Nie mogła jednak o
tym powiedzieć, zwłaszcza Rachel.
- Zwracała się pani do niego po imieniu? - zapytała.
- Tak. Moj a matka tak chciała. Myślała, \e będzie mniej nieprzyj em-nych pytań
ni\ wtedy, kiedy mówiłabym do niego ojcze lub tatusiu. - Przez moment w jej
głosie i sposobie wyra\ania się pojawiła się szczypta cynizmu. Zniknęła jednak
natychmiast, kiedy Rachel, odwróciwszy się plecami do ogrodzenia, spojrzała na
kompleks stajni. - Mam nadzieję, \e będę mogła obejrzeć urządzenia stadniny.
- Dlaczego? - zapytała Abbie. Czy\by Rachel chciała ocenić ich wartość?
- Ja... chciałam sobie tylko wszystko obejrzeć, poniewa\ tak du\o o tym
słyszałam.
- Myślę, \e rozumie pani, i\ zwiedzanie jest wykluczone. - Rachel nie miała tu
\adnych praw. - River Bend z zasady nie jest dostępne dla publiczności. A do
uregulowania spraw spadkowych nie j est dostępne dla nikogo.
75
- Nic by się z pewnościąnie stało, gdybym się tylko rozejrzała - spróbowała
Rachel jeszcze raz.
- Nie mogę się na to zgodzić. - Abbie, chocia\ z trudem, udało się spokojnie
udzielić tej odmownej odpowiedzi.
- Rozumiem. - Rachel zachowała spokój, mimo \e widać było, jak głęboko ją to
dotknęło. -Bardzo dziękuję, \e mogłam zobaczyć przynajmniej El Kedara.
- Nie ma za co.
Kiedy Rachel szła do samochodu, Abbie poczuła w oczach piekące łzy. Po raz
pierwszy w \yciu się bała. Tak wiele się wydarzyło. Straciła oj ca, a razem z
nim złudzenia przeszłości. Myśl o utraceniu chocia\by małej części River Bend
była nie do zniesienia.
Rachel nie mogła przecie\ zakładać, \e będzie ją oprowadzała. Czy uwa\ała ją za
tak ograniczoną, \e nie domyśli się, i\ będzie wysuwała roszczenia do części, a
być mo\e do całej posiadłości? - zadawała sobie pytanie Abbie, obserwując Rachel
wsiadającą do samochodu. Bardzo się jednak myliła.
Abbie odwróciła się i ruszyła w kierunku stajni, kiedy kątem oka zauwa\yła nagle
czyjąś postać przy płocie. Popatrzyła w tamtą stronę w nadziei, \e zobaczy Bena.
Wysoki, ciemnowłosy mę\czyzna w jasnej sportowej marynarce nie był jednak wcale
do niego podobny.
Wstrzymując oddech, usiłowała zapanować nad emocjami, kiedy Mac-Crea Wilder
wlepiał w nią oczy. Jak długo tam stał? Co mógł usłyszeć? Zauwa\yła, \e
popatrzył za samochodem Rachel. Abbie uświadomiła sobie, \e równie\ przy ich
pierwszym spotkaniu, na cmentarzu, Rachel była w pobli\u.
- Panie Wilder, w ogóle nie słyszałam, j ak pan przyszedł.
- Tak te\ myślałem. - Bez pośpiechu podszedł do niej i zatrzymał się w miej
scu, w którym stała Rachel. - Czy dobrze słyszałem? Ona j est pani siostrą
przyrodnią?
To jeszcze nie wyjaśniało, ile usłyszał.
- Zna się pan choć trochę na koniach, panie Wilder? Wykrzywił usta, unosząc do
góry końce wąsów.
- Potrafię odró\nić tył od przodu.
- W hodowli arabów określenie  siostry przyrodnie" j est zastrze\one dla
zrebaków, które mają tę samą matkę. Rachel Farr i ja mamy tego samego ojca.
MacCrea przyglądał się jej spokojnie. Nie uszło jego uwagi, \e w jej oczach
zabłysły łzy i zrozumiał, \e niechcący poruszył czuły punkt. Spra-
76
wiała wra\enie tak spokojnej i zrównowa\onej, \e w ogóle nie dostrzegł jej
napięcia. Dopiero teraz zauwa\ył zacięte usta i ostre linie szczęki.
- Czy mogę coś dla pana zrobić, panie Wilder? Przypuszczam, \e nie przyszedł
pan tu po to, by być świadkiem prywatnej rozmowy?
- Chciałem zło\yć wizytę pani matce. Nie byłem pewien, czy przyjmu-je ju\ [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl