[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposób działały one podobnie jak magnes, a każdy wie, że jeśli się złapie magnesem szpilkę, to przyciąga ona
następne, które jej dotykają.
Lecz teraz, w Lesie, królowa Jadis wyglądała zupełnie inaczej. Była o wiele bardziej blada niż w Charnie: tak
blada, że jej piękność przygasła. Przygarbiła się i z trudem oddychała; widać było, że ciepłe i bogate powietrze
Lasu po prostu ją dusi. %7ładne z dzieci już się jej nie bało.
Puść mnie! Puść moje włosy! zawołała Pola. O co ci właściwie chodzi?
Hej! Puść jej włosy. Natychmiast! powiedział Digory.
Nie usłuchała od razu, ale teraz dzieci były silniejsze od niej i po krótkiej walce Pola oswobodziła się. Królowa
zatoczyła się do tyłu, dysząc ciężko, a w oczach miała zgrozę.
Szybko, Digory! krzyknęła Pola. Zamieniamy pierścienie i skaczemy do domowej sadzawki.
Pomóżcie mi! Litości! jęczała Czarownica, wlokąc się za nimi. Zabierzcie mnie ze sobą. Nie możecie
mnie zostawić w tym okropnym miejscu. To powietrze mnie zabija.
Zapomniałaś o Racji Stanu? zapytała Pola mściwie. To tak jak wtedy, gdy zabiłaś tych wszystkich
nieszczęśników w twoim świecie. Pospiesz się, Digory.
Włożyli już zielone obrączki na palce, ale Digory jakoś się ociągał.
A niech to piorun strzeli! zawołał w końcu. Co z nią zrobić? Zal mu było królowej i nic na to nie mógł
poradzić.
Och, nie bądz takim okropnym osłem! odpowiedziała Pola. Założę się, że ona tylko udaje. Choć już!
Naprzód!
I schwyciwszy go za rękę, skoczyła do domowej sadzawki. Jak to dobrze, że zrobiliśmy ten znak , przemknęło
jej przez głowę. Ale gdy tylko skoczyli, Digory poczuł, że jakieś mocne i zimne kleszcze złapały go za ucho. I
kiedy opadali w ciemność, a wokół nich zawirowały mgliste kształty naszego świata, zrozumiał, że Czarownica
trzyma go dwoma palcami za ucho, a uścisk tych palców staje się coraz mocniejszy. Na próżno Digory odpychał ją
i kopał. W następnej chwili byli już w pracowni na poddaszu, a wuj Andrzej we własnej osobie stał przed nimi,
osłupiały, wpatrując się w zadziwiającą istotę, którą Digory ściągnął ze sobą z Innego Zwiata.
I trudno mu się dziwić. Digory i Pola również wlepiali w nią spojrzenia. Nie ulegało wątpliwości, że Czarownica
odzyskała swe siły, a teraz, kiedy się na nią patrzyło w naszym świecie, pośród zwykłych przedmiotów i ludzi, jej
widok wprost zapierał dech w piersiach. W Chamie budziła lęk; tu, w Londynie, budziła grozę. Przede wszystkim
nie zdawali sobie dotąd sprawy, jak jest naprawdę wysoka. Po prostu aż trudno nazwać ją człowiekiem , myślał
22
Digory i mógł mieć rację, bo są tacy, co twierdzą, że w żyłach potomków królewskiej dynastii Charnu płynie krew
olbrzymów. Ale nawet ten niezwykły wzrost nie rzucał się w oczy tak jak promieniująca z niej piękność,
bezwzględność i żywotność. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, jeśli powiem, że sprawiała wrażenie osoby
dziesięć razy bardziej żywej niż ludzie, jakich się zwykle spotyka w Londynie. Wuj Andrzej bez przerwy kłaniał
się i zacierał ręce, lecz nietrudno było zauważyć, jak bardzo jest przerażony. Przy Czarownicy wydawał się
drobnym człowiekiem. A jednak jak pózniej mówiła Pola w ich twarzach kryło się jakieś nieuchwytne po-
dobieństwo, bardziej zresztą w wyrazie niż w rysach. To coś można odnalezć w twarzach wszystkich czarodziejów,
pewne znamię , którego królowa Jadis nie znalazła w twarzy Digory'ego. Patrząc na te dwie niesamowite
postacie, stojące naprzeciw siebie, dzieci odczuły jednak pewną ulgę: stwierdziły, że nie boją się już wuja
Andrzeja. I nietrudno to zrozumieć. Aatwo bowiem przestać się bać glisty, kiedy się zobaczyło grzechotnika, lub
krowy, kiedy się spotkało oszalałego byka.
Phi! ON... czarodziejem! pomyślał Digory. Wcale na takiego nie wygląda. ONA... to co innego!
A wuj Andrzej wciąż kłaniał się i zacierał ręce. Chciał powiedzieć coś bardzo uprzejmego, ale w ustach tak mu
zaschło, że nie mógł wykrztusić ani jednego słowa. Powodzenie eksperymentu z pierścieniami , jak to określał,
przewyższyło jego oczekiwania do tego stopnia, że poczuł się co najmniej nieswojo. Bo chociaż zajmował się
magią od lat, zawsze starał się (o ile to tylko możliwe) pozostawiać innym wszystkie niebezpieczne strony tych
eksperymentów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego jak to.
W końcu przemówiła Jadis. Nie podniosła głosu, ale coś w nim sprawiło, że cały pokój zadrżał.
Gdzie jest ten czarodziej, który wezwał mnie tu z Innego Zwiata?
Och... och... pani... zaczął się jąkać wuj Andrzej. Jestem wielce zaszczycony... niesłychanie zadowolony...
to naprawdę zupełnie nieoczekiwane szczęście... gdybym tylko miał sposobność dokonać uprzednio jakichś
przygotowań... ja...
Gdzie jest czarodziej, głupcze? powtórzyła Jadis.
To ja... ja nim jestem, pani. Mam nadzieję, że wybaczysz wszystkie... e-e-e... nieuprzejmości, na jakie te dzieci
mogły sobie pozwolić. Zapewniam cię, pani, że nie było moją intencją...
Ty?! przerwała mu królowa jeszcze bardziej strasznym głosem. A potem jednym szybkim krokiem zbliżyła
się do niego, schwyciła go za siwe włosy i odchyliła mu głowę do tyłu, badając spojrzeniem jego twarz, tak jak to
zrobiła z Digorym w Chamie. Przez cały czas wuj Andrzej mrugał oczami i nerwowo oblizywał sobie wargi. W
końcu puściła go tak gwałtownie, że zatoczył się na ścianę i upadł.
Ach, tak powiedziała pogardliwie. Rzeczywiście jesteś swojego rodzaju czarodziejem. Wstań, psie, i nie
rozwalaj się tak, jakbyś rozmawiał z równym sobie. W jaki sposób poznałeś magię? Nie pochodzisz z królewskiego
rodu to mogę przysiąc.
No więc... aha... tak, to znaczy nie w ścisłym sensie wyjąkał wuj Andrzej. Z niezupełnie królewskiego.
Ketterleyowie są jednak bardzo starym rodem. To stary ród z Dorsetshire, pani.
Dosyć! uciszyła go Czarownica. Widzę przecież, kim jesteś. Jesteś małym, domorosłym czarodziejem,
który poznał magię z ksiąg i zajmuje się odnajdywaniem pewnych jej praw. W twojej krwi i w twoim sercu nie ma
żadnej magii. W moim świecie z tym rodzajem magów skończyliśmy jakieś tysiąc lat temu. Ale tutaj pozwolę ci
być moim sługą.
Byłbym niezmiernie szczęśliwy... wprost zachwycony, gdybym mógł się na coś przydać... t-t-to naprawdę w-w-
wielkie szczęście, zapewniam...
Dosyć! Mówisz o wiele za dużo. Wysłuchaj swego pierwszego zadania. Widzę, że jesteśmy w dużym mieście.
Postaraj się natychmiast o rydwan lub latający dywan albo o dobrze wytresowanego smoka czy coś innego, czym
zwykle poruszają się osoby krwi królewskiej w waszym kraju. A potem zaprowadz mnie do miejsc, w których
mogę dostać suknie, klejnoty i niewolników. I żeby wszystko było godne mojej osoby. Jutro rozpocznę podbój tego
świata.
Ja... ja... ja zaraz pójdę i sprowadzę dorożkę
powiedział wuj Andrzej prawie szeptem, dysząc ciężko.
23
Stój rzekła Czarownica, gdy był już u drzwi.
Niech ci się nie marzy jakaś zdrada. Widzę przez ściany i bez trudu odczytuję czyjeś myśli. Będę cię śledzić,
gdziekolwiek będziesz. Przy pierwszym objawie nieposłuszeństwa rzucę na ciebie takie zaklęcie, że na
czymkolwiek usiądziesz, będziesz się czuł tak, jakbyś siedział na rozpalonym do czerwoności żelazie, a za każdym
razem, gdy się położysz do łóżka, będziesz czuł niewidzialne bryły lodu u swych stóp. A teraz idz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]