RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A czego się spodziewałeś? Myślałeś, że chętnie się tobą z kimś
podzielę?
- Nie, ale to wszystko stało się tak szybko i tak bardzo mnie oszołomiło.
Potrzebowałem trochę więcej czasu, żeby ci wszystko wytłumaczyć.
Doskonale rozumiem, że mężczyzna z dzieckiem to trochę szokujące i nie
każdy może to zaaprobować, a tym bardziej nie każda.
Sarah wydęła usta.
- Zwłaszcza jeśli na dodatek ten mężczyzna ma jeszcze żonę - prychnęła.
- Czy o istnieniu żony miałeś mnie zawiadomić trochę pózniej?
Paul zachował spokój.
- Nie, nie zamierzałem ci mówić o istnieniu żony - rzekł opanowanym
głosem - ponieważ w moim życiu nie ma żadnej kobiety. Catherine odeszła
Ode mnie, kiedy Daniel miał niecałe półtora roku. Od tej pory jej nie
widzieliśmy. Ja zresztą wcale nie miałem na to ochoty. To dla mnie
47
przeszłość i wolę, żeby tak zostało. Jedyne dobro, które mnie od niej
spotkało, to nasz syn. Reszta była pomyłką, ale nie chciałem o tym
wspominać na pierwszej randce kobiecie, w której właśnie się zakochałem.
Powiedział to tak, jakby i to należało już do przeszłości, podobnie jak
jego nieudane małżeństwo. Poczuła dotkliwy ból w sercu.
- Ja bardzo cię przepraszam, Paul... myślałam... Włożył ręce do kieszeni,
tak jakby nigdy więcej nie chciał
jej już objąć.
- Wiem, co sobie pomyślałaś. Pomyślałaś, że kłamię jak najęty, bo chcę
cię po prostu zaciągnąć do łóżka. To dla mnie bardzo obrazliwe. Nie
obdarzyłaś mnie zaufaniem. Rozczarowałaś mnie. - W jego głosie brzmiała
gorycz.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Paul ma rację, a ona nie ma nic na
swoją obronę. Zapadła cisza. Zupełnie jakby rozwarła się przed nimi
przepaść i Sarah przestraszyła Się', że w nią wpadnie.
- Paul? - powiedziała drżącym głosem. Spojrzał na nią; jego błękitne
oczy pociemniały.
- Tak?
- Czy... masz może chusteczkę? Kaczuszka zrobiła mi właśnie coś na
rękę, a nie mam przy sobie nic, żeby wytrzeć.
Paul przymknął oczy, jego usta drgnęły. Potem sięgnął do górnej
kieszonki marynarki i wyjął z niej białą chusteczkę.
- Dziękuję - szepnęła.
Otuliła kaczuszkę w chusteczkę i ostrożnie schowała do kieszeni
fartucha. Następnie wytarła rękę w trawę. Kiedy się wyprostowała, Paula
już przy niej nie było. Szybko oddalał się w stronę budynku administracji,
ręce trzymał głęboko w kieszeniach.
Alice uniosła się na łóżku, jej oczy zalśniły, policzki leciutko się
zarumieniły. Wyciągnęła rączkę w stronę kaczątka.
- Gzy ono jest naprawdę moje? - zapytała uszczęśliwionym głosem.
- Tak, kochanie, jest tylko twoje.
- I będę mogła je zatrzymać? - upewniła się Alice. Sarah czuła dławienie
w gardle i bała się spojrzeć na Isobel; wiedziała, że matka Alice płacze.
- Tak, kochanie, oczywiście - przytaknęła i usiadła na brzegu łóżka. -
Moja matka zna się na hodowli kaczek, zapytam ją, jak trzeba karmić to
maleństwo. A kiedy urośnie i będzie za duże, żeby mieszkać w twoim
łóżeczku, zaniesiemy je nad staw do innych kaczek.
- Ono nigdy nie urośnie - szepnęła Alice - i będzie mogło pływać w
mojej wanience. - Urwała nagle i zaczęła kaszleć.
RS
48
Sarah sięgnęła po stetoskop.
- Zaraz cię osłucham, najpierw plecki. - Pomogła dziewczynce usiąść i
podwinęła jej piżamkę. - A ty tymczasem wymyśl jakieś imię dla swojej
kaczuszki. - Przez chwilę uważnie słuchała. - Są wyrazne szmery,
temperatura się podniosła - stwierdziła i spojrzała na Isobel. - Zaczniemy
chyba podawać antybiotyk.
Twarz Isobel pozostała nieruchoma, tylko w jej oczach błysnęło
przerażenie.
- To... zapalenie oskrzeli? - zapytała cicho.
Sarah skinęła głową. Podejrzewała raczej zapalenie płuc, ale nie chciała
tego mówić. Obie zbyt dobrze wiedziały, co to oznacza. Alice spojrzała na
Sarah jasnym wzrokiem.
- Już wiem - powiedziała.
- Co takiego, kochanie?
- Kaczuszka będzie miała na imię Ping.
Następnego dnia rano Sarah, zgodnie z instrukcją swej matki, przyszła do
pracy z torbą karmy dla małych kociąt, pełnoziarnistym chlebem i
malutkimi szczypczykami. Pod szpitalem musiała wyminąć pikietę
sprzątaczek, co przypomniało jej problemy, z jakimi musiał borykać się
Paul. Starannie upraną i wyprasowaną chusteczkę miała przy sobie i w
każdej chwili mogła wykorzystać ją jako pretekst, by się z nim zobaczyć.
Ale czy Paul zechce ją widzieć?
Większą część nocy spędziła na rozpamiętywaniu jego słów i na
pomniejszaniu skruchy, jaką w niej wywołały. Jakim prawem tak od razu
wymagał od niej całkowitego zaufania? Skąd ta pewność siebie? Przecież
wcale go nie znała.
Jednak sama się zgodziła z jego opinią, że mogą bez wstępów  przejść
do głównego dania". Tak jakby ich historia była unikalna i wyjątkowa.
Zgodziła się na fizyczne zbliżenie, a przecież gdyby mu instynktownie nie
zaufała, nigdy by tego nie zrobiła. Nie chodziło jej tylko o seks. W jakiś
sposób jednak mu zaufała, bo bardzo pragnęła mu zaufać. Ale kiedy ujrzała
jego syna... Przecież każdy od razu pomyślałby, że to oznacza, iż Paul ma
rodzinę. Powinien to zrozumieć, zamiast tak od razu potępiać ją w czambuł!
Bardzo chciała jakoś sprawę załagodzić, ale Paul odszedł bez słowa. Czy
duma pozwoli jej zrobić pierwszy krok? Na razie chyba nie, ale na wszelki
wypadek warto jest mieć tę chusteczkę w pogotowiu... Jako znak, że
wszystko jest możliwe. Taka biała flaga oznaczająca poddanie się twierdzy..
RS
49
Ping rzuciła się na jedzenie i Sarah przez dłuższą chwilę patrzyła, jak
potem kaczątko kąpie się w misce. Ociągając się, wstała. Isobel wyszła za
nią na korytarz.
- Jest gorzej, prawda? - zapytała. Sarah skinęła potakująco głową.
- Prześwietlenie potwierdziło zapalenie płuc. Robimy wszystko; co w
naszej mocy, wiesz o tym, Isobel, prawda?
Matka Alice skinęła głową, przełykając łzy.
- Od dawna nie widziałam, żeby była taka szczęśliwa
- wykrztusiła wreszcie. - Jak to się stało, że znalazłaś tę kaczuszkę?
Przecież to jakieś.
- Czary - dokończyła za nią Sarah. - Tak, to były czary.
- Pocałowała Isobel w policzek. - Wracaj do niej i cieszcie się sobą -
rzekła - a jeśli będziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.
Isobel zadzwoniła do niej po południu. Sarah natychmiast powiadomiła
Martina Lyncha. Martin zbadał dziewczynkę. Gorączka znacznie się
podniosła, dziecko podsypiało. Spojrzenie Martina powiedziało Sarah
wszystko; w milczeniu objęła Isobel. Ta łagodnie wyswobodziła się z jej
ramion i podeszła do okna. Widać było, jak jej plecy drżą.
Sarah zbliżyła się do niej.
- Przyjdę do ciebie, jak tylko będę mogła. Będziemy przy niej czuwać
razem - obiecała.
Reszta dnia wlokła się straszliwie, mimo że pracy nie brakowało. Sarah
musiała się udać na oddział intensywnej terapii, by zobaczyć, co z Jamiem
Wilsonem. Poziom potasu i digoxinu znacznie opadł, rytm serca był
miarowy. Przez następny tydzień miano jeszcze chłopca monitorować, a
potem miał zostać przeniesiony na oddział pediatryczny.
Równie optymistyczny był przypadek Amy Turner. Dziecku nic już nie
groziło i wkrótce również miało opuścić intensywną terapię. W normalnych
warunkach Sarah byłaby szczęśliwa. Teraz jednak nic nie mogło jej
pocieszyć: ani odzyskujące zdrowie dzieci, ani ich wyraznie uszczęśliwieni
rodzice. Myślami bez przerwy przebywała w pokoju Alice i z ulgą przyjęła
fakt, że dzień pracy dobiega końca i może iść tam, gdzie sercem była przez
cały czas.
Alice była nieprzytomna, oddychała z trudem. W pewnej chwili uniosła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl