RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Andrea.
 Nie wierzę  odpowiedział Andrea.  Pan by nie zrobił takiego
głupstwa, kapitanie.
 Boję się, że jednek zrobiłem. Ale pózniej będziemy się o to
martwili.  Zrodek rozciągniętej linii nacierających żołnierzy,
ślizgając się i potykając po zdradzieckim usypisku, prawie dotarł
do dolnego krańca zwęglonych i sczerniałych resztek zarośli. 
Są już dość blisko. Biorę na cel biały hełm w środku, Louki. 
Jeszcze gdy mówił, usłyszał cichy trzask; trzej koledzy wysunęli
lufy pistoletów maszynowych ponad osłaniającymi ich skałami.
Czuł wzbierającą falę zdenerwowania.
Ale jego głos był pewny, swobodny, prawie obojętny.  Dobra,
zaczynamy! Ostatnie słowo zginęło w rozdzierającym huku serii
pistoletów maszynowych. Mając w rękach dwa breny i dwa
dziewięciomilimetrowe schmeissery, nie prowadzili walki 
dokonywali zwykłej bezlitosnej masakry bezbronnych figurek na
zboczu, osłupiałych, nic nie rozumiejących, które szamotały się i
koziołkowały jak marionetki w dłoniach zwariowanego animatora.
Niektóre zostawały w miejscu, inne staczały się po stromym
zboczu, bezładnie młócąc nogami i rękami w groteskowym
bezwładzie śmierci. Tylko dwóch stało nieruchomo w tym
miejscu, gdzie ich trafiono, w pozbawionych życia twarzach
odbijało się puste zdumienie, a potem osunęli się powoli na
kamienisty grunt. Minęły prawie trzy sekundy, zanim garstka
tych, którzy jeszcze żyli  mniej więcej w jednej czwartej
odległości od krańców obu skrzydeł tyraliery, tam gdzie
niszczące strumienie ognia jeszcze się nie spotkały 
uświadomiła sobie, co się dzieje, i rzuciła się rozpaczliwie na
ziemię w poszukiwaniu nie istniejącej osłony. Frenetyczny terkot
broni maszynowej zamilkł jak uciął. Nagła cisza była dziwnie
dręcząca, głośniejsza, bardziej przenikliwa niż huk, który się
przedtem rozlegał. %7łwir pod łokciami Mallory.ego osunął się z
szelestem, gdy Mallory poruszył się lekko i zerknął na twarze obu
mężczyzn po prawej stronie. Andrea miał minę pozbawioną
wszelkiego wyrazu, Louki zamglone łzami oczy. Potem Mallory
usłyszał cichy pomruk z lewej strony i znowu zmienił pozycję.
Amerykanin z dzikim wyrazem twarzy klął cicho i bez przerwy
tłukł pięścią ostry żwir, nie bacząc na ból.
 Jeszcze jeden, Boże.  Głos miał tak spokojny, jakby się modlił.
 Niczego więcej nie żądam. Tylko jeszcze jednego. Mallory
dotknął jego ramienia.
 O co chodzi, Dusty? Miller oczy miał chłodne, nieruchome,
niewidzące. Mrugnął parę razy, wyszczerzył zęby w uśmiechu,
potłuczoną dłonią sięgnął odruchowo po papierosy.
 Zniłem na jawie, komendancie
 powiedział.  Tylko śniłem na jawie.  Wytrząsnął papierosa z
paczki.  Zapali pan?
 Ten nieludzki drań wysłał tych biedaków na pewną śmierć 
powiedział Mallory spokojnie.  Pięknie by wyglądał przez
szczerbinkę twojego peemu, prawda? Uśmiech Mallory.ego
zniknął nagle.
 To byłoby dobre zakończenie.
 Miller zerknął szybko zza głazu i położył się wygodniej. 
Ośmiu, a może dziesięciu jeszcze tam leży, komendancie 
zameldował.  Biedacy są jak ostrygi  usiłują znalezć osłonę za
kamieniami wielkości pomarańczy& Zostawimy?
 Zostawimy ich!  powtórzył Mallory z naciskiem. Myśl o dalszej
rzezi przyprawiała go niemal o mdłości.  Po raz drugi nie
spróbują.  Urwał nagle i instynktownie przywarł do ziemi, gdy
seria z karabinu maszynowego uderzyła w skałę nad ich głowami
i zagwizdała w wąwozie przenikliwymi rykoszetami.
 Nie spróbują, hę? Miller już wysunął lufę peemu zza skały, lecz
Mallory chwycił go za ramię i odciągnął.
 To nie oni. Słuchajcie!  Nowa seria, jeszcze jedna& i teraz
słyszeli już dzikie gdakanie karabinu maszynowego, gdakanie
rytmicznie przerywane ostrymi, niemal ludzkimi westchnieniami,
gdy taśma nabojowa przesuwała się przez właz. Mallory czuł, jak
włosy mu się jeżą na głowie.
 To spandau. Jak już ktoś raz usłyszał spandau, nigdy tego nie
zapomni. Zostawcie go w spokoju, prawdopodobnie jest na
platformie jednej z tych ciężarówek i nic nam nie zrobi& Bardziej
mnie martwią te piekielne mozdzierze.
 Mnie nie  oznajmił Miller.
 Nie strzelają do nas.
 Dlatego mnie martwią& Co sądzisz, Andrea?
 To samo co ty, kapitanie. Czekają. Ten Czarci Ogród, jak go
Louki nazywa, to jeden piekielny chaos, mogą jedynie strzelać na
ślepo&
 Nie będą długo czekać  przerwał ponuro Mallory. Wskazał na
północ.  Oto ich oczy. Dwie ciemne plamki nad przylądkiem
Demirci szybko przybrały kształt samolotów i z warkotem silników
zbliżały się wolno nad morzem na wysokości około półtora
tysiąca stóp. Mallory patrzył na nie ze zdziwieniem, potem
zwrócił się do Andrei.
 Czy ja jestem nieprzytomny, Andrea?  Wskazał na pierwszy z
dwóch samolotów. Był to myśliwiec, górnopłat.  Przecież to nie
może być PZL?* PZL  Państwowe Zakłady Lotnicze.
 Może być i jest  mruknął Andrea.  Stary polski samolot,
którego używaliśmy przed wojną  wyjaśnił Millerowi.  A ten
drugi to stary belgijski brequet. Andrea przysłonił oczy, aby
spojrzeć jeszcze raz na oba samoloty, które miał już prawie
dokładnie nad głową.  Myślałem, że wszystkie zostały
zniszczone podczas inwazji.
 Ja również  powiedział Mallory.  Musieli je zmontować z
jakichś kawałków. Ach, zobaczyli nas& Zaczynają krążyć. Ale
czemu, u licha, używają tych starych trupów&
 Nie wiem i wcale mi na tym nie zależy  oznajmił Miller
gwałtownie. Przed chwilą właśnie wyjrzał zza głazów.  Te
cholerne mozdzierze właśnie celują na nas, a od strony wylotu
wyglądają na większe od słupów telegraficznych. Pan mówił, że
mają pociski odłamkowe. Dalej, komendancie, zwiewajmy stąd, u
diabła! Reszta krótkiego listopadowego popołudnia zeszła im na
ponurej zabawie w berka i w chowanego wśród wąwozów i
potrzaskanych skał Czarciego Ogrodu. Samoloty odgrywały
główną rolę w tej grze. Krążyły im nad głowami, przekazując
informacje mozdzierzom na szosie nadbrzeżnej, a kompania
strzelców alpejskich ruszyła poprzez spalony gaj, gdy tylko
otrzymała wiadomości od lotników, że pozycje brytyjskie zostały
opuszczone. Dwa stare samoloty rychło zastąpiono parą
nowoczesnych henschli  Andrea mówił, że PZL ma zapas
benzyny tylko na godzinę lotu. Mallory był między młotem a
kowadłem. Jakkolwiek mozdzierze strzelały niecelnie, niektóre z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl