[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niespodziewanie twarz rozjaśniła mu się uśmiechem. Jego zęby zachowały swoją śnieżną biel, a
oczy, ukryte za dwuogniskowymi soczewkami, wyrażały radość i zachwyt. - Ello, droga
dziewczynko, halo! Twoja matka i ja czekaliśmy na ciebie.
Niemożliwe, więc on mnie pamięta? Sprzed wielu lat, gdy byłam uczennicą?
Doktor Moses oczekiwał mnie przez cały ten czas?
Szarmancko pozostawił mnie z matką sam na sam w salonie. Choć obu nam zabrakło śmiałości i
obie byłyśmy skrępowane i zakłopotane, nie opuszczało mnie pragnienie dotknięcia jej, zupełnie
jakbym chciała się przekonać, że jest tutaj i że ja też jestem tutaj, że to nie jest sen. Powtarzałam,
nieco oszołomiona: - Wyglądasz tak młodo, mamusiu. I jesteś taka ładna.
- Ty też, Ello. Wyrosłaś na... na piękną, młodą kobietę.
Zciskałyśmy sobie dłonie i patrzyłyśmy na siebie. Kręciło mi się w głowie i czułam, że moja
matka jest głęboko wzruszona. Jej cienkie palce były lodowato zimne, poczułam też lekkie drżenie jej
dłoni. Oczy mamy zaszły łzami, poza tym wydały mi się dziwne, odsłonięte i powiększone, jakby
zostały pozbawione rzęs. Kilkakrotnie chciała powiedzieć coś więcej, jednak zająkiwała się tylko i
milkła. Czy czegoś się obawiała? Mnie, a może swoich własnych emocji? A może - swojego męża?
Doktor Moses powitał mnie nad wyraz uprzejmie, nazywając marnotrawną pasierbicą , a potem
poszedł na górę, powodowany być może pragnieniem usunięcia się nam chwilowo z oczu, jednak
bezpośrednio nad naszymi głowami słychać było jak krąży powoli po pokoju, skrzypiał wysoki sufit.
Matka zerknęła w górę, widziałam, że jest zdenerwowana. Zadawałam jej proste, niewinne pytania o
ślub, miesiąc miodowy, o krewnych, sąsiadów i przyjaciół ze Strykersville, lecz ona odpowiadała
monosylabami; opowiadałam jej o swojej nauczycielskiej pracy, o blizniaku z piaskowca, w którym
mieszkałam, o niewielkim ogródku na tyłach mojego domu; powtarzałam, że ubolewam, iż tak długo
się nie widziałyśmy. Coś kazało mi powstrzymać się od wypytywania jej o sprawy najważniejsze.
Wyczułam, że matka jest w kiepskim stanie psychicznym. Na dobitkę pomieszczenie przenikał ostry,
imbirowy zapach leków i szpitala utrudniający mi swobodne oddychanie; niebawem też poczułam
lekkie mdłości. Salon umeblowany był antykami pochodzącymi z końca dziewiętnastego wieku (nie
zauważyłam jednak niczego, co wcześniej należałoby do matki), a dwa wysokie i wąskie okna
zasłonięto kotarami przed sierpniową spiekotą; mosiężne lampy o osobliwych, jakby skórzanych
abażurach, rzucały przyćmione światło. Doprawdy, nie widziałam mamy wyraznie nawet z tak
bliskiej odległości. Ella! Pomóż mi. W uszach brzmiała mi ta niema prośba, gdy matka ściskała mi
dłonie.
- Mamusiu? Czy coś jest nie tak? - szepnęłam, lecz ona natychmiast przycisnęła mi palce do ust i
potrząsnęła głową: nie.
Czy chciała powiedzieć: nie, wszystko jest dobrze? A może: nie, nie czas teraz o tym mówić?
- Jak długo możesz się u nas zatrzymać, córciu? - zapytała słabym, przejętym głosem. - Mamy
nadzieję, że kilka dni.
Kilka dni! Nie wyobrażałam sobie, że wytrzymałabym tu dłużej niż kilka minut, zapach był tak
mdlący.
Mimo to skinęłam głową, cała w uśmiechach. - Byłoby fantastycznie, mamo. Jeśli oczywiście
tobie i... (przerwałam, uznałam bowiem, że nazwanie mojego ojczyma doktor Moses , tak jak
nazywaliśmy go my, uczniowie, byłoby nie na miejscu) ...i jemu nie przysporzę kłopotów?
- W dusznym skwarze salonu niemal dygotałam. Byłam zdecydowana uciec za wszelką cenę z
tego przytłaczającego miejsca, a jednak nie zrobiłabym tego, nie zabierając ze sobą matki, jeśli mnie
potrzebowała.
- Doktor Moses liczy, że się u nas zatrzymasz - zaprotestowała - polecił mi przygotować pokój
gościnny. Przyrządziłam ci do obiadu twój ulubiony deser. Doktor Moses bardzo chciałby cię bliżej
poznać, Ello. Opowiadałam mu o tobie. - Matka mówiła to ze smutkiem w głosie. (Czy mogła mu
powiedzieć o mnie coś takiego, co nie sprawiałoby jej bólu?) Zauważyłam, że również moja matka
nazywa swojego szarmanckiego i uprzejmego męża doktor
Moses . Zaciekawiło mnie, czy i na co dzień przestrzegała tej staroświeckiej formy. Matka była
bowiem znacznie młodsza od doktora Mosesa Hammachera, była kobietą o dziewczęcym, miękkim
charakterze - była tak dalece od niego uzależniona, że chyba trudno jej było nazywać go po prostu
Moses.
- Chyba mogłabym zostać. Przynajmniej na tę noc...
- Och, Ello, musisz. Doktor Moses i ja bylibyśmy tacy rozczarowani, gdybyś nie została.
Doktor Moses i ja. To mi się nie spodobało.
Dziwne: nic nie planowałam w związku z tą nocą. Być może luzno myślałam, żeby po przyj
ezdzie do Strykers-ville zatrzymać się u Brendy albo w motelu; nazajutrz mogłabym pojechać z matką
do Oriskany, gdyby nasze wcześniejsze spotkanie się udało. Jednak, prawdę powiedziawszy, nie
wybiegałam aż tak daleko myślą w przyszłość, głowę miałam pustą niczym małe dziecko.
Nad nami skrzypnął sufit. Zerknęłam nerwowo w górę.
- Zaskoczyło mnie to, że poślubiłaś doktora Mosesa, mamo. Ale oczywiście bardzo się cieszę -
przyglądałam się jej uważnie. Czy istotnie? - Brenda powiedziała mi... że sprzedałaś dom wraz z
całym urządzeniem, że sprzedałaś samochód. I że był to kameralny, prywatny ślub.
- Nie braliśmy go w kościele - matka uśmiechnęła się przepraszająco. - Doktor Moses nie wierzy
w, jak on to mówi, te pełne zabobonu religie . Ale mocno wierzy w Stwórcą.
- Wydaje się być... - znów przerwałam, rozpaczliwie szukając właściwego słowa - dżentelmenem
w każdym calu.
Matka nieoczekiwanie roześmiała się, a potem skrzywiła, zupełnie jakby śmiech sprawiał jej ból.
Dotknęła delikatnie dłonią twarzy na linii włosów.
- O tak, zdecydowanie.
- Wyglądacie tak... tak szczęśliwie. Ty i on.
Czy mówiłam prawdę? Przecież matkę i doktora Mosesa widziałam raptem przez kilka minut po
moim przyjezdzie. Przez ten czas najwięcej z nas mówił doktor Moses.
Matka znów się roześmiała i skrzywiła. Krążące nad nami kroki ucichły. (Czyżby doktor Moses
schodził do nas na dół?)
- Jestem szczęśliwa, Ello. Nim poznałam doktora Mosesa, czułam pustkę w życiu i byłam
egoistką. Na pogrzebie twojej ciotecznej babci Heleny - nie pamiętasz jej, zmarła w wieku
dziewięćdziesięciu siedmiu lat. Ale doktor Moses ją znał. Mówił, że niegdyś był jej adoratorem. A to
się stało zeszłej jesieni! Odtąd... - matka wpatrywała się we mnie odsłoniętymi, pozbawionymi rzęs
oczami. Ello, proszą cię. Nie sądz mnie surowo. Pomóż mi. Jej dłonie wyraznie drżały. Drżała też jej
lewa powieka. Wiedziałam: cierpiała, całkowicie zdominowana przez mężczyznę tyrana. A jednak, i
to była właśnie cała ona, irytująco cała ona, pewnie zaraz zacznie go bronić, niezbyt zresztą
stanowczo, pragnąc wszystko załagodzić, tak jak przez całe życie broniła ojca, a potem mojego brata, [ Pobierz całość w formacie PDF ]