
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ci sami i ANNA
ANNA: (wchodzi i widzi Chlestakowa na kolanach) Ah, quel passage!
CHLESTAKOW: (wstaje) O, do diabła!
ANNA: (do córki) Co to ma znaczyć, moja panno? Cóż to za zwyczaje?
MARIA: Ja, mamuńciu...
ANNA: Precz stąd, precz! Słyszysz? W tej chwili za drzwi! I żebyś mi się nie ważyła na oczy
pokazać! (Maria wychodzi zapłakana). Pan wybaczy, ale jestem tak zdumiona...
CHLESTAKOW: (na stronie). I ta też zupełnie przystojna... (rzuca się na kolana głośno)
Pani, czy widzisz, goreję z miłości!
ANNA: Jak to? Pan klęczy?... Ach, niech pan wstanie! Podłoga zakurzona...
CHLESTAKOW: Nie! Na kolanach! Tylko na kolanach chcę się dowiedzieć, co mi sądzono:
życie czy śmierć!?
ANNA: Pan wybaczy, nie rozumiem dokładnie znaczenia tych słów... Jeżeli się nie mylę,
oświadcza się pan o córkę...
CHLESTAKOW: Nie! Panią kocham! %7łycie moje wisi na włosku! I jeżeli pani nie uwieńczy
odwiecznej mojej miłości, to niegodzien jestem, aby mnie ziemia dzwigała! Z płomieniem w
sercu proszę o rękę pani!
ANNA: Ależ niech pan pozwoli zaznaczyć, że jestem w pewnym sensie... mężatką!
CHLESTAKOW: To nic! Miłość nie pyta! Nawet Karamzin powiedział: Prawo, przed
sądem stanie! Skryjemy się, gdzie szemrzą zdroje... O rękę pani proszę, o rękę!
Scena 14
Ci sami i MARIA
MARIA: (wbiega). Mamuńciu, tatuś prosi, żeby... (spostrzega Chlestakowa na kolanach)
Ah, quel passage!
ANNA: A to co? Dlaczego? Skąd? Co w tej głowie? Wyskoczyła nagle, jak szalona. I cóż w
tym widzisz niezwykłego? I co ci nagle przyszło do głowy... Zupełnie jak trzyletnie dziecko! I
to ma być osiemnastoletnia panna! Któż w to uwierzy? Nie wiem, kiedy nareszcie nabierzesz
rozumu? Kiedy zaczniesz się zachowywać, jak przystoi pannie z dobrego domu? Kiedy
nauczysz się nareszcie dobrych manier i solidności!
MARIA: (przez łzy) Doprawdy, mamuńciu, nie wiedziałam...
ANNA: Wieczne fanaberie w głowie! Wiatr hula w łepetynie! Bierzesz przykład z panny
Lapkin-Tiapkin! To żaden wzór dla ciebie! Ucz się od innych, ucz się od własnej matki! Z
niej bierz przykład!
CHLESTAKOW: (chwytając Marię za rękę, do Anny) Pani, nie gub naszego szczęścia!
Pobłogosław odwiecznej miłości!
ANNA: (zdumiona) Więc pan ją?...
CHLESTAKOW: Niech pani rozsądzi: życie czy śmierć?
ANNA: No i widzisz, głuptasie, sama widzisz: dla takiej nicości jak ty gość był łaskaw
klęczeć! A ty wpadłaś nagle jak obłąkana! Doprawdy, że nie powinnam dać
błogosławieństwa! Niegodna jesteś takiego szczęścia!
MARIA: Mamuńciu, przysięgam, już nigdy nie będę!
Scena 15
Ci sami i HORODNICZY
HORODNICZY: (wpada zdyszany). Wasza dostojność! Litości! Litości!
CHLESTAKOW: Co się panu stało?
HORODNICZY: Kupcy byli u waszej dostojności! Klnę się na honor, że nawet połowy
prawdy w tym nie ma! Sami oszukują, sami naród ocyganiają! A wdowa po podoficerze
kłamie, że ją kazałem zbić! Aże! Sama siebie zbiła!
CHLESTAKOW: Do diabła z wdową! Nie do wdowy mi teraz.
HORODNICZY: Niech pan nie wierzy! Kłamią jak najęci! Małe dziecko nie uwierzy! Całe
miasto wie, jacy to kłamcy. I tacy oszuści, jakich świat nie widział!
ANNA: Czy wiesz, jaki zaszczyt spada na nas z łaski pana Chlestakowa? Prosi o rękę naszej
córki!
HOBODNICZY: A idzże ty! Oszalała baba! Pan będzie łaskaw nie gniewać się: baba od
maleńkości ma fioła w głowie... Matka jej miała to samo.
CHLESTAKOW: Tak jest. Doprawdy proszę o rękę... Jestem zakochany..
HORODNICZY: Nie śmiem wierzyć, wasza ekscelencjo!
ANNA: Słyszysz przecie!
CHLESTAKOW: Mówię bez żartów! Miłość może mnie przyprawić o utratę zmysłów!
HORODNICZY: Nie śmiem wierzyć. Nie godzien jestem takiego zaszczytu!
CHLESTAKOW: Jeżeli pan nie zgodzi się na nasz związek, gotów jestem diabli wiedzą co
zrobić.
HORODNICZY: Nie mogę uwierzyć! Wasza ekscelencja raczy żartować!
ANNA: Co za bałwan, doprawdy! Tłumaczy mu się przecież!
HORODNICZY: Nie mogę uwierzyć.
CHLESTAKOW: Dajcie mi córkę! Jestem człowiek szalony, na wszystko potrafię się
zdobyć i kiedy się zastrzelę, pan pójdzie pod sąd, panie!
HORODNICZY: Boże mój, Boże! Przysięgam, że nie zawiniłem, ani duszą ani ciałem.
Niech się wasza ekscelencja nie gniewa! Proszę zrobić tak, jak wasza dostojność uważa za
stosowne... W głowie mi się w tej chwili coś takiego porobiło, że sam nie wiem. Taki się ze
mnie dureń zrobił, jakim nigdy jeszcze nie byłem!
ANNA: No, pobłogosław! (Chlestakow podchodzi z Marią)
HORODNICZY: Niech was Bóg błogosławi! A ja nie jestem winien... (Chlestakow całuje
Marię, Horodniczy przygląda mu się) Cóż u licha! Doprawdy! (przeciera sobie oczy) Całują
się, narodzie, patrz! Całują się! (podskakuje z radości) Aj, Antoni! Aj, Antoni! Aj,
horodniczeńku! Patrz, co się dzieje!
Scena 16
Ci sami i OSIP
OSIP: Konie gotowe!
CHLESTAKOW: A, dobrze... zaraz...
HORODNICZY: Jak to? Pan nas opuszcza?
CHLESTAKOW: Tak jest. Jadę.
HORODNICZY: A kiedy? Bo przecież... Pan sam był łaskaw napomknąć, że tak powiem, o
ślubie...
CHLESTAKOW: A, to... tak... Na chwilkę, na jeden dzień tylko do wujaszka, bardzo bogaty
staruszek... A jutro wrócę...
HORODNICZY: W takim razie nie ośmielimy się zatrzymywać, pełni nadziei na szczęśliwy
powrót...
CHLESTAKOW: Na pewno, na pewno! Ja zaraz... %7łegnaj, ukochana!... Nie, po prostu nie
potrafię tego wyrazić! %7łegnaj, najmilsza! (całuje ją w rękę).
HORODNICZY: Może coś na drogę? Pan, raczył zdaje się, odczuwać brak pieniędzy?
CHLESTAKOW: O, nie! Po co? (po namyśle) A zresztą, rzeczywiście...
HORODNICZY: Jaką sumą mogę służyć?
CHLESTAKOW: Dał mi pan wtedy 200 właściwie 400, nie chcę korzystać z pańskiej
omyłki więc może i teraz... tyleż... żeby już było równe 800.
HORODNICZY: W tej chwili. (wyjmuje z portfelu) Właśnie jakbym przygotował, same
nowiutkie banknoty...
CHLESTAKOW: A, tak! (Merze i ogląda banknoty) Bardzo dobrze! Mówią przecież, że
kiedy nowymi banknotami, to na nowe szczęście.
HORODNICZY: Tak jest!
CHLESTAKOW: Do widzenia! Bardzo dziękuję za gościnność! Mówię najszczerzej, z głębi
serca: nigdzie jeszcze nie doznałem tak miłego przyjęcia! Do widzenia, pani Anno! %7łegnaj,
kochanie moje, żegnaj Mario!(wychodzą ),(za sceną).
CHLESTAKOW: %7łegnaj, aniele duszy mojej!
HORODNICZY: Jakże to na takim wózku?
CHLESTAKOW: O, przyzwyczaiłem się... Od resorów dostaję bólu głowy...
STANGRET: Prrr...
HORODNICZY: Ale trzeba przynajmniej coś podłożyć, jakiś dywanik, czy co... Zaraz każę
przynieść.
CHLESTAKOW: Nie, nie trzeba. A zresztą, niech będzie dywanik...
HORODNICZY: Awdotia! Przynieś dywan! Ten najlepszy! Błękitny! Perski! Prędzej!
STANGRET: Prrr...
HORODNICZY: Kiedy mamy oczekiwać?
CHLESTAKOW: Jutro, najdalej pojutrze!
OSIP: A, jest dywan! Dawać dywan! Położyć tutaj, tak... Teraz z tej strony siana...
STANGRET: Prrr...
OSIP: Z tej strony... O tak... Jeszcze! Dobrze! W porządku! Niech jaśnie wielmożny pan
teraz siada.
CHLESTAKOW: Do widzenia, panie Horodniczy!
HORODNICZY: Do widzenia, ekscelencjo!
KOBIETY: Do widzenia! Niech pan prędko wraca!
CHLESTAKOW: Do widzenia, mamuńciu!
STANGRET: (cmoka). No, wio, siwe! Jazda!
Koniec aktu IV
AKT V
Scena 1
HORODNICZY, ANNA, MARIA
HORODNICZY: (do żony). No i co, Anulko? He? Czy mogłaś kiedy pomyśleć? Główny los [ Pobierz całość w formacie PDF ]