RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

palać pałace. Rzucał się na ludzi i ciął ich na sztuki.
56
-TÅ‚um, zÅ‚ocone dachy i piÄ™kne zwierzÄ™ta ciÄ…gle ist­
niały.
Czy można upoić się zagładą, odzyskać młodość
dziÄ™ki okrucieÅ„stwu? Lud nie szemraÅ‚. Nikt nie kwe­
stionował jego poglądów.
Pewnego wieczora dumnie galopował na koniu.
ZjawiÅ‚ siÄ™ Duch o niewypowiedzianej, niewyrażal­
nej wrÄ™cz piÄ™knoÅ›ci. Z jego oblicza i postawy wyzie­
rała obietnica wielokształtnej i złożonej miłości!
Niewymownego i nieznośnego nawet szczęścia!
Książę i Duch unicestwili zapewne substancjÄ™ wÅ‚a­
snego zdrowia. Jakżeby nie mieli przez to umrzeć!
Razem więc umarli.
Ale Książę skonaÅ‚ w swoim paÅ‚acu dożywszy zwy­
czajnych lat. Książę był Duchem. Duch był Księciem.
Brak naszemu pragnieniu kunsztownej muzyki.
Parada
Niezwykle tÄ™dzy hultaje. Niejeden eksploatowaÅ‚ wa­
sze Å›wiaty. Wyzbyci potrzeb, nie Å›pieszÄ… siÄ™ do spo­
żytkowania swoich Å›wietnych zdolnoÅ›ci i doÅ›wiad­
czonej wiedzy o waszych sumieniach. Jacy dojrzali
ludzie! Ze spojrzeniem otępiałym jak letnia noc,
czerwoni i czarni, trójkolorowi, stal usiana złotymi
gwiazdami, twarze znieksztaÅ‚cone, oÅ‚owiane, pobla­
dłe, ogorzałe; rsowe zachrypnięcia! Okrutny marsz
świecidełek! - Jest paru młodych - jak popatrzyliby
na Cherubina? - obdarzonych przerazliwym głosem
i niebezpiecznymi pomysłami. Wysyłani do miasta,
57
by brać tam od tyłu, stroją się z przepychem budzącym
odrazÄ™.
O najbrutalniejszy Raju wściekłego grymasu! Nie
do porównania z waszymi Fakirami i innymi bÅ‚azeÅ„­
stwami sceny. W kostiumach naprędce dobranych,
z gustem jak ze zÅ‚ego snu, odgrywajÄ… lamentacje, tra­
gedie zbójców i półbogów bardziej uduchowione, niż
byÅ‚y kiedykolwiek historia czy religie. ChiÅ„czycy, Ho­
tentoci, Cyganie, gÅ‚upcy, hieny, Molochy, stare obÅ‚Ä™­
dy, zÅ‚owrogie demony, Å‚Ä…czÄ… codzienne gesty macie­
rzyńskie ze zwierzęcością swoich póz i czułości.
WykonujÄ… nowe sztuki i piosenki  grzecznych panie­
nek". Arcyżonglerzy, przeobrażają osoby i miejsca,
i uciekajÄ… siÄ™ do magnetycznych komedii. Oczy pÅ‚o­
nÄ…, krew Å›piewa, rozrastajÄ… siÄ™ koÅ›ci, pÅ‚ynÄ… Å‚zy i czer­
wone strugi. Ich szyderstwo albo przerażenie trwają
minutę albo długie miesiące.
Ja jeden znam klucz do tej dzikiej parady.
Starożytny
Aaskawy synu P a! U twojego czoÅ‚a w wieÅ„cu kwiat­
ków i jagód poruszają się twe oczy, kule drogocenne.
ZapadajÄ… ci siÄ™ policzki, splamione brunatnym mosz­
czem. Błyszczą twoje kły. Twoja pierś jest jak cytra
i dzwoniÄ…ce odgÅ‚osy krążą w twoich jasnych ramio­
nach. Twoje serce bije w tym brzuchu, gdzie drzemie
podwójna pÅ‚eć. Przechadzaj siÄ™ nocÄ…, lekko wprawia­
jÄ…c w ruch to udo, to drugie udo, tÄ™ lewÄ… nogÄ™.
58
Being beauteous
Na tle śniegu Piękna Istota wysokiego wzrostu.
Gwizdy Å›mierci i wiry gÅ‚uchej muzyki unoszÄ…, roz­
pierają i wprawiają w widmowe drżenie to cudowne
ciało; szkarłatne i czarne rany otwierają się nagle
w jego wspaniaÅ‚ych ksztaÅ‚tach. Kolory życia ciemnie­
jÄ…, taÅ„czÄ… i wyzwalajÄ… siÄ™ wokół Wizji, przy narodzi­
nach. Dreszcze podnoszÄ… siÄ™ i huczÄ…, i kiedy zawrot­
ny sm tych przeobrażeń zmaga się ze śmiertelnymi
gwizdami i ochrypłą muzyką, które świat, daleko za
nami, miota na naszą matkę piękności - ona co się
i prostuje. Ach, nasze koÅ›ci pokryÅ‚y siÄ™ nowym cia­
łem miłosnym!
***
O spopielała twarzy, tarczo włochata, ramiona
z krysztaÅ‚u! Armato, na którÄ… muszÄ™ runąć w skłóce­
niu drzew i lekkiego wiatru!
Z oty
O bezkresne aleje ziemi świętej, tarasy świątyni! Co
staÅ‚o siÄ™ z braminem, który wykÅ‚adaÅ‚ mi Przypowie­
ści? Nawet stare kobiety widzę jeszcze stamtąd,
z tamtego czasu! PamiÄ™tam sreb e i sÅ‚oneczne go­
dziny nad rzekami, dłoń prz aciółki na ramieniu
59
i nasze pieszczoty, gdy przystawaliśmy na polach
pachnących pieprzem. - Wzlot szkarłatnych gołębi
huczy wokół moich myśli. - Wygnany tutaj, miałem
scenÄ™, by odgrywać dramatyczne arcydzieÅ‚a wszyst­
kich literatur. Pokażę wam niesłychane bogactwa.
Zledzę historię znalezionych przez was skarbów.
Znam dalszy ciÄ…g! Moja mÄ…drość podobnie jest lekce­
ważona jak chaos. Czym jest moja nicość wobec
oczekującego was osłupienia?
II
jestem wynalazcÄ… o zgoÅ‚a innych zasÅ‚ugach niż wszy­
scy moi poprzednicy; muzykiem, który odkrył coś
w rodzaju klucza miÅ‚oÅ›ci. Obecnie, szlachcic na cierp­
kiej wsi pod skromnym niebem, próbuję wzruszyć się
wspomnieniem o żebraczym dzieciÅ„stwie, termino­
waniu czy prz ezdzie w chodakach, o zwadach, piÄ™­
ciu czy szeÅ›ciu wdowieÅ„stwach, paru hulankach, kie­
dy mocna głowa nie pozwalała mi dostroić się do
komp ów. Nie żal mi dawnego udziaÅ‚u w boskiej ra­
dości: skromny wygląd tej cierpkiej wsi jest świetną
pożywkÄ… dla mojego okrutnego sceptycyzmu. Zwa­
żywszy jednak, że sceptycyzm ten nie znajduje sobie
ujÅ›cia i że trawi mnie nowy skÄ…dinÄ…d niepokój - spo­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl