
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ręcznik i osusza ciało. Z jakiejś torby wyjmuje nowe kąpielówki, wkłada je, na ramiona
zarzuca płaszcz kąpielowy.
W jednym z mrocznych zakamarków sklepienie groty zwisa metr nad ziemią. Strażnik
kładzie tam koc, przysiada na nim i z rurki wmontowanej w pułap wysuwa drugą,
zaopatrzoną u dołu w skrzynkę ze szkłami peryskopowej lornetki. Pociąga tę lornetkę ku
górze, przykłada ją do oczu - i lekko obracając nią w prawo i w lewo obserwuje okolicę.
Widzi kilku ludzi w cywilnych ubraniach i dwa zdezorientowane psy, węszące jakiś trop;
krążą w jednym miejscu, pózniej rwą się na linkach w dwie różne strony.
55
Następnego dnia odwiedziłem w Protonie dyrektora Kolarza.
- No, nareszcie się czegoś dowiem! - zawołał, kiedy jego platynowa i mocno
umalowana sekretarka wprowadziła mnie do gabinetu.
Nie byłem bynajmniej pogodnie usposobiony, ale zaśmiałem się.
- Odwiedzam pana w tym przekonaniu, że ja nareszcie dowiem się czegoś od pana -
powiedziałem.
- Pan wie więcej niż ja - odparł Kolarz. - Proszę siadać. Może kawy? Moja sekretarka
zle stenografuje, ale parzy znakomitą kawę.
Odmówiłem, nie miałem czasu.
- Panie dyrektorze - zapytałem - czy strażnik Gabriel Broniak zgłosił się dzisiaj do
pracy?
- Nie. I to bardzo mnie martwi. Pan kapitan nie ma pojęcia, jak trudno jest o
uczciwego strażnika. Może pan poleciłby mi jakiegoś pewnego człowieka?
- Najchętniej siebie bym polecił - odpowiedziałem. - Poproszę pana o etat strażnika
dla siebie, jeżeli nie rozwikłam tej sprawy z waszym kasjerem.
Dyrektor chciał coś powiedzieć, jednak nie miałem nastroju ani czasu na towarzyskie
przekomarzanie się. Tym bardziej że dzięki temu słowu polecić , wpadłem nagle na coś, o
czym dotychczas nie pomyślałem.
- A propos polecić ... Panie dyrektorze, czy pamięta pan, kto polecił Broniaka?
- Broniaka? - zapytał dyrektor. - No tak, pamiętam. Pan Emil polecił Broniaka, przed
pięciu laty.
- Znał go?
- O ile wiem, to Broniak pobierał dawniej w naszej kasie opłaty za wywożenie
odpadków albo śmieci, już nie pamiętam. Stąd ich znajomość. Prosił pana Emila, żeby się za
nim wstawił...
- I pan Emil wstawił się za nim. Rozumiem.
O więcej nie musiałem pytać. Już pojąłem, co się stało.
- Pan Emil więcej nikogo nie polecał, tylko Broniaka. Ale co się stało z Broniakiem?
Pan kapitan ma wciąż jakieś tajemnice przede mną. Sądzę, że można mi zaufać. Przecież tu
chodzi o moich ludzi! Muszę się orientować...
Przypomniałem sobie pogróżki Kolarza. Nie należę do tak zwanych pamiętliwych
ludzi, natychmiast zapominam o wszelkich krzywdach i urazach, jednak tym razem nie
wytrzymałem:
- Najlepiej będzie, jeśli pan dyrektor zapyta o to tego znajomego pułkownika, o
którym pan kiedyś wspominał.
- Chyba będę musiał tak zrobić - odparł dyrektor. Wstał. - Czy ma pan jeszcze jakieś
pytania?
Nie miałem już żadnych pytań. Dowiedziałem się o wiele więcej niż w trakcie całego
dochodzenia.
56
Sierżant zatrzymuje samochód na Pelcowiznie, róg Białołęckiej i Deszczowej.
Odwraca się do dwóch mężczyzn siedzących na tylnym siedzeniu i wskazuje im jedną z
kamienic na Deszczowej.
- Tam są dwaj nasi ludzie, musicie ich zmienić. Pilnujcie bramy i klatki schodowej,
zwłaszcza mieszkania numer cztery, na pierwszym piętrze. Chodzi o tego faceta, którego
macie na fotografii. Gabriel Broniak. Może być uzbrojony, uważajcie. Gdyby się zjawił, nie
powinniście wpuścić go do mieszkania, bo byłyby trudności, jak go pózniej stamtąd wyjąć.
Telefon macie w sąsiednim mieszkaniu, numer pięć. Z właścicielem mieszkania już
uzgodniliśmy, że w razie czego natychmiast was wpuści. To strażnik kolejowy na emeryturze,
pewny człowiek. Na sąsiedniej ulicy stoi nasz radiowóz. Wszystko jasne?
Obaj mężczyzni przytakują.
- Na tamtych nie czekam - mówił sierżant. - Nie trzeba zwracać niczyjej uwagi.
Podjadę kawałek dalej. Tam wysiądziecie.
Sierżant rusza do przodu. Rozgląda się dookoła; może on trafi na Broniaka?
57
Nad brzegiem jeziora, w miejscu zarośniętym sitowiem i krzewami, porusza się
chropawa żerdz przypominająca do złudzenia suchą gałązkę; nie można jej odróżnić od
innych, którymi kołysze tylko wiatr. Na wierzchołku tej ruchomej gałązki, w miejscu
wyłupanego sęka, znajduje się szklane oczko. Gałązka obraca się powoli wokół swej osi,
podnosi się i obniża.
Wmontowana jest w rurkę, która sięga w głąb podziemnej groty. To peryskop, przez
który Broniak robi przegląd okolicy. Odchyla się od szkieł i bierze do ręki otwartą puszkę.
Wyjada z niej resztki konserwy mięsnej, popija gorącą kawą. Znowu pochyla się w stronę
peryskopu. Widzi odchodzących ludzi: trzech mężczyzn zmierzających z różnych stron w
kierunku szosy. Jeden z nich prowadzi na smyczy psa. Nikną z pola widzenia. Broniak
opuszcza lornetkę peryskopu aż do dołu. Równocześnie na powierzchni ziemi obniża się i
niknie w trawie gałązka ze szklanym oczkiem.
Broniak pakuje do dwóch brezentowych worków wszystkie przedmioty znajdujące się
w podwodnej grocie. Wrzuca tam również płaszcz kąpielowy, który miał na sobie. Z jakiegoś
kąta wyjmuje plastykową torbę z ciemnym ubraniem, butami i popelinowym płaszczem, i
drugą, mniejszą, z frotowym ręcznikiem i bielizną, i trzecią, najmniejszą, przez którą
prześwieca rewolwer i dwa zapasowe magazynki. Te trzy pakunki ściąga skórzanym paskiem.
Kawałkiem gumowego kabla przymocowuje bagaż na plecach.
W świetle ręcznej latarki Broniak przyciąga na skraj podziemnej platformy [ Pobierz całość w formacie PDF ]