[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szerokie okno restauracyjnego wagonu z natchnioną miną, jakby rzeczywiście rozmawiała z
samym Bogiem.
Coś ty tam zobaczyła, dziewczyno, za tym oknem? spytała ciotka zamówiwszy u
stewarda menu.
Pana Boga, cioteczko! Musiałam mu jeszcze raz podziękować za wszystko.
Jemu zawsze trzeba dziękować, dziecko, ale zajmij się teraz zupą, bo ci wystygnie. I
uważaj, żebyś się nie oblała, gdy pociąg zatrzyma się, albo wjedzie na rozjazdy.
Tak się cieszę, ciotuniu.
Na co? Na plamy na sukni?
Nawet na nie! Na wszystko i ze wszystkiego. Tyle dobrego mnie spotkało... od ciebie,
od kuzyna Ludwika, chociaż nie przysłał mi nawet kartki z Afryki.
Przyznam ci się, że ja też mam powody do radości. Zrobiłam w życiu wiele dobrego, a
nikt jeszcze nie dziękował mi tak jak ty starsza pani rzeczywiście była wzruszona. Nie
zawiodła się na Józefie. Bratanica okazała się skromną, zadowoloną z tego, co ma,
dziewczyną, w dodatku rozsądną i inteligentną. %7łe czasami palnie jakieś drobne głupstewko?
Boże, któż z nas nie popełnia błędów! Wszystkiego przecież w życiu można się nauczyć.
Jeżeli Józefa zechce, to na pewno w Szwajcarii zdobędzie wiedzę potrzebną na stanowisku,
które czeka ją za dwa lata.
Po przyjezdzie do Genewy Ilza postanowiła zostać z bratanicą kilka dni w hotelu, by dać
jej czas na oswojenie się z obcym miastem. Wybrały się na przejażdżkę po jeziorze, kilka
razy były w górach, ale najczęściej spacerowały ulicami malowniczej szwajcarskiej
metropolii. Dziewczyna ochłonęła po pierwszych wrażeniach i można było zawiezć ją do
pensjonatu.
Ilza wynajęła taksówkę i wraz z bagażami kazała jechać do położonej w górach
miejscowości Les Avants.
Pensjonat dla panien z zamożnych domów urządzono w dawnej rezydencji z ogromnym
tarasem, z którego rozciągał się piękny widok na jezioro Leman. W otaczającym willę parku
znajdowały się dwa korty tenisowe, jedyne nowoczesne akcenty kontrastujące z barokowym,
książęcym, można by rzec, przepychem.
Pani Sosbell, właścicielka pensjonatu, przyjęła Józefę bardzo serdecznie. Elegancka,
dystyngowana dama okazała się osobą bezpośrednią, niezwykle miłą i opiekuńczą. Po
omówieniu kilku najważniejszych spraw z ciotką lizą, zawołała jedną ze swoich wychowanek
i poprosiła, by zajęła się Józefą przedstawiła ją koleżankom i pokazała pokój. Pózniej
kazała im wrócić, by pożegnać się z ciotką.
O, mój Boże! Co za trudna chwila! Najchętniej Józefa uczepiłaby się spódnicy ciotki i nie
puściła jej z Genewy, ale ta zbeształa ją żartobliwym tonem:
Mam cię prowadzić za rączkę? Przecież już dawno nauczyłaś się chodzić.
Nie było rady. Gorzej chyba tu nie będzie, tym bardziej, że ciotka prosiła właścicielkę, by
nie mówiła nikomu o dotychczasowej pracy Józefy w pralni koszul. Poinformowała też panią
Sosbell o postępach swojej bratanicy i udzieliła wskazówek na przyszłość, by jak najbardziej
ułatwić adaptację dziewczyny do nowych warunków.
Niech pani cały czas pamięta, że panienka nagle została milionerką i, że dopiero za dwa
lata ma objąć kierownictwo firmy Schottlera wraz z swoim kuzynem. Uwzględniając te dwie
okoliczności, na pewno poradzi sobie pani z Józefą. Najważniejsze, żeby nauczyła się jak
najwięcej z dziedziny ekonomii i języków obcych. Historię, literaturę można potraktować
bardziej pobłażliwie.
Trudno zaprzeczyć, że przypadek Józefy przypomina raczej opowieść z krainy baśni.
Nasze wychowanki pochodzą z bardzo zamożnych rodzin i nasze polecenia traktują dość
lekceważąco. W zasadzie robią to, co chcą. Jak pani widzi, nie mamy tu z nimi łatwego życia,
pani Gerlach.
Pod tym względem z Józefą nie będzie pani miała kłopotów. Skromność, poczucie
obowiązku i radosne usposobienie są jej wrodzonymi cechami. Czasami potrafi być
opryskliwa i nazbyt wojownicza, ale proszę nie zapominać, że jeszcze kilka dni temu była
całkowicie zdana na siebie i sama decydowała o tym, co robi, choć muszę przyznać, że jej
opiekun, mecenas Kunze, zapewnił jej wszystko co było w jego mocy. Mój siostrzeniec,
Ludwik Brunner, który za dwa lata będzie wraz z Józefą kierował firmą Schottlera, jest
przerażony perspektywą współpracy z niedoświadczoną młodą dziewczyną i gdyby nie ja,
stara ciotka, pewnie doprowadziłby do zakwestionowania testamentu mojego brata.
Czas jednak na mnie. Z pewnością wkrótce odwiedzę bratanicę, przyjedzie też na
pewno jej opiekun, a pózniej być może także siostrzeniec, jeżeli wymagać tego będzie interes
firmy. W każdym razie o każdej wizycie będziemy panią wcześniej informować. Na ferie
zabiorę Józefę do siebie. Jeżeli uzna pani za konieczne, przyjadę tu po nią, choć, jak mi się
zdaje, sama poradzi sobie w podróży zupełnie dobrze.
Pożegnanie trwało krótko, bez wybuchów płaczu i czułych słów. Józefa zaaferowana już
nowym domem uroniła zaledwie kilka łez i pomachała ciotce wsiadającej do taksówki.
Józefa Hannemann, prasowaczka z pralni koszul, uboga sierota. została sama w jednym z
najlepszych pensjonatów nad Jeziorem Genewskim.
Listy od Józefy do ciotki lizy kursowały tam i z powrotem niemal codziennie. Ciotka
pisała szczegółowo o wszystkim, toteż pewnego dnia Józefa dowiedziała się, że kuzyn
Ludwik wrócił już z Afryki w towarzystwie pięknej jasnowłosej Szwedki i jej synka. Dama
została zatrudniona w dziale zagranicznym firmy Schottlera.
Violę Senholm Ludwik poznał w Biskrze, przywiózł ją do Niemiec, pomógł wynająć
mieszkanie w pobliżu fabryki, a chłopca umieścił w gimnazjum. O szczegółach ciotka nie
pisała.
Józefa od razu znienawidziła nieznajomą Szwedkę, sama nie wiedząc dlaczego. W
pierwszym odruchu napisała do ciotki:
Skoro mam być współodpowiedzialna za firmę, powjnno się chyba pytać mnie o zdanie,
kogo zatrudnić?
W odpowiedzi ciotka napisała:
Spróbuj na chwilę zejść z obłoków na ziemię, mój skarbie jeżeli Ludwik i najważniejsi
panowie w fabryce uznali za stosowne zatrudnienie kogoś, to ty, żółtodziobie, raczej się nie
wtrącaj. Mnie, prawdę mówiąc, ta kobieta się podoba. Prawdziwa dama. A chłopiec też
wygląda na dobrze ułożonego i ma zadatki na dobrego ucznia. Tobie zaś radzę nie czepiać się
ludzi, których nie znasz, a którzy w dodatku przeszli ostatnio tragiczne chwile. Od Ludwika
dowiedziałam się o niebezpieczeństwach, jakie groziły obojgu wskutek rozruchów w Algierii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]