
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu.
No to cieszę się, że ci się udało odpowiadam z uśmiechem.
Może to przez to, że nazwaliśmy rzeczy po imieniu, nagle robi mi
się głupio. Luke owi chyba też, bo kładzie się znowu na plecach,
zostawiając mi miejsce, żebym mogła się przytulić. Znowu zalega
niezręczna cisza.
Tym razem to ja ją przerywam:
Więc w tym poprzednim życiu... myślę, że miałam na imię
Heloiza. Albo Elżbieta. Nie, już wiem. Karolina.
Po chwili milczenia Luke przyłącza się do zabawy:
Dobre odpowiada szczerze. A ja byłem Beniamin.
Albo Wilhelm wtrącam.
O tak, to też dobre. Miałem na imię Wilhelm. Byłem
kamieniarzem.
Jasne, że tak. A ja zajmowałam się domem, wychowując trójkę
naszych dzieci: Elizę, Matyldę i...
Reksa, po naszym oswojonym dinozaurze.
REKSA? piszczę.
Nagle nagromadzona we mnie szczęśliwa nerwowość wyładowuje
się w jednym wybuchu. Zmieję się i nie mogę przestać. Dostałam
kompletnej głupawki. Luke śmieje się przez minutkę razem ze mną, a
potem uspokaja się i wpatruje we mnie ze zdziwieniem, podczas gdy ja
kulę się i krztuszę. Kiedy w końcu odzyskuję nad sobą panowanie, łzy
płyną mi po policzkach i bolą mnie mięśnie brzucha.
Tak zabawne, hę?
Wyrywa mi się jeszcze ściszony chichot, a potem prostuję się i
przygładzam koc na nogach.
Dosyć zabawne przyznaję. A może po prostu łatwo mnie
rozśmieszyć.
Aatwa dziewczyna żartuje.
Pochylam się i uderzam go na niby lewą ręką, a on ją
przytrzymuje.
Zaskakujesz mnie mówię, patrząc w niebo.
Jak to? pyta.
Większość chłopaków nie wymyśla takich historyjek
wyjaśniam ściszonym głosem, myśląc o chłopakach i mężczyznach,
których spotkam w życiu. Zwłaszcza wyglądających jak ty.
Większość dziewczyn, które wyglądają tak jak ty, robi za
gwiazdy odpowiada równie cicho. Ale ty nie lubisz wokół siebie
szumu. Masz jedną dobrą przyjaciółkę i po prostu żyjesz swoim życiem.
To mi się podoba.
Całuje mnie w rękę, aż przebiega mnie przyjemny dreszczyk.
Gdzie mieszkaliśmy? pytam, cofając łagodnie dłoń, żebym
mogła się wygodniej położyć. Wtulam się jeszcze mocniej w jego ciało.
Pomyślmy... Wydaje mi się, że mieszkaliśmy w... Irlandii
odpowiadam sobie.
Tak, racja zgadza się Luke i chętnie wraca do krainy marzeń.
I uprawialiśmy kartofle.
Byliśmy zapracowani mamroczę zmęczona. Tyle emocji,
śmiechu, ciepła: wszystko to mnie wyczerpało.
O tak. Bardzo, bardzo zapracowani.
Miałam rude włosy ciągnę i czuję się tak dobrze i bezpiecznie
jak we własnym łóżku. Oczywiście, tam nie byłoby ze mną Luke a, więc
cieszę się, że jestem tutaj.
Teraz masz rude włosy mówi.
Wiem. Myślę, że zawsze będę ruda.
Mam nadzieję. Uwielbiam twoje włosy.
Słowa Luke a są niewyrazne, a ja jestem zauroczona łagodnym
tonem jego głosu i rozległą czernią świata nad naszymi głowami.
Dzięki mówię cichutkim szeptem.
Oddech Luke a jest teraz miarowy, a mój się do niego dostraja.
Jestem wdzięczna losowi za ten dzień, za chłopaka, który leży obok, i za
koc, który nas grzeje.
W mojej głowie formułuje się niewyrazne pytanie: Która godzina?
Jest ulotne i pierzcha szybko, wyparte przez bardziej doniosłą i
cudowną myśl: chyba się zakochuję. Nie, wiem, że się zakochuję.
Zakochuję się w Luke u.
Zamykam oczy przytłoczona tym wszystkim, zamykam je tylko na
sekundę. Tylko na kilka sekund. Na minutkę.
A teraz jestem w Irlandii. A przynajmniej w tej Irlandii, jaką
widziałam na filmach. Stoję na ogromnym zielonym polu z niskim
kamiennym murkiem granicznym. Wiem, że to nasza ziemia, moja i
Luke a. Zbudowany z kamienia domek za nami, z kominem, z którego
bucha dym, też jest nasz. Luke obok mnie ma na sobie gruby wełniany
sweter w kolorze kości słoniowej i kraciasty szalik. Pali fajkę. Ale odkąd
to Luke pali fajkę? A co ważniejsze: co robimy w Irlandii? I dlaczego z
obnażonymi kłami galopuje na nas głodny Tyrannosaurus rex?
O nie. O NIE! Nie, nie, nie, nie, nie! To się nie może dziać
naprawdę.
Jakimś sposobem, gdzieś w głębokich zakamarkach mojej
świadomości pojawia się myśl, że śnię. Wiem, że ten odziany w
sweterek i pykający fajeczkę Luke nie jest prawdziwym Lukiem, nie jest
tym Lukiem, którego już nie pamiętam. Myśl o nim jest prawie w moim
zasięgu, ale za daleko. Jak wtedy gdy już chcesz coś powiedzieć, już
masz to na końcu języka, ale nagle nie potrafisz sobie tego przypomnieć.
We śnie wkładam ręce do kieszeni fartucha i gorączkowo szukam
notatki, której nie przygotowałam. Nie ma jej w moim śnie i nie będzie
jej, kiedy się obudzę. Nie ma notatki. Nie będzie wspomnienia.
Prawdziwy Luke już zniknął.
18
GDZIE JA JESTEM?! krzyczę przerażona.
Siadam i odrzucam koc, pod którym leżałam. Czyj to koc?
Rozglądam się dookoła.
Jestem w furgonetce. Jestem w furgonetce z obcym facetem.
Wyciągam szyję, żeby wyjrzeć przez okno, i zdaję sobie sprawę,
że jestem na jakimś kompletnym pustkowiu. W furgonetce! Gwałciciele
jeżdżą furgonetkami! Zastanawiając się, czy nie zostałam wykorzystana,
skupiam uwagę na swoich miejscach intymnych, szukając śladów
czegoś nagannego. Wygląda na to, że miejsca intymne pozostały
intymne, ale nie mogę mieć pewności.
Ogarnia mnie histeria i znowu krzyczę, tym razem głośniej:
GDZIE JESTEM?!
Mój głos wyrywa nieznajomego ze snu.
Hę? mówi z chrypką, gapiąc się na mnie jak na wariatkę.
Mruga kilkakrotnie, a potem potrząsa głową, jakby budził się z jakiegoś
koszmaru. Co się... Siada i wygląda przez okno. Nie! krzyczy.
O, nie! Ale wtopa! Już rano!
To akurat jasne jak słońce, myślę, ale nie mówię tego na głos.
Mogłoby to na niego podziałać jak płachta na byka.
Która godzina? pyta pod nosem.
Gorączkowo próbuje się wyplątać z koca, który ściskam w
dłoniach i dopiero teraz puszczam. Nieznajomy wyswobadza się i
otwiera boczne drzwi. Wyskakuje z wozu, zasuwa drzwi i siada za
kierownicą. Chwilę pózniej rozlega się ryk silnika.
Musimy jechać mówi, poprawiając wsteczne lusterko.
Będziesz siedzieć z tyłu? pyta.
Myślę, że jakby co, łatwiej mi będzie wyskoczyć z fotela pasażera,
więc przemieszczam się na przód. Siadam i z ręką mocno zaciśniętą na
klamce obserwuję, jak tajemniczy chłopak cofa wóz sprzed ogrodzenia z
drutu kolczastego i wjeżdża na wysypaną żwirem drogę.
Dobrze się czujesz, London? pyta, gdy skręcamy w ulicę
jakiegoś osiedla.
Przynajmniej wie, jak mam na imię. I wygląda na mojego
rówieśnika. Możliwe, że wpakowałam się w tę sytuację dobrowolnie, a
potem zapomniałam ją zapisać.
London? pyta, spoglądając na mnie oczami, jakich nie
powstydziłby się żaden gwiazdor filmowy.
W jego głosie słychać obawę i to mnie trochę uspokaja i dobrze,
bo jestem bliska ataku paniki.
Nic mi nie jest odpowiadam i odwracam się od niego w stronę
okna.
Tak mi przykro mówi. Kiedy nie odpowiadam, dodaje: [ Pobierz całość w formacie PDF ]