[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedzenie i jest w dużo lepszym stanie psychicznym.
I mniej niż kiedykolwiek ma ochotę ustępować Szaronowi.
- Więc?
Bankier pochylił się jeszcze bardziej i zapytał:
- Czy sądzi pan, że to by powstrzymało Szarona przed po zbyciem się Abu Amara?
Nienawidzi go, uważa za zatwardziałego terrorystę, wroga Izraelczyków.
- Chce pan powiedzieć, że mógłby go zamordować?
Bankier odsunął się trochę i wypił łyk wina.
- Dlaczego Izraelczycy odwiedzają teraz siedzibę Abu Kazara?
Nie prowadzi już żadnych rokowań.
- Nie odgrywa już aktywnej roli, lecz jest jednym z założycieli OWP1, człowiekiem
szanowanym.
- Ale nie może być wspólnikiem w tym przedsięwzięciu.
- Naturalnie, że nie! - odrzekł bankier.
- Nawet jeśli domyśla się co szykuje Szaron.
Potem zostałby postawiony wobec faktów dokonanych. Amerykanie, którzy jedzą z ręki
Izraelczykom, namawialiby go, żeby zajął miejsce Abu Amara...
- To bzdura - powiedział Malko.
- Nie udałoby się... Ahmed Nuseirat zaprzeczył ze smutnym uśmiechem.
- Przypomina pan sobie, co się stało w 1982 roku w Libanie? Szaron miał sojusznika, Beszira
Gemajela, który został prezydentem Libanu. Szaron chciał się wydostać z libańskiego gniazda os.
Zażądał od Gemajela, by zawarł separatystyczny pokój z Izraelem. To byłoby imponujące
zwycięstwo polityczne Szarona. Beszir Gemajel odmówił. Szaron naciskał. Ostatecznie pewnego
dnia Gemajel powiedział mu: Dobrze, podpiszę ten separatystyczny pokój. Lecz do tej pory miał
pan żywego przy jaciela, a wkrótce będzie pan miał przyjaciela martwego... - Nie zdążył niczego
podpisać - zauważył Malko.
- Właśnie - potwierdził bankier.
- Dwustukilowy ładunek wybuchowy eksplodował nad jego biurem. Syryjczycy.
Nie mogli się zgodzić na separatystyczny pokój Libanu z Izraelem.
Dziś Szaron może zlikwidować Arafata i wprowadzić na jego miejsce Abu Kazara.
To się skończy krwawo.
- Szaron musi o tym wiedzieć - powątpiewał Malko.
Bankier podniósł oczy ku niebu.
- W Libanie też wiedział, że to nie może się udać...
Po mimo to spróbował. Taki właśnie jest Szaron.
Zapadło milczenie.
Pod stołem noga Zahry Nuseirat nie odrywała się od nogi Malko.
Albo była królową prowokatorek albo mąż jej nie wystarczał.
Organizacja Wyzwolenia Palestyny.
Ahmed Nuseirat spojrzał na swojego imponującego breitlinga aerospace z masywnego złota i
powiedział: - Będę musiał już iść.
Mam nadzieję, że pana nie zanudziłem moimi absurdalnymi pomysłami...
Malko nie odpowiedział. Bankier nie wiedział o innych dziwnych wydarzeniach ostatnich
tygodni.
W powiązaniu z nimi to, co mówił, nabierało tylko większego znaczenia.
Jednak brakowało jednego elementu w tej układance. Izraelczycy nie byli na tyle szaleni, by
otwarcie zlikwidować Jasera Arafata. Jeśli hipoteza Nuseirata była trafna, pozostawało jeszcze coś
o czym Malko powinien się dowiedzieć.
Bankier zamienił kilka słów po arabsku z żoną, uścisnął rękę Malko i ruszył do wyjścia,
pozdrawiając po drodze Józefa, który siedział przy innym stoliku. Zahra odsunęła trochę nogę i
wyjęła z torebki paczkę marlboro.
Malko zapalił jej papierosa swoją zapalniczką marki Zippo z emblematem CIA.
- Ja także panią zostawię - powiedział.
- Wraca pan do Jerozolimy?
- Tak. Chcę spędzić dzisiejszy wieczór w American Golony, a jutro wyjadę do Tel Awiwu.
Wydmuchnęła powoli kłąb dymu i powiedziała tonem pełnym niedomówień:
- Mam nadzieję, że jest pan zadowolony ze swojego pobytu w Ramalli.
Wpatrywała się w niego wyzywająco.
- Całkowicie - powiedział Malko.
- Mam nadzieję, że zobaczę panią jeszcze kiedyś.
- Inszallah... Chodzmy.
Józef zabierze pana na check point.
Podniosła się, prawie obojętna.
Tak jak Malko pragnął. Wyszli razem.
Patrzył, jak wsiada do swojego niebieskiego BMW coupe i przesyła mu dyskretny gest
pożegnania.
Józef usiadł obok Malko w daewoo, uśmiechnięty i niewzruszony, po czym zaproponował:
- Pojedziemy przez skrzyżowanie Hąjoszi, tam jest mniej ludzi niż przy check point na głównej
drodze.
Poprowadził Malko na szczyt małego wzgórza. Przed nimi palestyński check point umocniony
workami z piaskiem pilnował wjazdu na drogę o dwóch jezdniach, rozdzielonych rzędem
rachitycznych palm, która opadała łagodnie na dno niewielkiej doliny, by wznieść się następnie na
przeciwległe zbocze. Przed nimi jeden z pasów ruchu był prawie zupełnie zagrodzony płonącym
wrakiem autobusu. Józef zamienił kilka słów z palestyńskim żołnierzem i powiedział:
- Właściwie przejście jest dzisiaj zamknięte, ale pojedziemy to sprawdzić.
Niech pan jedzie bardzo wolno. Widzi pan biały budynek z czerwonym dachem po lewej
stronie?
- Tak.
- To jest City Hotel, który oznacza początek strefy C. Stamtąd izraelscy snajperzy podburzają
chebabi, by rzucali kamieniami w blokadę na dole.
Malko ruszył z prędkością dwudziestu kilometrów na godzinę, omijając resztki autobusu.
- Izraelska rakieta - stwierdził Józef. [ Pobierz całość w formacie PDF ]