[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opanować.
- Jej choroba była zaskoczeniem. Zmierć nie.
- Musiało być ci ciężko.
- Myślałam... To było straszne, kiedy zginął mój ojciec. Wtedy również
wszystko się zmieniło, ale przynajmniej ja i mama miałyśmy siebie nawzajem.
- Ile miałaś lat, kiedy twój ojciec...
- Zginął? - dokończyła, kiedy zająknął się na tym słowie. - Jedenaście.
Wypadek na budowie. Spadł. - Umilkła, zamyślona. - Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, że nagła śmierć może być błogosławieństwem.
- Nie - zaoponował Kyle. - Powinno się mieć czas, by dopowiedzieć
wszystko do końca, czas, by się przygotować...
- Ty też kogoś straciłeś - domyśliła się Meredith. Wyraz jego twarzy
zmienił się. Miał się teraz na baczności, zamknął się w sobie. Od odpowiedzi
uratowała go kipiąca woda, sycząca na gorącej kuchence.
RS
- Cholera! - wykrzyknęła Meredith i rzuciwszy się do kuchni, odstawiła
garnek, przykręciła gaz i odlała trochę wody.
Niespodziewanie Stacy zapłakała żałośnie.
Rzuciwszy szybkie spojrzenie w stronę spaghetti, by się upewnić, że
wszystko w porządku, Meredith odpięła szelki w nosidełku i wzięła dziecko na
ręce.
- Pewnie się nałykała powietrza.
- Powietrza?
- Czasami dzieci podczas karmienia łykają powietrze i to je potem męczy.
Dlatego właśnie mamy czekają, aż się dzieciom odbije.
%7łeby podkreślić swe słowa, rytmicznie poklepywała Stacy po pleckach.
Po dłuższej chwili jej wysiłki zostały uwieńczone potężnym beknięciem.
Stacy zagruchała radośnie i uśmiechnęła się do mamy. Jednak gdy
Meredith spróbowała włożyć ją z powrotem do nosidełka, zbuntowała się.
- Ja ją potrzymam - zaproponował Kyle.
- Jesteś pewien?
- Nie mamy chyba ochoty na rozgotowane spaghetti?
- No, to spróbujmy. - Meredith podniosła dziecko i położyła Kyle'owi na
kolanach.
Kyle ułożył Stacy tak, by widziała Meredith, i niemowlę uspokoiło się.
- Widzę, że radzisz sobie coraz lepiej - zauważyła Meredith, odcedzając
spaghetti.
- To nie ma nic do rzeczy - odparł Kyle, pozwalając, by Stacy zacisnęła
swą maleńką piąstkę na jego palcu. - Myślę, że ona się do mnie przyzwyczaja.
- Uhm - przyznała Meredith z roztargnieniem. Stacy naprawdę
przyzwyczajała się do Kyle'a. Od tej nocy, kiedy przytuliła się i usnęła w jego
ramionach po napadzie kolki, czuła się przy nim swobodnie. Meredith uważała
to za naturalne. W końcu był jedyną istotą ludzką oprócz niej samej, którą Stacy
widywała regularnie. Prawdopodobnie codzienne obcowanie z mężczyzną było
RS
dla niej korzystne, jako że nie miała przecież kontaktu z ojcem. Mimo to
Meredith ogarniały wątpliwości, czy mądrze postępuje.
Czy powinna specjalnie zniechęcać go do brania Stacy na ręce, tak żeby
dziecko nie tęskniło za nim, kiedy się wyprowadzą? A może powinna go do tego
zachęcać, żeby nie bała się mężczyzn, kiedy będzie starsza?
Trudne pytania. Meredith zadrżała. Jeśli już teraz wszystko jest takie
skomplikowane, co będzie, gdy Stacy podrośnie i spyta, czemu nie ma tatusia
jak inne dzieci?
Wyłożyła spaghetti na salaterkę i zaniosła na stół. W końcu nikt nigdy nie
twierdził, że macierzyństwo będzie łatwe.
Kiedy posiłek był już na stole, wzięła Stacy z kolan Kyle'a.
- Okay, malutka, wracamy do nosidełka.
Stacy spokojnie obserwowała, jak nie spiesząc się, jedzą obiad. Kiedy
skończyli, Kyle pochwalił posiłek, po czym przeprosił Meredith, wziął teczkę i
poszedł do jadalni, żeby przejrzeć jakieś dokumenty przywiezione z biura.
Meredith właśnie kończyła pracę w kuchni, gdy znowu pojawił się, niosąc
czek.
- Dzisiaj piętnasty - rzekł, kładąc czek na blacie przy nosidełku Stacy.
- Wypłata.
Meredith z trudem opanowała się by nie chwycić go i nie spojrzeć na
wypisaną sumę. Zamiast tego cicho podziękowała.
- Pewnie masz jakieś specjalne plany na wolne popołudnie.
- Niewielkie sprawunki. Kupiłam już parę osobistych drobiazgów dla
siebie i Stacy. Zapisałam wszystko. Dam ci ten wykaz, żebyś mógł odpisać
wydatki z mojej pensji.
Kyle westchnął. Miał dużo pieniędzy, znaczyły więc dla niego mniej niż
dla niej. Gdyby nie była tak śmiertelnie poważna, odparłby, żeby się nie
przejmowała tymi paroma dodatkowymi drobiazgami. Ponieważ jednak było to
dla niej sprawą honoru, powstrzymał się od tej uwagi.
RS
- Zatrzymaj ten wykaz do końca miesiąca. Z pewnością potrzebujesz
jeszcze wielu rzeczy, a następny czek będzie większy.
Milcząc skinęła głową, dziękując mu w ten sposób za to, że pozwolił jej
zachować godność podczas tej małej manifestacji samodzielności.
Kyle z wahaniem wymówił jej imię. Wciąż patrząc mu w oczy, Meredith
przekrzywiła głowę.
- Chodzi o kota. [ Pobierz całość w formacie PDF ]