
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A potem w zupełnie nienormalnym miejscu, tuż koło słońca, pojawił się czerwony księżyc. Na jego widok słońce
zaczęło miotać ku niemu wielkie jęzory purpurowego ognia, jak ośmiornica pragnąca zagarnąć zdobycz w swoje
macki. Być może księżyc przyciągał słońce, w każdym razie zbliżyło się ku niemu, najpierw powoli, potem coraz
prędzej i prędzej, aż w końcu długie promienie otoczyły mniejszą kulę i obie stały się jedną wielką bryłą,
rozżarzoną jak płonący żużel. W morze spadły strumienie płynnego ognia, wzbijając obłoki pary. Wówczas Aslan
powiedział:
Teraz uczyń koniec.
Olbrzym cisnął swój róg do morza. Wyciągnął poprzez niebo rękę czarną i długą na tysiące mil aż dosięgnął
słońca. Pochwycił je i ścisnął jak pomarańczę. I nagle zrobiło się zupełnie ciemno.
Wszyscy, prócz Aslana, odskoczyli do tyłu przed lodowatym podmuchem, który wtargnął przez Drzwi. Odrzwia
pokryły się soplami.
Piotrze, Wielki Królu Narnii rzekł Aslan zamknij Drzwi!
Dygocąc z zimna, Piotr wychylił się w ciemność i pociągnął Drzwi ku sobie. Lód zachrzęścił i Drzwi się
zatrzasnęły. Potem, z pewnym trudem, bo ręce mu zgrabiały i zsiniały, wyjął złoty klucz i zamknął je.
Przez te Drzwi zobaczyli dziwne rzeczy. Ale najdziwniejsze widzieli teraz wokół siebie: znajdowali się w ciepłym
świetle dnia, z błękitnym niebem nad głowami, z kwiatami u stóp i śmiechem w oczach Aslana.
Lew okręcił się błyskawicznie w miejscu, przyczaił, uderzył ogonem po bokach i wystrzelił w powietrze jak złota
strzała.
Dalej w głąb! Dalej wzwyż! zaryczał w skoku, odwracając do nich głowę. Ale kto mógłby dotrzymać mu
kroku? Ruszyli za nim na zachód.
A więc powiedział Piotr wieczna noc spadła na Narnię. Cóż to, Ausiu? Chyba nie PAACZESZ? Z
Aslanem przed nami, z tym wszystkim wokół nas?
Nie wymawiaj mi tego, Piotrze odpowiedziała Aucja. Jestem pewna, że Aslan by tego nie zrobił. Jestem
pewna, że nie ma nic złego w opłakiwaniu Narnii. Pomyśl o tym wszystkim, co leży martwe i zamarznięte za tymi
Drzwiami.
Tak, ja też MIAAAM wielką nadzieję, że to będzie trwało wiecznie odezwała się Julia. Wiem, że nasz
świat kiedyś się skończy. Ale nie myślałam, że nastanie kiedyś koniec Narnii.
Widziałem jej narodziny rzekł lord Digory. Nie sądziłem, że będę jeszcze żył, gdy nadejdzie jej koniec.
Przyjaciele powiedział Tirian nie ma nic złego w tym, że te szlachetne panie płaczą. Spójrzcie, ja też ronię
łzy. Ujrzałem śmierć mojej matki. Nigdy nie znałem innego świata prócz Narnii. Nie opłakiwać jej? Nie byłoby to
cnotą, lecz brakiem czułości.
Odeszli od Drzwi i od karłów, które wciąż siedziały ponuro w nie istniejącej już Stajni. A kiedy szli, rozmawiali o
dawnych wojnach i o czasach pokoju, o starożytnych królach i wszystkich minionych świetnościach Narnii.
Psy wciąż im towarzyszyły. Od czasu do czasu brały udział w rozmowie, ale przede wszystkim hasały po łąkach,
wyrywając się w szalonym pędzie do przodu, powracając, obwąchując trawę i kwiaty, kichając i znowu pędząc
wokoło. Nagle zwęszyły jakiś trop, który wprawił je w wielkie podniecenie i wywołał ożywioną dyskusję.
Tak, to jest to. Nie, to nie to. To jest właśnie to, o czym mówiłem. Czy ktoś wyczuwa, co to naprawdę
jest? 'Zabierz stąd swój wielki nochal i pozwól powąchać innym.
Cóż tam macie, krewniacy? zapytał Piotr.
To jakiś Kalormeńczyk, panie odpowiedziało natychmiast kilka głosów.
Prowadzcie więc nas do niego rzekł Piotr. Powitamy go z radością, jeśli wyciągnie ku nam rękę, ale
spotkamy się z nim równie ochoczo, jeśli będzie czekał na nas z nagą szablą.
Psy pognały za tropem i za chwilę, ujadając głośno, powróciły w takim pędzie, jakby od tego biegu zależało ich
życie. Oznajmiły, że rzeczywiście znalazły Kalormeńczyka. (Mówiące psy, podobnie jak zwykłe, zachowują się
tak, jakby to, co robią w danej chwili, było niezwykle ważne.)
50
Psy zaprowadziły ich do rosnącego nad przejrzystym strumieniem kasztana. Siedział tam Emet, młody
Kalormeńczyk, który tak bardzo pragnął zobaczyć swojego boga. Na ich widok powstał i skłonił się z powagą.
Wasza wielmożność rzekł do Piotra nie wiem, czy przybywasz jako przyjaciel, czy jako wróg, lecz
poczytam sobie za wielki honor i jedno, i drugie. Czyż bowiem jeden z poetów nie powiedział, że szlachętny
przyjaciel jest darem najwspanialszym, a darem następnym co do wspaniałości jest szlachetny wróg?
Panie rycerzu odrzekł Piotr nie znajduję żadnej przyczyny, dla której miałby nas dzielić wyciągnięte
miecze.
Powiedz nam, kim jesteś i co się z tobą działo? zapytała Julia.
Jeżeli ma to być dłuższa opowieść, to napijmy się i usiądzmy zaszczekały psy. Jesteśmy bardzo zdyszane.
No i trudno się temu dziwić zauważył Eustachy skoro wciąż latacie tam i z powrotem z wywieszonymi
językami.
Tak więc ludzie posiadali na trawie, a kiedy psy hałaśliwie zaspokoiły pragnienie, uczyniły to samo, wspierając się
na przednich łapach i przechylając łby na bok, aby lepiej słyszeć. Tylko Klejnot stał, polerując sobie róg o swój
biały jedwabisty bok.
Rozdział 15
DALEJ WZWY%7ł I DALEJ W GAB
Wiedzcie, o waleczni królowie zaczął Emet i wy, szlachetne panie, których piękność rozjaśnia wszechświat,
że jestem Emet, siódmy syn Harfy Tarkaana z miasta Tehiszbaan, leżącego na zachód od Wielkiej Pustyni. W
ostatnich dniach przybyłem do Narnii wraz z dwudziestoma dziewięcioma towarzyszami pod wodzą Riszdy
Tarkaana. Kiedy dowiedziałem się, że czeka nas wyprawa do Narnii, moje serce wypełniła radość, wiele bowiem
słyszałem o waszym kraju i pragnąłem spotkać się z wami na polu bitwy. Lecz kiedy odkryłem, że mamy tu przyjść
w przebraniu kupców co jest niegodne rycerza i syna Tarkaana i działać posługując się kłamstwem i pod-
stępem, radość opuściła moje serce. A kiedy powiedziano nam, że musimy czekać na zdradę małpy, a pózniej, że
Tasz i Aslan to jedna osoba, wówczas świat pociemniał w moich oczach. Albowiem służyłem Taszowi wiernie od
czasu, gdy byłem małym chłopcem, i zawsze marzyłem o tym, aby poznać go lepiej, a jeśli to będzie możliwe, aby
spojrzeć w jego oblicze. A imienia Aslana nienawidziłem z całego serca.
I oto, jak sami widzieliście, wzywano nas wszystkich noc po nocy przed pokrytą słomą szopę i rozpalono wielkie
ognisko, a małpa wyprowadzała z szopy jakieś czworonożne stworzenie, którego nigdy nie widziałem dokładnie, a
ludzie i zwierzęta oddawali mu pokłony. Ja jednak myślałem: Oto Tarkaan daje się oszukiwać małpie, bo przecież
to wyprowadzane ze Stajni zwierzę nie jest ani Taszem, ani żadnym innym bóstwem. Ale kiedy przypatrywałem się
uważnie twarzy Tarkaana i słuchałem bacznie tego, co mówił do małpy, zmieniłem zdanie, ponieważ stało się dla
mnie jasne, iż Tarkaan sam nie wierzy w to wszystko. I wtedy zrozumiałem, że on w ogóle nie wierzy w Tasza, bo
gdyby wierzył, to czyż ośmielałby się z niego szydzić?
Kiedy to pojąłem, wielki gniew wypełnił moje serce i dziwiłem się, dlaczego prawdziwy Tasz nie spali małpy i [ Pobierz całość w formacie PDF ]