[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym niepokoić. Oddech w porządku. Sądzę, że sobie z tym poradzi.
- Tak, ale na jak długo? Jeśli umrze, Gilden będzie rozpowiadał, że
to myśmy go zabili.
- Wiem o tym, ale jest mi to obojętne. Czy pan się tym martwi,
doktorze Keith?
- Jest mi równie obojętne jak pani, co powie Gilden. Mogę
udowodnić, jak błędnie postąpił, a także to, kto go rzeczywiście zabił.
Nie mam zamiaru pozwolić Turnerowi umrzeć, bez walki o jego
życie. A poza tym, Amy, mam na imię Jeff.
Położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się.
- Dziękuję, Jeff. To wspaniale, że mamy teraz przynajmniej
jednego porządnego lekarza w okolicy.
- To jest sprawa, o której porozmawiamy jeszcze pózniej - odparł
Jeff z kamienną twarzą.
Turner spał spokojnie i Amy z Jeffem wykorzystali tę okazję, aby
chwilę odpocząć na zewnątrz.
47
RS
Noc była cicha i wypełniona blaskiem księżyca. Czarodziejskie,
srebrne błyski światła muskały gałęzie, jakby chciały wnieść nowe
życie w stare, obumarłe przed kilkoma dniami liście.
Szli wolno w dół wąską drogą; szczupła, zgrabna dziewczyna w
bieli i silny mężczyzna.
Ktoś palił niedaleko drzewo pinii, którego przyjemny zapach,
przypominający unikalne perfumy, docierał do nich na górę.
Panująca wokół cisza i spokój udzieliły się Jeffowi i Amy Coates.
%7ładne z nich nie czuło potrzeby rozmowy, aż do chwili, gdy odkryli
w pewnym miejscu zwalone przez piorun drzewo, które, zgięte
silnymi wiatrami, tworzyło ławkę. Usiedli na nim.
- Musiała być wspaniałą kobietą - powiedziała nagle Amy Coates z
cieniem uśmiechu.
Jeff wzdrygnął się.
- Kto? Ach, zgadła pani, że myślałem o swojej żonie.
- Nie zgadłam tego. Wyczytałam to z pańskiej twarzy.
- Czy słyszała pani o niej? O tym, kim była?
- Tak. Chcę być z panem całkiem szczera. Gdy zobaczyłam znak na
pana samochodzie, poprosiłam Mike'a Darrina, aby wykorzystał
swoje znajomości. Potem przeczytałam kilkanaście nowojorskich
gazet. Wybrałam wszystko o pańskiej żonie. Musiała być równie
utalentowana jak piękna. Musiał to być dla pana straszny szok...
Jeff milczał przez pewien czas, zanim odpowiedział.
- Tak, rzeczywiście tak było. Ale jeszcze bardziej niż śmierć mojej
żony... Czy do tego również pani doszła?
Skinęła głową.
- Rozmawialiśmy z kimś ze szpitala. Jego głos był zimny jak lód.
- Rozumiem. Byli państwo...
- Proszę, Jeff. Niech pan nie będzie na mnie zły. Nie wchodziliśmy
w nic osobistego, chcieliśmy tylko wiedzieć, czy nie stracił pan swej
lekarskiej licencji.
- Powiedziałem pewnemu słynnemu chirurgowi, co myślę o jego
postępowaniu i o jego sławie, a także, co smutne, o jego etyce. Potem
bardzo mocno go uderzyłem. Jest sławny, ja taki nie byłem. Był o
48
RS
wiele starszy i, być może, mądrzejszy, ale zapominał o pacjentach.
Dokładnie tak samo jak Gilden nie dokończył operacji. Moja żona
zmarła...
- Mike Darrin uważa, że został pan okrutnie potraktowany, ja też
tak myślę. Oboje jesteśmy przekonani, że doktor Klee jest
napuszonym ważniakiem.
Jeff zaśmiał się krótko.
- Z pewnością. Lecz poza tym jest wszechstronnie uzdolniony, a ja
w niczym nie miałem racji. Upierałem się przy tym, że mógł usunąć
guz. On powiedział, że Diana umarłaby na stole. Wolałbym, żeby
umarła w takich okolicznościach niż to, że przerwano operację, nie
dając jej najmniejszej szansy.
- Jednak kolegium szpitala nie zgadzało się z pańskim zdaniem?
Jeff potrząsnął ze smutkiem głową.
- Oni byli w stu procentach przeciwko mnie. I oczywiście byli w
porządku. Tak samo jak Klee. To główna przyczyna tego, że nie chcę
już praktykować. Na pewno nie w Nowym Jorku. Tu także nie chcę
brać w tym udziału. Nie mam już zaufania do swej diagnozy. Gdybym
choć raz błędnie postąpił, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
- Wydaje mi się, że u Turnera znalazł pan wyjście.
- Niezupełnie. I nie będziemy za bardzo ganić Gildena. Nie ma zbyt
wielu chirurgów, którzy posługują się techniką Whipple'a.
Przypadkowo ja byłem jednym z nich - a Gilden jej nie znał.
- Nigdy dotąd nie widziałam czegoś takiego. Gdy wróciłam po
operacji do domu, od razu zadzwoniłam do Mike'a Danina i wszystko
mu opowiedziałam. Prawie nie chciał w to uwierzyć. Pod jabłonią,
bez pomocy...
- Nigdy nie miałem zręczniejszej i bardziej doświadczonej pomocy
i to może pani również powiedzieć swojemu doktorowi Mike'owi.
- Dziękuję, Jeff! - spojrzała na niego promiennym wzrokiem. - Nie
mogliśmy mu zrobić transfuzji krwi, ale wierzę, że sobie poradzi.
- Turner to twardy góral, z zadziwiająco mocnym sercem i dużą
siłą wewnętrzną, Amy. To jest to, co pozwoli mu przeżyć, jeśli rak nie
zdążył się rozprzestrzenić.
49
RS
- Czy zrobił pan biopsję?
- Tylko powierzchowną, ale tu wszystko jest w porządku. Być
może dostaniemy ostateczną od-powiedz na czas.
- Też mam taką nadzieję, Jeff. Czy mogę zapytać pana o coś
osobistego?
- Oczywiście. Niech pani wali.
- Czy zostanie pan tu w górach, Jeff? Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Jeszcze nie podjąłem decyzji. Jedno mogę pani
powiedzieć już teraz, Amy. Nie otworzę praktyki. Ten przypadek był
wyjątkiem. Jako lekarz, musiałem pomóc temu człowiekowi.
- Szkoda! To była rzeczywista przyczyna mojego pytania. Lecz to
pan wie najlepiej, co robić i ja będę respektować pańską decyzję.
- Dziękuję, Amy. Będę dbał o Turnera i zajmę się nim. Jeśli wyjadę
stąd dziś wieczorem, to pojadę do miasta, żeby przywiezć trochę
antybiotyków. Te, które miałem, zdążyłem wykorzystać.
- Ależ, Jeff! Pracował pan tak długo, a to daleka droga.
- Wiem o tym, ale cóż mogę zrobić?
- Zadzwonię do Mike'a Darrina. On skompletuje wszystko, czego
pan potrzebuje, przekaże rzeczy do autobusu, który przejeżdża
siedem mil stąd na północ. Pojadę tam i przywiozę panu te rzeczy.
Tak będzie szybciej i prościej.
- To wspaniale. Zrobię listę, ale nalegam, żebym to ja poszedł na
przystanek.
Wolno wracali do chaty. Zwiatło księżyca zbladło, a droga była
nierówna. Gdy Amy potknęła się, Jeffowi udało się ją podtrzymać.
Tylko przez chwilę opierała się na jego piersi, jednak wystarczająco
długo, aby zaniepokoiły go jej szare oczy.
Nagle wspięła się na czubki palców i pocałowała go.
- To jedyny sposób, w jaki mogę panu podziękować, Jeff. Pomógł
pan mi i biednemu człowiekowi, który tak bardzo potrzebował
pańskiej pomocy.
- Honorarium było hojne - uśmiechnął się Jeff. -Jest pani bardzo
miła, Amy, i mam nadzieję, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.
- Och, ja natomiast wierzę, że już nimi jesteśmy, Jeff.
50
RS
Uścisnął jej dłoń. Przez chwilę szli w milczeniu obok siebie. Potem
Jeff zaczął nagle mówić o czymś innym: [ Pobierz całość w formacie PDF ]