
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykład, że obowiązuje nieformalne porozumienie, iż Rosjanie co dzień między czwartą
a piątą trzydzieści po południu wystrzeliwują kilkadziesiąt pocisków artyleryjskich, my
zaś strzelamy od trzeciej do czwartej trzydzieści. Naturalnie wszystkie pociski padały
idealnie na ziemi niczyjej , nie czyniąc nikomu krzywdy. Taka aktywność zadawalała
generałów po obu stronach linii frontu. Jeśli wypadła jakaś strzelanina z karabinów
maszynowych czy broni małokalibrowej, to strzelano oczywiście w powietrze. Jeśli
Rosjanie wystrzeliwali czerwoną rakietę sygnalizacyjną o czterech gwiazdach, oznaczało
to, że jest u nich inspekcja ze sztabu i dla zachowania pozorów muszą trochę postrzelać
z broni automatycznej. Gdy inspekcja odjeżdżała, wystrzeliwali zieloną rakietę. Mieliśmy
ustalone wszelkiego rodzaju sygnały i oczywiście składaliśmy sobie wizyty, zapraszając
się nawzajem na kolację i wódkę. Wymienialiśmy się i handlowaliśmy wszystkim, czego
tylko dusza zapragnie: sznapsem, tytoniem, konserwami, kilimami, bronią, zegarkami,
gazetami i magazynami ilustrowanymi. Magazyny były bardzo poszukiwane, a jeśli
natrafiliśmy w nich na jakieś ilustracje, które uznaliśmy za szczególnie interesujące,
przechodziliśmy na drugą stronę, aby przetłumaczono nam tekst. Rosjanie naturalnie
postępowali w ten sam sposób.
Tak więc letnie miesiące minęły nam w spokoju, choć nieco monotonnie. Podczas
odpoczynku na naszych kwaterach w Achtyrce musieliśmy pomagać w szkoleniu
rekrutów, którzy napływali z Niemiec niekończącym się strumieniem. Szkolenie
rekrutów to nudne zajęcie, szczególnie gdy nie widać efektu wkładanego w tę pracę
wysiłku.
Wykonaliśmy w tym czasie jedno mistrzowskie posunięcie, polegające na
uwolnieniu pewnej ciężarówki z osiemnastu butelek i pięćdziesięciolitrowej baryłki
bardzo dobrej, francuskiej brandy. Na tym zdrowym fundamencie zorganizowaliśmy
prawdziwą ucztę. Pięć butelek trunku wymieniliśmy na trzydzieści jaj, trzy kurczaki,
sześć kilo ziemniaków oraz trochę śliwek i pomidorów w puszkach. Następnie
nafaszerowaliśmy kurczaki śliwkami, ziemniakami i innymi różnościami, polaliśmy
wszystko butelką koniaku i zaprosiliśmy rosyjskich gospodarzy do naszych kwater na
przyjęcie. Porta pożyczył kozackiego konia (należał do jednego z kozackich ochotników
walczących po stronie Niemiec), ale ponieważ nigdy wcześniej nie siedział na koniu,
wydarzenie skończyło się tym, że zwierzę skręciło kark. Kozak stał się nieprzyjemny
i musieliśmy go związać. Potem położyliśmy go wraz z jego martwym koniem na
drewnianej tratwie, którą puściliśmy z biegiem rzeczki przepływającej przez wieś. Jeden
z Rosjan zapytał, czy możemy zastrzelić jego kota, który kradnie kury, i Porta też
zorganizował to w sposób budzący powszechną aprobatę. Co prawda ów kot nie zginął
na skutek wysiłków Porty, ale gdy polowanie zostało przerwane z braku amunicji, nasz
dzielny strzelec miał na koncie zabitego psa i trzy kury, zranił też krowę i kozę, a także
przestrzelił kapelusz starego Rosjanina właściciela kota, który był przyczyną, całego
zamieszania. Rosjanin pocieszał Porte, mówiąc, że tego kota wprost niezwykle trudno
trafić.
Pewnej nocy ukradliśmy 89 pułkowi artylerii, stacjonującemu w pobliskiej wsi
Staraja, studwudziestokilogramową maciorę, po czym długo siedzieliśmy w naszej
latrynie, pałaszując gotowaną wieprzowinę, popijając ją wódkę i grając w karty.
Stary wyrwał też w tym czasie Porcie ząb. Przez długi czas Porta cierpiał na
straszliwy ból zęba, ale nie miał odwagi udać się do dentysty. Próbowaliśmy starego triku
polegającego na obwiązaniu zęba nitką i umocowaniu drugiego jej końca do klamki
drzwi, ale podczas tej próby nitka się urwała. Wtedy nasz stary Rosjanin wyciągnął skądś
kleszcze dentystyczne. Skrępowaliśmy więc Porte sznurem i Stary wyrwał mu ząb.
Okazało się jednak, że nie był to właściwy ząb i całą operację trzeba było powtórzyć.
Niezamierzona pomyłka spowodowała, że Porcie pozostał z przodu tylko jeden i do tego
całkiem czarny ząb, więc Stary zdecydował się usunąć również i ten, aby już nie
powtarzać w przyszłości podobnego zabiegu. Po długich wysiłkach rozwiązaliśmy
wyjącego pacjenta. Od tej chwili przez wiele dni musieliśmy trzymać tych dwóch
z daleka od siebie. Porta jednak dokonał zemsty. Udało mu się obezwładnić i związać
Starego, ściągnąć mu buty i skarpetki, przywiązać mu obie nogi do słupa, natrzeć pięty
solą i zaprosić dwie kozy, żeby sobie używały. Gdy Stary wrzeszczał, Porta spokojnie pił
piwo i używając długiego, kozackiego bicza, skutecznie nie pozwalał nam zbliżyć się do
Starego. Kozy lizały i lizały, a Stary łkał, wrzeszczał i śmiał się konwulsyjnie.
To dopiero było lato!
Daleko, w Prusach Wschodnich, odbywała się narada wszystkich dowódców
korpusów. Byli tam generałowie-pułkownicy i feldmarszałkowie z krwawoczerwonymi
lampasami na pedantycznie zaprasowanych spodniach. Złoto na kołnierzykach ich
mundurów konkurowało z blaskiem brylantów na zwisających z szyj Krzyżach
Rycerskich.
Z monoklami wciśniętymi w oczodoły pochylali się nad ogromnymi mapami
wielkiego frontu. Godzinę po godzinie przesuwali małe szpilki kolorowych chorągiewek.
Każda szpilka oznaczała wielką jednostkę, złożoną z od osiemnastu do dwudziestu tysięcy
łudzi.
I proszę was o przekazanie mych pozdrowień tysiącom tych, którzy otrzymają dar
bohaterskiego przeznaczenia i poniosą śmierć w bitwie, walcząc za ojczyznę i honor.
Tak przemówił nasz dowódca armii do wszystkich dowódców dywizji, wśród których
był też dowódca dywizji, w której składzie znajdował się 27 pułk pancerny. Na koniec
tłusty, obwieszony medalami masowy morderca z monoklem w oku zasalutował
i odjechał do swej kwatery, daleko, daleko za linią frontu, natomiast dowódcy dywizji
powrócili do swych sztabów, aby zająć się przygotowaniem ofensywy, aby obwieszeni
nowymi medalami nadal bawić się malutkimi chorągiewkami i ślicznymi, wielkimi
mapami.
Pułk... do modlitwy... Klęknąć!
Kapelan miał na sobie mundur oficerski z purpurowymi naramiennikami. Nosił
stopień majora i piastował stanowisko odpowiadające randze oficera sztabowego. Na
lewej kieszeni jego kurtki widniał %7łelazny Krzyż.
Ojcze Zwięty! Pobłogosław te dumne ramiona, stojące tu na Twoją cześć! Niech
zmiażdżą i skatują czerwonych barbarzyńców, o to Cię błagamy. Ojcze Nasz Niebieski,
daj nam silę, byśmy stali się narzędziem Twej sprawiedliwości dla wszystkich
czerwonych mieszkańców tych błot.
Pózniej opowiem, co się wydarzyło, gdy Porta i ja schwytaliśmy tego kapelana
podczas wielkiej bitwy.
XXV Bohaterskie przeznaczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]