RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twych interesów.
 Bo najlepiej ich nie regulować. Umrę ja, umrą
manichejczyki, umrą interesy! Tymczasem niech cierpią
oni i ja po straconej mamonie. Cierpieć w życiu obowiązek
* Hin ist hin! (niem.)  Było, minęło!
94
jest i tego nic nie zmieni! A zresztą, co tam za wielka
klęska? Ja pieniędzy nie schowałem& poszły w kurs.
Może wrócą z setnych rąk do tych, co mi je dali; no, to i
będzie słuszne. Ja bym wolał, żeby do mnie wróciły; ale
jeśli już koniecznie mają do nich wrócić, to też zgoda&
Nie zginie klasa ratujących w potrzebie! Pożywię się
znowu przy nich!
Józef słuchał cierpliwie. Miał w naturze swojej trzy
wstręty: do dysput, do rad i do nawracania. Nie zdał się na
moralizatora. Zresztą był w tej chwili pełen szczęśliwości;
podobało mu się wszystko, nawet absurdy Piotrusia. Chciał
tylko prędzej swoją misję skończyć i wrócić do Pepi.
 Mój drogi  rzekł  postaraj się dopomóc mi nieco,
zamiast pleść androny. Jutro musimy twoje długi wszystkie
zapłacić i wyjechać nocnym pociągiem.
 Zapłacić! Ho, ho! To będzie dopiero tym
dobrodziejom bal! Pochorują się z wrażenia! Skądże masz
pieniądze?
 Ciotka dała.
 Et, nieprawda! Cóż ona? Pomieszania zmysłów
dostała?
 Nie, ale chce ciebie mieć we młynie, a ja oznajmiłem,
że cię bez tego nie sprowadzę.
 Mądrześ rzekł! Dziękuję ci, Józik! Aha, to jeszcze
sobie jeden dług przypominam: sukcesorów majora
Tednow.
 Może jeszcze kogo?
 Nie, chyba już dosyć. Zresztą jutro trzeba tę
szarańczę zwołać tutaj, to ich może po głosie poznam. Uch,
szelmy, tyle pożrą pieniędzy!
 A rzeczy twoje u kogo?
  Pod Aabędziem. Niech no mi mole zahodował! A
95
zresztą, moje biedne odzienie, taki szyk, i trzeba je będzie
tylko ciotce produkować. Wiesz, ja ci drapnę z dworca
jeszcze!
 Nie. Mnie tego nie uczynisz!  odparł Józef patrząc
nań poważnie.
Piotruś spotkał ten wzrok i skoczył bratu na szyję.
 Nie, nie zrobię!  potwierdził serdecznie. Zaraz
potem spojrzał na zegarek brata i rzekł:
 Jeszcze wcześnie. Chodzmy gdzie. Zaprowadzę cię
na setną zabawę. Są jakieś Tyrolki śpiewające.
 Pójdziemy spać!
 Et, farsa! To się z ciebie zrobił filister. Pewnieś się
gdzieś  wysoko zakochał. Dziwna rzecz, jak to zaraz
humor człowieka kwasi!
 Ano, trudno! Prześpimy się po filistersku. Zmachany
jestem drogą. Ale, powiedz mi, gdzieś podział zegarek, ten
antyk& po babce.
 A ten? Kędyś w praniu być musi.
 Przypomnij sobie gdzie i odszukaj kwit. Trzeba go
odzyskać.
 Znajdzie się! Ale podły, bez ustanku trzeba go
reparować! Już bym go dawno zepsuł, żeby nie to, że
często daję& do przechowania. Cóż tam u starych? Bardzo
na mnie zli?
 Pewnie, alem ich mało widział. Bardzom rad, że
ciotka ciebie polubiła.
 Wiesz, żem zwąchał, że oni gdzieś chowają
pieniądze? Jedno przed drugim się kryje. Istna złość, że ta
moneta pleśnieje. Ale ja ich teraz dopilnuję.
 Po co? Ich własność. Niech robią, co chcą.
 Ja też nie ruszę, ale wiedzieć będę. Trzeba też, żeby
ciotka dała mi jakąś pensję i uwalniała w niedzielę& do
96
ciebie. Inaczej znowu drapnę. Wytrzymać nie sposób, bo to
i głód, i chłód, i nuda, że choć się obwiesić.
 Dobrze! Pogadamy z ciotką. Ma słabość do ciebie.
Zresztą tyś powinien we młynie zostać. Pewnie ci go
zapisze.
 A ty? Wiesz, wuj mi gadał, że chce ciebie z
Maltasówną ożenić.
 Daliby sobie spokój, a mnie krzyżyk. Ani ich młyna,
ani swatów nie chcę. Dam sobie radę, bylebym doktorat
przeszedł.
 W świat ruszysz wielki i dobrze ci będzie. I mnie tak
się chce przy młynie zostać, jak psu tańczyć! Ta
Maltasówna będzie bogata.
Ziewnął i zabrał się do spoczynku.
Józef chwilę jeszcze siedział u stołu, na skrawku papieru
gryzmolił piosenkę dla Pepi. Potem położył się też i usnął,
marząc o jej pocałunkach.
Nazajutrz Piotruś poszedł zwoływać swych kredytorów.
Na to hasło stancja ich napełniła się tłumem bardzo
rozmaitym.
 A co? Patrz, jaki bukiecik?  szepnął w ucho brata,
uszczęśliwiony.  Widziałeś ty kiedy tyle małp w
komplecie? Zaczynaj od Fausta!
Józef tedy zagaił posiedzenie z jednym, podczas gdy
reszta zabawiała się na stronie.
Piotruś między nich wpadł, prawiąc koncepty, z miną
milionera, drażniąc się, śmiejąc, przechwalając się z
olbrzymiego spadku brata. W ten sposób nastrojeni
ludziska miękli i do Józefa przychodzili pełni szacunku i
uznania. Robota jednak była ciężka  biedny kasjer
potniał, w gardle mu zasychało. Zdarzały się nieczytelne
świstki lub urojone weksle& dla pewności, sprzeczki o
97
procent i termin. Piotruś nie raczył pomóc, bawił się
wybornie, a wreszcie poszedł z gospodarzem  Aabędzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl