
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspólnikiem. Taki blondyn.
- I nigdy pan nie rozmawiał z samym Hertzem?
- Nigdy. W ogóle tam pierwszy raz obstalowałem sobie okulary. Znajomi mi
powiedzieli, że to dobry optyk i że ma angielski surowiec na oprawki, więc...
- Czy pan wie, że istnieje w Warszawie adwokat, który nosi takie same nazwisko jak
pan?
- Tak. Wiem. Czytałem o nim kiedyś w gazecie. W związku, zdaje się, z jakimś
procesem kryminalnym.
Downar zgasił papierosa i wstał.
- Dziękuję panu, panie inżynierze.
- To pan chciał się tylko dowiedzieć, czyja mam astygmatyzm?
- Właściwie tak.
Inżynier Natorski pokręcił głową.
- Dziwna jest praca oficera milicji, bardzo dziwna. Ulica była pusta. Samotny pies
obwąchiwał z zainteresowaniem rachityczne drzewko. Daleko dzwonił tramwaj.
Downar, pogwizdując przez zęby, ruszył wolnym krokiem w kierunku placu
Narutowicza. Poczuł zmęczenie. Miał za sobą pracowity dzień. Zrobił sporo, to prawda, ale
ciągle jeszcze poruszał się po omacku. Nie mógł jakoś odnalezć drogi, która by go
zaprowadziła do rozwiązania tej zagadkowej historii. Wiedział już dużo, nie dość jednak, aby
mógł wysnuć jakieś konkretne wnioski. Wszystko to właściwie obracało się nieustannie w
sferze domysłów, hipotez mniej lub więcej uzasadnionych przypuszczeń. To go zaczynało
niecierpliwić, złościć. Robił sobie wyrzuty, że działa za mało energicznie, zbyt ospale. Do
diabła z taką robotą!
Zapalił papierosa i przyśpieszył kroku.
- Trzeba stanowczo zwiększyć tempo, stanowczo zwiększyć tempo - mruczał,
niezadowolony z samego siebie.
W tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że właściwie bez przerwy dręczy go w
podświadomości wątpliwość co do teorii Walczaka. Zasadniczo zgadzał się z Karolem. To
było przecież jedyne prawdopodobne wytłumaczenie, ale coś go w tej teorii niepokoiło, coś
nie dawało mu spokoju. Ten miotacz noży... Nie, nie, stanowczo mu to nie pasowało.
Wsiadł do tramwaju z mocnym postanowieniem odwiedzenia raz jeszcze adwokata
Natorskiego.
ROZDZIAA VII
Wizja lokalna całkowicie potwierdziła teorię Walczaka. Downar, jak to zostało
zaprojektowane, poszedł do cyrku w towarzystwie Kobieli i z wielkim zainteresowaniem
przyglądał się popisom miotacza noży. Był nim wysoki, szczupły mężczyzna o skośnych
oczach i wystających kościach policzkowych. Bez trudu można w nim było dojrzeć
domieszkę krwi azjatyckiej. Kobiela nawet z początku myślał, że to Chińczyk.
Po skończonym przedstawieniu odwiedzili artystę wjego garderobie. Mówił biegle po
niemiecku. Downar więc porozumiał się z nim bez trudu.
Z początku nie bardzo mógł zrozumieć, czego od niego chcą, wreszcie jednak dał się
namówić i razem pojechali na Stare Miasto. Wszystko oczywiście było z góry przygotowane.
Downar wynajął pokój od pani Wiśniewskiej, w otwartym zaś oknie Natorskiego ustawiono
kukłę, mającą odegrać rolę zamordowanego optyka.
Miotacz noży obejrzał brazylijski sztylet, a następnie rzucił nim bez widocznego
wysiłku. Ostrze po rękojeść utkwiło w manekinie.
- Na jaką odległość rzut jest celny? - spytał Downar.
- To zależy od długości i wagi noża - odparł cyrkowiec. - Takim długim sztyletem ze
stosunkową lekką rękojeścią można celnie rzucić na dwadzieścia, a nawet na dwadzieścia
pięć metrów. Mówimy oczywiście o fachowcu.
Podziękowali człowiekowi o skośnych oczach i prosząc go o zachowanie dyskrecji,
odwiezli go dojego kwatery. Na pamiątkę podarowali mu kilka paczek waweli i belwederTej
nocy Downar długo nie mógł zasnąć. Chodził po pokoju, palił papierosy i myślał.
Zerwał się wczesnym rankiem i pojechał do komendy. Od razu wezwał go do siebie
major.
- Muszę przyznać, że z tą sekcją mieliście dobrego nosa - powiedział.
Downar ożywił się.
- Więc jednak stwierdzono obecność arszeniku? Tak. Doktor Kozłowski powtórnie
badał zwłoki.
- To znaczy, że facet rzeczywiście najprzód został otruty, a dopiero potem
zasztyletowany. Morderca liczył na to, że jego ofiara nie zdąży porozumieć się z Natorskim.
- Tak z tego wynika.
Downar w zamyśleniu potarł czoło.
- Szedł za nim... Zaraz, zaraz, coś mi przychodzi do głowy. Muszę to sprawdzić.
Już otwierał drzwi, kiedy Leśniewski go zatrzymał.
- Aha, jeszcze jedna sprawa. Dzwonił Domański. Podobno ma dla was jakąś ważną
wiadomość. Prosił, żebyście się z nim porozumieli.
- Dobrze. Wstąpię do niego.
Downar pobiegł do swego pokoju i natychmiast rozłożył na biurku całą dokumentację
dotyczącą sprawy. Bardzo uważnie oglądał materiał daktyloskopijny i zdjęcia sytuacyjne.
Wszedł Kobiela.
- Jaki rozkład jazdy na dzisiaj, towarzyszu kapitanie?
- Zaraz o tym pogadamy. Pozwólcie no tu na chwilę. Przyjrzyjcie się tej fotografii.
- To ten facet z nożem w plecach? Downar skinął głową.
- Tak. Czy nic was nie zaskakuje w tym zdjęciu? Kobiela wzruszył ramionami.
- Boja wiem. Nic takiego nie widzę.
Downar dłonią uderzył w fotografię.
- Przyjrzyjcie się uważnie. Widzicie, jak facetjest blisko przysunięty do biurka?
- Faktycznie.
- Czy z tej pozycji mógłby wstać, nie odsuwając krzesła? [ Pobierz całość w formacie PDF ]