[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wołający na pustyni. Błagałem o prawdę, ale chowaliście ją dla siebie. Raczej dla śmierci.
Jesteście zadowoleni?
Zenobiusz smętnie pokiwał głową. Nie wiedziałem nawet, czy mnie słucha, czy myśli
o innych sprawach.
- Jak - było z Laurą? - zapytałem. - Obiecał pan podać szczegóły. Pański pokój
znajduje się tuż przy pokoju Laury.
- yle spałem w nocy. Już nie ten sen. Drzemałem i budziłem się. Z drzemki wyrwał
mnie jakiś odgłos, raczej głoś; Jakby ktoś stał za oknem i wołał Laurę.
- Czyj to był głos?
- W pierwszej chwili przestraszyłem się, bo pomyślałem, że to głos nieboszczki
Filomeny.
- A w drugiej chwili?
- Pomyślałem, że to chyba halucynacja słuchowa. Wtedy usłyszałem już wyraznie, bo
z tym wołaniem mogło mi się tylko zdawać, że o szybę okna Laury uderza kamyk. Chyba
Laura otworzyła okno i zajrzała, kto rzucił kamykiem. Wtedy znowu zasnąłem. A pózniej pan
już sam wie, jak było. Laura leżała rano na parapecie okna. Uduszona. Jakie to brutalne i
straszne. Biedna Laura. Wszyscy jesteśmy biedni. I marnością jest wszystko.
- A jak pan się czuje?
- Można się domyślić. Wstrząsnęła mną śmierć Laury. Wieczorem, kiedy szliśmy
spać, Laura powiedziała, że musi coś panu przekazać albo wyznać. Tylko panu. Jeszcze
wcześniej, kiedy żył świętej pamięci Barnaba, chłopak co prawda krnąbrny, ale utalentowany,
Laura sprzeczała się z nim, że musi panu coś powiedzieć, jednak Barnaba nie pozwolił.
Chciała panu coś powiedzieć. Dlatego ją zabili.
- Czy pan wie, o czyni Laura chciała mi powiedzieć?
- Wymyśliła sobie, jak to młoda dziewczyna, że Barnaba zgładził Filomenę. A pózniej
musiał zabić Gienię, tak mówiła Laura, bo Gienia zajrzała do pokoju, kiedy Laury tam nie
było i kiedy Barnaba zabijał Filomenę. To oczywisty nonsens. Zresztą nie kalajmy pamięci
umarłych. Z prochu powstali i w proch się obrócą.
- A ponieważ Eligiusz widział, jak Barnaba zabija Gienię, więc trzeba było zgładzić
także Eligiusza. Barnaba już nie mógł wycofać się z tego szaleństwa, z obłąkańczej zabawy w
śmierć. Czy tak?
- To pan powiedział, nie ja. Uszanujmy jednak pamięć umarłych. Tak nakazuje nam,
wiekowa tradycja.
- Ostrzegałem was. Pana także. A pan pierwszy zaczął kłamać, panie Zenobiuszu! Nie
przyznał się pan, że drugi sztylet jest pańską własnością. Nie dał pan dobrego przykładu.
- Człowiek ma swoje słabości.
- Mogliście przewidzieć, czym skończy się wasza zmowa milczenia, ten nikczemny
spisek! Barnaba zabił Filomenę, bo ktoś chciał ją wcześniej otruć arszenikiem. Rozumie pan?
Barnaba przestraszył się, że działa konkurencyjna firma polująca na majątek Filomeny.
Firma, o której on niczego nie wiedział. Miał własne plany, musiał więc szybko działać.
Uprzedzić konkurencję. Znalezć biżuterię i uciec z nią za granicę.
Zenobiusz był zaskoczony moim wywodem. Znając stosunki, jakie panowały między
nim a Barnabą, domyśliłem się, że Barnaba nie wtajemniczył go w swoje plany.
- Nie wiem, nic nie wiem. Pierwsze słyszę - mówił Zenobiusz. - Ale wiadomo
przecież, co się stało z Amelią. Także chcieli ją zabić! Kto? Pan sierżant nie wie? Także nie
wiem. A kto zabił Barnabę strzałem z kuszy? Kusza niesie strzałę z większą siłą niż łuk. Ze
straszną siłą. Teraz jesteśmy sami. Pan i ja. Tylko my. A więc, rozumując logicznie, zabija
któryś z nas. Pan albo ja. Nie może być inaczej.
Zenobiusz ożywił się. Mówił zwięzle, wyraznie, dobitnie. Teraz on prowadził swoją
grę. I chciał ją wygrać. Powiedział:
- Ja albo pan. O to chodzi. Ale ja odpadam. Został tylko pan. U mnie już nie ten umysł
co dawniej. Ale w moim rozumowaniu nie ma błędu. Pan sierżant wie, że mówię logicznie,
chociaż biedna Laura nazywała mnie wapniakiem. I mówiła, że trociny się ze mnie sypią.
Biedne dziecko! Miałaby u mnie dobrze. Ach, życie... Marnością jest wszystko i niczym
więcej.
Stracił wątek. Stracił pewność siebie.
- Otóż to - powiedziałem. - Więc ja zabijam, jeśli pan siebie uniewinnił tak szybko i
tak logicznie.
Wyprostował się w fotelu, wypiął zapadłą pierś.
- Wiem, co mnie czeka - oświadczył. - Za prawdę zawsze trzeba płacić, tak było od
wieków. Teraz pan mnie zabije, żeby usunąć ostatniego świadka ponurej afery. A pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]