[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówili o tym w radio, ale niektórzy ludzie nie zwracają na nic uwagi. Wjechała
na nią ciężarówka... - przerwał, z trudem opanowując daremną wściekłość. - Ci
z pogotowia dziwili się, że Carla w ogóle przeżyła. Miała bardzo poważne
uszkodzenia głowy, lecz, o dziwo, jej ciało i twarz były nietknięte. Potem
odwiedzałem ją codziennie w szpitalu, gdy nie musiałem wyjeżdżać poza
miasto. Nie mogła mówić, jeść, a nawet oddychać bez aparatury ...
- To straszne... - wyrwało się Lisi, ale nie powiedziała nic więcej, sądząc,
że Philip pewnie wielokrotnie słyszał banalne słowa współczucia.
- Lekarze nie byli nawet pewni, czy mnie słyszy, ale mówiłem do niej,
puszczałem jej ulubioną muzykę, miałem nadzieję, że może jednak...
- 62 -
S
R
Napotkał jej spojrzenie pełne głębokiego współczucia. Wziął się w garść,
bo nie chciał się przy niej rozklejać.
- %7łyłem w całkowitej próżni. Praca stała się moim wybawieniem. Wiele
kobiet okazywało mi zainteresowanie, ale ja nigdy... - zawahał się.
- Nigdy co, Philipie?
- Nigdy nie dałem się skusić - rzucił, zaciskając usta. - Nigdy! Zrobiłem to
dopiero z tobą.
A więc ona miała być kozłem ofiarnym? Dlatego wyładowywał na niej
złość?
- Mówisz tak, jakbym była jakąś femme fatale - rzuciła cierpko.
- Wręcz przeciwnie. Sprawiałaś wrażenie słodkiej i niewinnej.
Nieskomplikowanej.
Zauważyła z przykrością, że użył czasu przeszłego.
- Aż do tej nocy. Wypiłem tylko jeden kieliszek, więc nie mogę nawet
winić alkoholu - powiedział, wpatrując się w okno.
Winić? Musiał kogoś winić i to na nią wypadło!
- A więc to ja ponoszę odpowiedzialność za twoją chwilową słabość?! -
rzuciła wyzywająco.
Odwrócił się do niej z wściekłością na twarzy.
- Czy masz zwyczaj upijać się, a potem wykorzystywać pokoje różnych
panów do drzemki? - spytał ze złością. - Czy często zdejmujesz ubranie i
kładziesz się w ponętnej, wyczekującej pozie, jak ucieleśnienie męskich
fantazji?
- Tak uważasz?
- Nie pochlebiam sobie, że byłem pierwszy - oświadczył chłodno. - Nie
wyglądało na to, że brak ci doświadczenia.
- Traktuję to jako komplement - powiedziała z przekąsem, choć zraniły ją
te słowa. - Przepraszam - dodała. - Nie powinnam żartować, gdy opowiadasz mi
o tym wszystkim.
- 63 -
S
R
- Nie szkodzi. To było dawno. Nie chcę przez całe życie tego
rozpamiętywać.
- Co zrobiłeś po śmierci żony? - spytała cicho.
- Byłem załamany. Pomógł mi Khalim, przyjaciel z Cambridge. Gdy
dowiedział się o wszystkim, zaprosił mnie do Marabanu, swego bliskowschod-
niego księstwa. Pracowałem dla niego przez kilka lat, dużo podróżowałem i to
pomogło mi się jakoś pozbierać.
Po chwili zadumy Lisi wróciła do rzeczywistości.
- Chcesz obejrzeć piętro? - spytała rzeczowo.
- Nie, dziękuję, tyle mi wystarczy. Lisi odetchnęła z ulgą.
- Na pewno po świętach będziemy mieli wiele nowych ofert - powiedziała
radośnie.
- Chyba zle mnie zrozumiałaś, Lisi. - Philip roześmiał się. - Chcę kupić
ten dom.
- Ale cena jest zbyt wygórowana i dobrze o tym wiesz!
- Marian Reece już mnie o tym poinformowała.
- Właściciele stanowczo nie zgadzają się na jej obniżenie.
- Zaproponuj im więc pełną kwotę.
Nie wierzyła własnym uszom. Philip Caprice, znany z tego, że potrafił
twardo i skutecznie negocjować, proponuje jej coś takiego!
- Mówisz poważnie?
- Oczywiście. Powiedz właścicielom, że mój jedyny warunek to ich
natychmiastowa wyprowadzka. Załatwmy to szybko, dobrze?
- Jak sobie życzysz - odparła oficjalnym tonem. - W takim razie, skoro
wszystko ustaliliśmy, wpadnę szybko do biura, a potem muszę się spieszyć...
- Do Tima? - wtrącił cicho.
Wolałaby, by nie używał tego władczego tonu.
- Tak - odparła chłodno. Odwróciła się na pięcie i, stukając obcasami,
ruszyła szybko w stronę holu.
- 64 -
S
R
- Zaczekaj, nie omówiliśmy jeszcze kwestii świąt.
- A o co chodzi? - spytała, udając, że nie wie, co Philip ma na myśli.
- Chciałbym spędzić trochę czasu z Timem.
- Obawiam się, że to niemożliwe.
- Ach tak? A to dlaczego?
- Bo już mamy pewne plany.
- To je zmień albo mnie w nich uwzględnij.
- Umówiliśmy się na obiad świąteczny u mojej przyjaciółki Rachel. Jej
synek to najlepszy przyjaciel Tima. Nie mogę cię tam zaprosić!
- Ja jestem zaproszony na obiad do rodziców, ale potem tu przyjadę.
Moglibyśmy zjeść razem podwieczorek...
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo... Tim nawet nie wie, kim jesteś!
- Więc jeszcze mu nie powiedziałaś? - spytał, mrużąc oczy.
- A niby kiedy? - odparła ze złością. - To nie jest takie łatwe. Rano nie
miałam czasu, bo zerwano mnie z łóżka i polecono na twój rozkaz przylecieć do
biura.
- Sądziłem, że powinnaś zobaczyć dom, który chcę kupić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]