RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dym słowem pogrąża się w jego oczach.
- Opowiedz mi o tym - naciskał.
- Giovanni, po co chcesz to wiedzieć?! - wykrzyknęła,
chcąc oszczędzić mu cierpień.
- Czy nie możesz tego zrobić dla brata? Przecież powiedzia-
łaś mojej mamie, że jestem dla ciebie jak brat.
- Powiedziałam! - wykrzyknęła, nie mogąc powstrzymać
łez. A więc rozmawiał z matką.
Pośpiesznie opowiedziała mu wszystko, co pamiętała z tam-
tego lunchu.
- Potem pojechaliśmy do Loretello, po drodze byliśmy je-
szcze w Arcevii.
- Aha... żeby odnalezć farmę twojej prababci.
- Tak.
Na chwilę zaległa cisza.
- Znalazłaś ją, Gaby?
W milczeniu skinęła głową.
- I coś się wtedy wydarzyło.
- Tak. - Nerwowo zwilżyła usta. - Przejrzeliśmy księgi pa-
S
R
rafialne. Luke znalazł zapis świadczący, że prababcia urodziła
się w Rzymie albo w jego pobliżu. Do Loretello zabrała ją ro-
dzina Ridolfi. Wychowała się tam i mieszkała aż do chwili,
kiedy uciekła ze swoim przyszłym mężem.
- Fascynująca historia. Ale ja mówiłem o tobie i moim bra-
cie. - Znów zapadła druzgocząca cisza. - Pocałował cię? Po-
wiedz tylko: tak czy nie?
Zaczerpnęła powietrza.
- Tak. - Pulsująca krew dudniła jej w uszach.
- Tak jak mężczyzna całuje kobietę, której pragnie?
Zerwała się z łóżka, przycisnęła dłonie do piersi.
- Tak.
- Gaby - wyszeptał drżącym głosem. - Czy ty pocałowałaś
go tak samo? O nic więcej nie będę pytał.
Marzyła, by umrzeć.
- Tak.
Giovanni przeżegnał się.
- Giovanni! - Gaby wybuchnęła płaczem. - Proszę, prze-
bacz mi. Przebacz nam obojgu. Tak się po prostu stało. Luke
jest zdruzgotany nie mniej niż ja. Przysięgam, że nie chcieliśmy
cię zranić.
- Nie zrobiliście tego - szepnął dziwnie zmienionym gło-
sem. - Dziękuję, że powiedziałaś mi prawdę. Znasz powiedze-
nie, że prawda daje wolność.
- Tak, ale wiem, że wbrew temu, co mówisz, w głębi duszy
cierpisz. I co teraz chcesz zrobić? - szepnęła z lękiem. Bała się
o niego.
Zamiast odpowiedzieć, pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Wkrótce przybędzie Luca, wyciągnie cię stąd. Zrób to dla
mnie i nie mów mu, że tu byłem i wyciągnąłem od ciebie to
wyznanie. Byłoby mu przykro. Zawsze się starał mnie chronić.
Zostaw mu to złudzenie, Gaby, proszę cię - dokończył żarliwie.
S
R
Jego szczerość zbiła ją z tropu.
- Obiecuję - wydusiła i otarła oczy. - Ale jeśli strażnik mu
powie?
- Nie powie - uciął.
- Luke już wie, że się znalazłeś?
- Do tej pory mama mu na pewno powiedziała. Wiem, że
mogę liczyć na twoje słowo. Miłej podróży, Gaby.
- Poczekaj... - zawołała, bo odwrócił się i cicho zastukał
w kratę. - Chcę wiedzieć, co się dzieje, co zamierzasz... Nie
odchodz!
- Nie ma czasu - odparł tajemniczo, nim strażnik otworzył
kratę.
Przywarła do prętów i patrzyła za znikającą sylwetką. Z roz-
paczą przycisnęła głowę do zimnego metalu.
Giovanni do końca zachował się wspaniale. A przecież do-'
skonale wiedziała, jakim ciosem było dla niego usłyszenie pra-
wdy. Zrobiłaby wszystko, by do tego nie doszło. Niestety, już
za pózno. Nigdy sobie tego nie wybaczy.
Przyrzekła, że Luke nie dowie się o wizycie Giovanniego.
I dotrzyma słowa, przynajmniej to dla niego zrobi. Po co dodat-
kowo zadręczać Luke'a, on i tak do końca życia będzie mieć
wyrzuty sumienia, że zawiódł brata.
Wróci do Rzymu w przeświadczeniu, że cała sprawa pozo-
stała tajemnicą ich dwojga. Każde z nich pójdzie swoją drogą.
Tak to będzie.
Roztrząsała w duchu swoją obecną sytuację. Niejasna była
przyczyna jej aresztowania, ale rodzina Provere już o tym wie-
działa. Inaczej Giovanni nie byłby tu dzisiaj.
Gdy dowiedział się, co łączy ją z jego bratem, wycofał się
dyskretnie, Luke'owi pozostawił działanie. Zachował się jak
prawdziwy dżentelmen.
Serce zabiło jej mocniej na samą myśl, że wkrótce ujrzy
S
R
Luke'a. Nie mogła usiedzieć w miejscu, zaczęła nerwowo prze-
chadzać się po niewielkiej celi. Czas mijał. Wreszcie poddała
się, opadła na łóżko.
Najpewniej jest już koło północy. Może coś go zatrzymało.
Może zdecydował poczekać do rana i wtedy zacząć starania
o jej uwolnienie.
Westchnęła ciężko, odwróciła się do ściany. Powoli zaczął
morzyć ją sen. Naraz zapaliło się światło.
Usłyszała swoje imię, potem szybkie słowa po włosku. Ten
donośny, głęboki głos mógł należeć tylko do Luke'a.
Odwróciła się na bok. Zmieszany strażnik niezdarnie otwie-
rał zamek. Po chwili szybkim krokiem do środka wkroczył
wzburzony Luke. Miał ściągnięte gniewnie rysy, pociemniałą
twarz.
- Per Dio! - wykrzyknął. Oczy mu pałały. W tym gniewie
był wspaniały. Rzucił w stronę oniemiałego strażnika kilka do-
sadnych słów, wyzywając jej prześladowców od kryminalistów
i barbarzyńców.
Pochylił się i ujął jej twarz w obie dłonie.
- Jak się czujesz, Gabriello? - przebiegł po jej twarzy uważ-
nym spojrzeniem. Miał zaciśnięte usta. - Dostałaś coś do jedze-
nia i picia? - zapytał, jednocześnie pieszczotliwie przesuwając
palcami po policzkach dziewczyny.
Była tak uszczęśliwiona, że nie mogła wydobyć z siebie
głosu. Nie mogła myśleć. Skinęła tylko głową. Luke znów rzucił
coś po włosku, ze złością. Niemal w tej samej chwili strażnik
podskoczył do niej ze szklanką wody.
Luke pomógł jej usiąść. Wypiła duszkiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl