[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszyscy zamarli z przerażenia, a Charon patrzył na Hippostenejda wzrokiem twardym i
zimnym. Powiedział:
- Aotrze, pięknie nas urządziłeś! Ale Hippostenejd nie ustępował tamtym i bronił się wy-
mownie:
- Nie stało się nic strasznego. Tylko zmień ton głosu i wysłuchaj spokojnie argumentów
człowieka, który jest twoim rówieśnikiem i ma tyleż samo siwych włosów na głowie! Jeśli
chcemy koniecznie pokazać obywatelom odwagę gardzącą wszelkim niebezpieczeństwem, to
- proszę bardzo - dnia zostało jeszcze sporo! Nie czekajmy wieczoru, chwytajmy za miecze,
uderzmy na tyranów! Zabijajmy, gińmy, nie szczędzmy nikogo, ani wrogów, ani siebie! Aa-
two to zrobić, łatwo umrzeć. Trudno natomiast wyzwolić nasze miasto, kiedy jest w nim tylu
uzbrojonych nieprzyjaciół, trudno wyprzeć spartański garnizon za cenę dwóch lub trzech tru-
pów! To chyba jasne, że Fillidas nie przygotował aż tyle wina, żeby upić nim tysiąc pięciuset
żołnierzy? Dobrze, przyjmijmy, żeśmy się jakoś załatwili z Archiaszem. Ale zostają przecież,
trzezwi i strażujący całą noc, dowódcy spartańskiej załogi! Nie widzę więc żadnego sposobu,
żeby udało się dziś miasto wyzwolić. Po co sprowadzać z Kitajronu tamtych siedmiu, naszych
przyjaciół i bliskich? Przecież tu grozi im pewna zguba, donosiciele zaraz ich wydadzą! I to
jeszcze teraz, kiedy wrogowie już coś wiedzą, już coś podejrzewają. Bo z jakiegoż innego
powodu kazaliby mieszkańcom miasta Tespie być pod bronią, i to już od trzech dni, i baczyć,
kiedy ich przywołają spartańscy dowódcy? Wiadomo mi także, że Amfiteos będzie przesłu-
chiwany dziś jeszcze, kiedy tylko wróci Arehiasz; bo wyjechał on do Haliartos razem z Li-
zandrydem, żeby zasypać grób Alkmeny. Po przesłuchaniu mają zamiar od razu zgładzić Am-
fiteosa. Proszę bardzo - czy wszystko to nie oznacza jak najoczywiściej, że nasz spisek nie
dał się utrzymać w tajemnicy? A w takiej sytuacji czy nie najlepiej zatrzymać się na czas
krótki, po to tylko żeby jakoś nastawić niebiosa przychylnie do nas? Bo i to musicie wiedzieć:
kiedy wieszczkowie składali ofiary bogini Demeter, oświadczyli, że mięso spalone na ołtarzu
zapowiada jakieś wielkie zamieszanie w mieście i niebezpieczeństwo dla społeczności! A co
do ciebie, Charonie, to ty powinieneś mieć się na baczności przede wszystkim. Zaraz ci bo-
wiem opowiem, co zdarzyło mi się właśnie wczoraj:
- Wracałem ze wsi, nie sam. Był ze mną dobry mój znajomy, i w ogóle człowiek wielkiej
zacności, Hipatodor. Ten nie wie nic o naszej sprawie. Otóż mówi on tak do mnie:
- Słuchaj, Hippostenejdzie, ty masz przyjaciela, Charona. Ja prawie go nie znam. Uprzedz
go, jeśli uważasz to za stosowne, że grozi mu niebezpieczeństwo. Miałem tej nocy sen dziwny
i chyba zle wróżący: dom Charona cierpiał boleści jak rodząca kobieta, on sam zaś i jego
przyjaciele stali wokół bardzo się niepokojąc i zanosząc modły. Tymczasem dom porykiwał i
wydawał jakieś nieskładne dzwięki, aż wreszcie z wnętrza wystrzelił straszliwy ogień, od
którego zajęło się płomieniem prawie całe miasto. Ale sam zamek, Kadmeja, był otoczony
tylko dymem, bo płomień nie sięgał tak wysoko.
Taka to była mara senna, Charonie, o której powiedział mi ten człowiek. A ja już wtedy,
słuchając jego słów, od razu się przeraziłem, a dziś zamartwiam się jeszcze bardziej, od kiedy
się dowiedziałem, że owych siedmiu ma się ukryć właśnie w twoim domu. %7łebyśmy tylko
81
sami siebie nie wplątali w wielkie nieszczęście! Może być i tak, że naszym wrogom nic złego
nie uczynimy, najwyżej trochę ich postraszymy. Bo ja ten sen tak sobie tłumaczę: miasto,
które stanęło w płomieniach od ognia w twoim domu, to my; a zamek Kadmeja to oni, nasi
nieprzyjaciele, bo przecież tam główna ich ostoja.
Charon już chciał coś odpowiedzieć Hippostenejdowi, ale wstrzymał go Teokryt:
- A mnie właśnie ten sen zachęca do działania! Choć muszę powiedzieć, że wszystkie
ofiary, które składałem za pomyślność wygnańców, zawsze, jak dotąd, wypadały pomyślnie.
Bo mówisz, że wielkie i jasne światło powstało w tym mieście, a początek swój wzięło w [ Pobierz całość w formacie PDF ]