RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zresztą Maddox sam wiedział, że damscy bokserzy
zawsze biją tak, żeby nie było widać. Mógłby zatłuc tego
sukinsyna gołymi rękami, rozedrzeć go na kawałki.
Niestety, był na służbie. Musiał ustalić fakty, spisać
raport...
 Nic ci nie zrobił?  Zapytał.
 Nic. Straszył mnie, ale nie uderzył.
 Co z Mitchellem?
 Cały czas był na górze.
 Opowiedz mi, co się stało.  Wyjął notatnik.
 Zacznij od tego, jak weszłaś do domu.
Przycupnęła na brzeżku kanapy. Maddox usiadł
w wielkim skórzanym fotelu, jedynym fotelu w tym
pokoju, który był na tyle duży, żeby go pomieścić.
Zdziwił się, bo Ann skuliła się w sobie.
Była dobrym świadkiem. Opowiadała po kolei, sie-
dząc z dłońmi złożonymi na podołku jak grzeczna
dziewczynka. Jej zeznanie było jasne i całkowicie po-
zbawione emocji. Maddox obawiał się, że będzie niewy-
starczające.
 ... a potem wyszedł  zakończyła swą opowieść.
152 Virginia Kantra
 Wtedy zadzwoniłaś po policję?
Chciał spytać, dlaczego nie zadzwoniła do niego,
dlaczego gdzie indziej szukała pomocy. Nie odważył się.
Przecież nie chciała, żeby się nią opiekował.
Skinęła głową, bo głos odmówił jej posłuszeństwa.
Była przerażona, było jej zimno i niedobrze. Chciała,
żeby Maddox ją przytulił, chciała usiąść mu na kolanach
i błagać, by osłonił ją przed światem swoimi silnymi
ramionami. On nigdy nikomu nie pozwalał jej prze-
śladować. Nawet Billy emu Wardowi przyłożył za to, że
ją przezywał. Teraz też...
 Nigdy przedtem nie dzwoniłam na policję  po-
wtórzyła.  Tym razem się odważyłam, bo twój tata...
powiedział mi, że z nim rozmawiałeś.
 Dobrze zrobiłaś  pochwalił.  Jutro pojedziemy
do sądu. Dostanie urzędowy zakaz zbliżania się do
ciebie.
 Przecież mnie nie uderzył.
 Ale cię straszył. To może wystarczyć. Przecież już
nieraz cię bił. Czy ktoś nie mógłby z tobą zamieszkać?
Może Val?
 Mam prosić moją ciężarną przyjaciółkę, której
ukradłam mnóstwo pieniędzy, żeby zostawiła męża,
swoje wygodne łóżko i broniła mnie przed człowiekiem,
który usiłował ją zamordować? Nie ma mowy.
Mało brakowało, żeby się uśmiechnął. Na szczęście
prędko się opanował.
 No, to może twoja mama?
 Nie jesteśmy w najlepszych stosunkach  odparła
Ann z widocznym trudem.  Wprawdzie wybaczyła mi,
że zaszłam w ciążę i zostałam żoną Roba, no bo jak
inaczej mogłabym złapać takiego wspaniałego męża...
Odszukać szczęście 153
Niestety, w żaden sposób nie może się zmusić do
wybaczenia mi, że od niego odeszłam.
 Annie...  zaczął, ale nie chciała go słuchać.
 Nikogo nie potrzebuję  powiedziała prędko.  Nic
nam się nie stanie.
Nawet nie zaproponował, że prześpi się na kana-
pie. Nie było sensu. Ann życzyła mu dobrej nocy,
a potem zamknęła za nim drzwi, przekręciła klucz
w zamku, założyła łańcuch i zasunęła zasuwę. Położy-
ła się do łóżka i płakała dopóty, dopóki sen jej nie
zmorzył.
Kiedy rano wyjrzała przez okno, zobaczyła wielkie,
niebieskie auto Maddoxa. Wyglądało to tak, jakby wyje-
chał wprost z niespokojnego snu Ann, by zjawić się tuż
przed jej domem. Nie stanął na podjezdzie, żeby sąsiedzi
nie plotkowali. Zatrzymał się po przeciwnej stronie
ulicy.
Zamrugała oczami. Auto stało w tym samym miejscu,
co przedtem, a więc to nie była halucynacja. Czyżby
Maddox przesiedział tak całą noc? Nie wiedziała, czy
powinna się cieszyć z uporu, z jakim postanowił ją
chronić, czy też się wściec, bo zrobił to, nie pytając jej
o zdanie.
Prędko rozczesała włosy, założyła szorty. Kilka minut
pózniej znalazła się na ulicy.
Szyba w samochodzie była opuszczona.
 Co ty tutaj robisz?  zapytała ostro Ann.
Maddox potarł dłonią policzek. Miał podkrążone oczy
i głębsze niż zwykle zmarszczki na czole.
 Ja też ci życzę miłego dnia  powiedział.
 To nie było zbyt mądre.  Ann zignorowała tę
154 Virginia Kantra
jawną kpinę.  Niepotrzebnie siedziałeś całą noc przed
moim domem.
 Jestem przyzwyczajony.  Spojrzał na nią tym
swoim nieodgadnionym spojrzeniem, które zawsze
wprawiało ją w drżenie.
 Jeszcze jedno skrzywienie zawodowe?  spytała,
przypomniawszy sobie rozmowę, jaką toczyli kiedyś
w sali gimnastycznej.
 Powiedziałaś, że nie będziemy o tym rozmawiać.
 On chyba też to pamiętał, bo oczy mu się zwęziły.
O tym, czyli o strzelaninie w Atlancie.
 Może powinniśmy  stwierdziła Ann, podając mu
kubek z kawą.
 Dzięki.  Od razu wypił trochę kawy.  Po co? Boisz
się, że skrzywdzę twojego syna?
 Boję się o ciebie. Czy ty w ogóle kiedyś z kimś
o tym rozmawiałeś?
 Ze wszystkimi. Z komendantem, z grupą docho-
dzeniową, z prokuratorem, rzecznikiem prasowym, no
i oczywiście z psychologiem.
 I co?
 Wszyscy powtarzali to samo. Miałem prawo strze-
lić. No, bo rzeczywiście miałem. Uratowałem życie tej
nauczycielce... No, to chyba jestem niezłym gliną. Jak
myślisz?
 Czy tak właśnie się czujesz?  Serce jej się ścisnęło,
kiedy usłyszała wielką gorycz w jego głosie.
 Nie.  Wpatrywał się w kubek, który trzymał w tej
swojej wielkiej dłoni.  Ciągle się zastanawiam, czy
mogłem w tej sytuacji postąpić inaczej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl